Podsumowanie finansowe pogrzebu Wilimowskiego

Przy porannej kawie przedstawiamy podsumowanie finansowe pogrzebu Wilimowskiego.

Echa powtórnego pochówku Ernesta Wilimowskiego przemijają powoli w przestrzeni publicznej, więc i my powoli zamykamy ten temat. Rozliczenie finansowe organizacji:

Otrzymaliśmy 90.110,93 zł, wydaliśmy 90.088,00 zł.

Główne opłaty związane z wykupieniem miejsca na cmentarzu (2/3 miejsc), ekshumacji, przygotowania pomnika wyniosły 65.533,00 zł.

Szczególne podziękowania kierujemy do wszystkich darczyńców, ale także do Miasta Karlsruhe, które opłaciło 1/3 miejsca na cmentarzu, a także trumnę. Są to kwoty nie wliczone w poniższą tabelkę.

Na największym wieńcu/eRce znalazła się rekordowa liczba pożegnalnych szarf, było ich aż 34. Dziękujemy wszystkim fan klubom, stowarzyszeniom oraz prywatnym osobom, którzy pomogli w jego przygotowaniu.

Gdyby nie przekazane środki nie udałoby się zorganizować całego przedsięwzięcia w sposób godny tego znakomitego piłkarza Ruchu.

Sama uroczystość i przygotowania do nich, to było dla nas ogromne wezwanie, pełne wielu wyzwań i wyrzeczeń. Szczególnie dziękujemy Wielkiemu Ruchowi, który nas wspomógł na ostatniej prostej, bo środków nam po prostu zabrakło.

Dziękujemy wszystkim uczestnikom pogrzebu. To było piękne przeżycie, które już na zawsze zostanie w naszej pamięci.

Wpływy

Śląski Związek Piłki Nożnej 20000 zł
Zrzutka 25899,93 zł
Deutscher Fußball-Bund i

VfB Stuttgart

21981 zł (5148 Euro)
Stowarzyszenie Wielki Ruch 10000 zł
Fan Club Deutschland 6980 zł (1640 Euro)
Firma Marex 3000 zł
Brygada Irlandia 1000 zł
Zrzutka FC na wieniec 1250 zł
Razem 90110,93 zł

Wydatki

Miejsce na cmentarzu 43552 zł
Ekshumacja oraz kamieniarz 21981 zł
Hotel 12941,48 zł
Autobus 9500 zł
Wieniec 990 zł
Inne wydatki związane z uroczystością pogrzebową 1000 zł
Statyw do mikrofonu 50 zł
Pozostałe wydatki 74 zł
Razem 90088 zł

Pożegnanie z Legendą

Można godzinami rozmawiać o piłce nożnej. O strzelonych bramkach, o złotych medalach, o utraconym mistrzostwie, o dziejach nowych i starych, o podejściu do wielu spraw. Każdy tę samą historią przeżywa na swój własny sposób. Tak samo jest z historią Ernesta Wilimowskiego i jego ponownym pogrzebie.

Nie dane nam było pożegnać Ernesta Wilimowskiego w 1997 roku i gdy dowiedzieliśmy się o tym, że niezbędne są przenosiny jego grobu w nowe miejsce na tym samym cmentarzu, poczuliśmy nutkę ekscytacji, że dane nam będzie go pożegnać ponownie. A było to pożegnanie godne piłkarza i sportowca jakim był Wilimowski za życia. Jeśli ktoś próbuje z perspektywy dzisiejszych czasów oceniać jego postawy życiowe jako człowieka, to nie ma pojęcia o czym pisze lub mówi (my jednak nie o tym dzisiaj, więc się rozwodzić nie będziemy).

Cieszymy się, że udało się uzbierać środki finansowe na całość uroczystości. Napiszemy dodatkowo podsumowanie finansowe, ale już teraz dziękujemy wszystkim darczyńcom, których pomoc była nieoceniona.

30 sierpnia 2025 Ernesta Wilimowskiego pożegnaliśmy po raz drugi. Jego nowym pomnikiem jest kolumna sportowca, na której wykuto jego imię i nazwisko.

Spoczywaj w pokoju legendo!

Poniżej galeria z tego wydarzenia. W przypadku zainteresowania wykorzystania poniższych zdjęć prosimy o kontakt ze Stowarzyszeniem.

 

Ekshumacja Wilimowskiego

Od wielu tygodni dziennikarze, politycy, znani i nieznani sympatycy sportu interesują się przenosinami grobu Ernesta Wilimowskiego. Komentowanie przyjęło podobny wydźwięk jak w latach 30. ubiegłego wieku. Jedni chwalą, cieszą się – inni przejawiają objawy zachowań dysocjacyjnych.

23 czerwca urodził się Ernest Wilimowski. Dla jednych Wilimowski – dla drugich Pradella, jakby ktoś kiedyś słyszał, że zdobywał bramki pod tym nazwiskiem, ale przecież nazwisko pasuje do teorii. W zależności od potrzeby jest Polakiem, Niemcem albo Ślązakiem. W zależności od tego, kto pisze i o czym, kto jaki emblemat nosi w klapie i jaki status polityki ma w głowie.

Już teraz możemy przekazać, że ponowny pochówek nie odbędzie się 23 czerwca. Ze względów techniczno-organizacyjnych jesteśmy zmuszeni przesunąć w czasie ekshumację grobu. Jak tylko będzie ustalony nowy termin, to oczywiście podamy go do wiadomości.

Zebraliśmy przy okazji kilka informacji, które chcieliśmy zdementować (lub potwierdzić):

  1. Grób zostanie zlikwidowany, bo nie był opłacony – nieprawda
  2. Zarząd cmentarza w Karlsruhe celowo chciał zlikwidować grób – nieprawda
  3. Szczątki Wilimowskiego miały zostać przeniesione do Polski (do Chorzowa, Katowic, do innej miejscowości) – nieprawda
  4. Nikt nigdy nie dbał o grób – nieprawda
  5. Zbiórkę pieniędzy organizuje klub Ruch Chorzów SA. – nieprawda
  6. Prosiliśmy o pomoc jakiegokolwiek polityka – nieprawda
  7. Ktoś inny poza Stowarzyszeniem lub FCD organizuje to wydarzenie – nieprawda
  8. Pogrzeb odbędzie się 23 czerwca – nieprawda (choć to zmieniło się dopiero teraz, powodem, że przesuwamy termin – nie jest również brak środków finansowych)
  9. Będą śpiewane polskie pieśni patriotyczne podczas pogrzebu – nieprawda (przy okazji polecamy lekarza, najlepiej zacząć od neurologa)
  10. Wilimowski jest jedną z największych legend Ruchu Wielkie Hajduki (Chorzów) – prawda.

Jeszcze raz dziękujemy wszystkim za wsparcie medialne oraz finansowe. Oczywiście ciągle można wpłacać na trwającą zrzutkę.

 

Zdjęcie: NAC

Szlakiem Historii

Przed sobotnim meczem z Wisłą Kraków nasze Stowarzyszenie gościło w Chorzowie Batorym kibiców Białej Gwiazdy skupionych przy Stowarzyszeniu Historia Wisły. Celem tej wizyty był spacer po „Szlaku Historii Ruchu”, który powstał kilka lat temu w ramach Budżetu Obywatelskiego. Miejsca Szlaku zostały oznaczone specjalnymi tabliczkami. W roli przewodnika wcielił się Grzegorz Joszko, prezes SHR, który nam powiedział:

„Zastanawiałem się, które miejsca byłby najciekawsze na szlaku historii Ruchu, bo trochę tych miejsc jest, ale punktem startu był Miejski Dom Kultury Batory, gdzie ta historia się rozpoczęła i powstał nasz Ruch, następnie przeszliśmy pod Szkołę Podstawową nr 34 i na pobliskie ogródki działkowe, gdzie znajdowały się szatnie i boisko na Kalinie, gdzie Ruch zdobywał dwa pierwsze tytuły mistrza Polski. Następnym punktem zwiedzania był skwer przy zbiegu ulic Farny i Wrocławskiej, gdzie mieściło się pierwsze historyczne boisko, a w zasadzie Plac Targowy wykorzystywany do rozgrywanie meczów. Z stamtąd skierowaliśmy się na ulicę Włodarskiego, gdzie urodził się Gerard Wodarz. Zakończyliśmy „szlak” na stadionie Ruchu”.

Cały spacer trwał około 2 godzin, z naszej strony cieszymy się, że mogliśmy opowiedzieć o historii Wielkich Hajduk, o Ruchu i Górnym Śląsku, gdzie nasz klub się narodził i stał się prawdziwą legendą tego miasta. Dziękujemy za wizytę i zaproszenie Fundacji Kul-Tur oraz Stowarzyszeniu Historia Wisły, zaś MDK Batory za udzieloną pomoc techniczną.

Do następnego!

Foto: Ryszard Kułaga

 

SHR

Od pewnego czasu po głowie chodziły nam różne pomysły dotyczące rozwoju naszego zespołu historycznego. Postanowiliśmy sformalizować nasze działania i powołać Stowarzyszenie Historia Ruchu (SHR).

Sam cel naszej pracy się nie zmienia, jest nią propagowanie historii klubu. Nadal będziemy pisać książki, inwentaryzować pamiątki i pomagać w tworzeniu podwalin pod muzeum Ruchu.

W ramach Stowarzyszenia będzie funkcjonował Klub Kolekcjonera Ruchu Chorzów (KKRCh), który będzie zrzeszał pasjonatów zbierających m.in. odznaki klubowe. Wkrótce napiszemy o tym więcej szczegółów.

Ernest Wilimowski

Cześć 1

23 czerwca 1916 roku w Katowicach przyszedł na świat Ernst Otto Pradella, który od 1929 roku nosił nazwisko swojego ojczyma – Wilimowski.
Futbolowy geniusz Wilimowskiego bez Wodarza, Peterka, Urbana czy też Giemzy oraz nieco zapomnianych Badury i Zorzyckiego nie mógłby rozbłysnąć z taką mocą. Drużyna Ruchu stanowiła monolit, zespół, a jednocześnie zbiór wielkich indywidualności, które potrafiły współpracować ze sobą na murawie.
Pierwszy sezon ligowy (1934), w którym Wilimowski zagrał w ataku „Niebieskich”, zakończył się całkowitą dominacją zespołu z Wielkich Hajduk.
Przewaga siedmiu punktów mistrza nad drugim zespołem została poprawiona dopiero w 1948, aczkolwiek dodać należy, że w Lidze grało wtedy już czternaście zespołów, a nie jak w 1934 jedenaście. Imponująca forma drużyny została potwierdzona w trakcie wyjazdu do Niemiec, gdzie pokonano Bayern oraz VfB Stuttgart. Prasa zagraniczna, a zwłaszcza niemiecka, zaskoczona wynikami tychże spotkań, dostrzegła pojawienie się zespołu, który pretendował do miana najsilniejszego w tej części Europy. Przełożyło się to na ogrom propozycji rozgrywania spotkań towarzyskich, które napłynęły do Wielkich Hajduk. Niestety nie doszło wtedy do meczu, którego oczekiwała cała piłkarska Polska, czyli spotkania Ruch Wielkie Hajduki–Fußballclub Gelsenkirchen-Schalke 04 e.V.
Wilimowski był największą gwiazdą przedwojennej polskiej piłki nożnej. Trudno w tym jednym poście opisać wszystkie jego wybitne mecze reprezentacyjne, ligowe czy też towarzyskie. Warto podkreślić jednak, że w dniu dzisiejszym obchodzimy urodziny króla strzelców najwyższej klasy rozgrywkowej z lat 1934, 1936, 1938 oraz niedokończonych rozgrywek z 1939 roku. Geniusz futbolu i jeden z najlepszych piłkarzy w całej historii polskiej piłki nożnej.

Cześć 2

Nie spodziewaliśmy się, że post dotyczący Wilimowskiego wywołała tak ogromną ilość reakcji – wszelakich. Naszym celem było przypomnienie osiągnięć tego wybitnego piłkarza, gracza Ruchu Wielkie Hajduki, a następnie Ruchu Chorzów. Nigdzie w naszej wiadomości nie odnosiliśmy się do jego narodowości, tym kim się czuł, jakim językiem się posługiwał na co dzień, czy też jakie języki znał. Słowem nic nie napisałem o jego młodości oraz o czasach po 1 września 1939 roku. Jako autor niniejszego posta skupiłem się na wyczynach Eziego w Ruchu, a były one rekordowe. W 1934 roku Wilimowski strzelił 33 bramki, w 1935 jedynie 8 (konsekwencja kontuzji i późniejszej operacji), w 1936 – 18 bramek, w 1937 8 goli, w 1938 bramek 21 (większość opracowań wbrew źródłom błędnie nie przyznaje Wilimowskiemu tytułu króla strzelców za ten sezon). W 1939 roku Wilimowski w niedokończonym sezonie zdobywa 26 bramek. Część źródeł drugą bramkę w meczu z Polonią Warszawa z 2 lipca 1939 zamiast Emilowi Dziwiszowi przypisuje Wilimowskiemu, ale nawet bez niej 114 bramek jest wynikiem wybitnym.
Dla części czytelników wszystko to nie ma żadnego znaczenia, 4 bramki w meczu Polski z Brazylią czy rozbicie Węgrów w sierpniu 1939 w Warszawie i znoszenie Wilimowskiego na rękach z boiska przez publiczności nic nie znaczy. Nie ma absolutnie znaczenia jego geniusz piłkarski. Dla tych wszystkich liczy się tylko jedno słowo – zdrajca. Największy, najgorszy, okropny, pupilek Hitlera – większy od szmalcowników wydających Żydów nazistom, gorszy od ochotników w einsatzgruppen. Nie można go porównywać do tych, co pracowali w Urzędzie Bezpieczeństwa i wysługiwali się sowieckiej swołoczy mordującej polskich patriotów i wszystkich przeciwników nowej władzy – o nie. On był gorszy! On zasługuje na IX krąg piekła z „Boskiej Komedii”, bo Dante Alighieri, gdyby żył umieściłby go na pewno obok Judasza i Brutusa. Kogo? Wilimowskiego! No bo w czasie wojny grał w reprezentacji Niemiec! A to zbrodnia największa – gorsza od jakiegokolwiek morderstwa czy zbrodni.
Teraz merytorycznie. Ogromna ilość komentarzy, która pojawiła się pod omawianym postem jest ahistoryczna i sprzeczna z jakimikolwiek wiadomościami historycznym czy źródłowymi. Trolli i prowokatorów oraz głupców sobie daruję, ale część komentarzy wynika z braku wiedzy dotyczącej historii Górnego Śląska oraz samego Wilimowskiego. Nie jestem w stanie wyjaśnić wszystkich zawiłości życia Eziego. Odsyłam do książki Historia Ruchu Chorzów t. I część 3, która obejmuje lata 1934-1935, w której w sposób dość szczegółowy opisałem pochodzenie i młodość Wilimowskiego, a także wyjaśniłem sporo mitów, które narosło wokół tego zawodnika. Jeżeli ktoś nie chce kupować, można wybrać się do biblioteki i wypożyczyć – z własnych środków podarowaliśmy trochę egzemplarzy do pewnej ilości bibliotek w całym kraju. Sam mam jeszcze kilka sztuk, mogę podesłać, proszę napisać. A teraz przytoczę kilka pytań, które pojawiały się najczęściej w komentarzach i postaram się udzielić odpowiedzi.
Jakiej narodowości był Wilimowski?
Zanim odpowiem na to pytanie muszę wyjaśnić, że narodowość to nie jest to samo co obywatelstwo (zakres wiedzy o społeczeństwie z klasy VIII). Ernest w momencie urodzenia (1916) był obywatelem Niemiec, od 1922 przyjął polskie obywatelstwo. Od 1941 roku był również obywatelem III Rzeszy, a później Niemiec. Formalnie do śmierci był obywatelem Niemiec oraz Polski. Wilimowski w latach 30-stych wielokrotnie deklarował się jako Polak, co wynikało z nagonki warszawskich dziennikarzy na jego osobę. Zwłaszcza żurnalistów z Przeglądu Sportowego. Po wojnie określał się jako Ślązak.
W jakim języku mówił Wilimowski?
W młodości Ezi najczęściej posługiwał się językiem śląskim/ gwarą śląską (piszę tak, bo nie chcę robić tutaj gównoburzy czy śląski jest językiem, nie o tym jest ten post) oraz językiem niemieckim (nie wiemy w jakim stopniu), a także, zwłaszcza po rozpoczęciu nauki w szkole, językiem polskim literackim. Wilimowski, jak na warunki ówczesnej Polski był osobą świetnie wykształconą – znał bowiem także język francuski oraz łacinę.
Wilimowski podpisał Volkslistę, czyli był zdrajcą?
Wilimowski, tak jak 90 % mieszkańców przedwojennego województwa śląskiego został wpisany na niemiecką listę narodowościową. Dla ludzi, którzy urodzili się jako obywatele cesarskich Niemiec ten odsetek był jeszcze większy. Ludzie wpisywali się, bo inaczej trafili by to Auschwitz, bo namawiał do tego rząd polski na uchodźstwie w osobie generała Sikorskiego, biskup katowicki Adamski, czy prymas Polski. Dużo osób na Śląsku była wpisywana przez urzędnika i nawet o tym nie wiedziała jaką otrzymała kategorię.
Czy gra w piłkę mogła uratować przed wcieleniem do wojska niemieckiego?
Tak, ale do pewnego momentu i tylko graczy naprawdę wybitnych. Od 1942 do wojska niemieckiego trafili prawie wszyscy koledzy z Ruchu oraz innych śląskich drużyn. Paradoksalnie wyjazd ze Śląska, gra w PSV Chemnitz i służba w Policji za namową przedwojennego selekcjonera Polski Józefa Kałuży była dla Wilimowskiego szansą uniknięcia wojny i ocalenia.

Pozwolę sobie w tym miejscu umieścić fragment zakończenia I tomu Historii Ruchu Chorzów:
Piłkarze byli szantażowani przede wszystkim w zakładach pracy. Grasz i masz z czego żyć, pracując. Udział podoficera Wojska Polskiego, którym był Gerard Wodarz, w kampanii wrześniowej, kosztował go utratę pracy w hucie. Piłkarze byli zastraszani. Mieli wybór, czasami bardzo prosty – życie albo śmierć. Tego typu ocen nie można dokonywać ze współczesnej perspektywy. Nazywanie kogoś zdrajcą narodu bez poznania realiów funkcjonowania Górnego Śląska w trakcie okupacji zakrawa o ignorancję, by nie powiedzieć głupotę.
Kreowany po wojnie w narracji historycznej PRL-u jednolity obraz, zgodnie z którym Polacy masowo nie godzili się na współpracę z okupantami, okazał się przede wszystkim niezgodny z nowymi badaniami historycznymi. Codzienność okupacyjna w strefie sowieckiej w latach 1939–1941 wskutek polityki ZSRR sprzyjała podjęciu współpracy. Okupant starał się na zajętych terenach uzyskać dla swojej działalności polityczne poparcie, nie odrzucając ze względów narodowościowych udziału w aparacie władzy Polaków – czyli zupełnie inaczej aniżeli pod okupacją niemiecką. Tam wrogiem był „polski pan”, a więc teoretycznie nie każdy Polak. Część mieszkańców terenów tzw. zachodniej Białorusi czy też zachodniej Ukrainy podjęła się współpracy, czy to z przyczyn czysto ideologicznych, oportunizmu, pragmatyzmu, czy też na skutek zastraszania represjami.
Jeżeli Kazimierz Górski, Michał Matyas, Tadeusz Jedynak grywali po 1939 roku w radzieckich klubach i nie byli i nie są nazywani kolaborantami, to dlaczego tego określenia używano wobec piłkarzy Ruchu grających w niemieckich klubach? Brak znaku równości wynika oczywiście z powojennych losów Polski, która na prawie pół wieku znalazła się w sowieckiej strefie wpływów.
Nadzwyczaj skomplikowany splot okoliczności występujący na terenach wcielonych do III Rzeszy w latach 1939–1945, a zwłaszcza na terenie Górnego Śląska, był po wojnie trudny do zrozumienia dla Polaków, których losy wojenne związane były z Generalnym Gubernatorstwem. Uczestnictwo w życiu kulturalnym, społecznym, sportowym, a nawet chodzenie do kina było sprzeczne z zasadami opracowanymi przez organizacje konspiracyjne. Granie więc w rozgrywkach sportowych organizowanych przez władze niemieckie było całkowicie nieakceptowane przez Polaków z Generalnego Gubernatorstwa.
Skomplikowane uwarunkowania historyczne, które legły u podstaw nazywania kolaborantami piłkarzy Ruchu po II wojnie światowej, spowodowały, że ta niezwykle krzywdząca opinia żywa jest do dzisiaj wśród niektórych dziennikarzy, czy też opinii sportowej. Tragicznym przykładem niesprawiedliwej oceny przez lata była postać Ernesta Wilimowskiego, który ze względu na swoją wielkość miał zostać skazany na zapomnienie w powojennej Polsce.

Damian Sifczyk

Wielkanoc

Już w najbliższą sobotę piłkarze Ruchu wybiegną na murawę by znów zawalczyć o ligowe punkty. Czeka nas wyzwanie najtrudniejsze z możliwych, gdyż dobrze, ale pechowo, grający Ruch stanie przeciw Rakowowi, drużynie aktualnego mistrza Polski, mającej aspiracje do obrony tytułu i realne szanse by to osiągnąć. Dla obydwu drużyn stawka jest ogromna, choć cel do zrealizowania krańcowo odmienny. Gospodarze biją się o tytuł, my o przedłużenie nadziei na utrzymanie. Pod Jasną Górą zapowiada się więc prawdziwie wielka piłkarska sobota w Wielką Sobotę, wigilię Wielkanocy.

Piłkarska Wielkanoc to stały element kalendarza każdego kibica. Nierzadko w koszyczku ze święconką lądował i klubowy szalik, bo zaraz po poświęceniu pokarmów udawano się na Cichą.

Wielkanoc wpisana jest mocno w dzieje naszego klubu. Do rangi symbolu może urosnąć fakt, że organizacyjne spotkanie, na którym podjęto decyzję o powołaniu klubu miało miejsce w Wielką Sobotę 3 kwietnia 1920 roku. Na tym zebraniu założyciele klubu Teofil Paczyński, Edward Supernok, bracia Bartoszkowie i Bernard Skop zadecydowali powołać klub w Hajdukach. Zebranie założycielskie zwołano na 20 kwietnia, ale decyzja została już podjęta.

Warto pamiętać, że dawniej dniem meczowym była z reguły niedziela. Mecze rozgrywane przez Niebieskich w okresie świątecznym już od lat dwudziestych były regułą. W czasach, gdy piłkarze pracowali zawodowo każdy wolny dzień stanowił okazję do rozegrania meczu. Często właśnie w okresie wielkanocnym czy z okazji Zielonych Świątek kontraktowano mecze towarzyskie z atrakcyjnymi rywalami.

Jedno z pierwszych dobrze udokumentowanych wielkanocnych wydarzeń w annałach Ruchu to wielkanocny turniej organizowany W Bielsku. Rywalem Ruchu były żydowski klub Hakoah Bielsko i Biała Lipnik. Z pierwszymi przegrali Niebiescy 0:1, drugich pokonał 3:0 . Ruch ostatecznie zajął 3 miejsce w turnieju. Skarbnik klubu podsumował wyjazd jako przynoszący

„skutek bardzo dobry, jak fizyczny finansowy i moralny”

Niezwykle intensywne święta mieli piłkarze Ruchu w 1928 roku, kiedy z uwagi na możliwości finansowe rozegrali dwa wyjazdowe ligowe mecze w Łodzi w pierwsze i drugie święto Wielkanocy najpierw remisując z Klubem Turystów 0:0 a w śmigus dyngus zlali ŁKS 2:1.

W 1937 roku rozegrano towarzyskie spotkanie z Nemzetti, udokumentowane pomnikowym zdjęciem naszej wspaniałej drużyny.

W 1951 właśnie w Wielkanoc meczem z LZS Grzybowice (5:2) rozpoczęła się droga Niebieskich do zdobycia Pucharu Polski, który w tamtym dziwnym sezonie oznaczał także mistrzostwo Polski

W kalendarzu jest sporo meczów rozgrywanych w wielką sobotę. W 1975 wygraliśmy z Wisłą Kraków 3:2, rok później zremisowaliśmy 1:1 z Polonią Bytom, w 1980 zostaliśmy pokonani przez ŁKS… Wszyscy pamiętamy wspaniałą sobotę wielkanocną w Rzeszowie, która otwarła nam drogę do awansu do I ligi.

Jutro zapisana zostanie kolejna strona naszej historii. Nikomu nie trzeba tłumaczyć w jak trudnej sytuacji znajduje się nasz klub i jak niezwykle ważne mogą okazać się punkty, które są do podniesienia z boiska w Częstochowie.

Życzymy więc wszystkim Niebieskim (w tym i samym sobie) prawdziwie Wielkiej Soboty, która da nadzieje na kolejne zbliżające się ważne wydarzenia dla Ruchu.

Hymny Ruchu

Lata 1922-1948 tytuł „PIŁKA NOŻNA”

Hymn Ruchu Wielkie Hajduki, autor słów nieznany. Po raz pierwszy wspomniano o tym hymnie podczas Walnego Zebrania członków klubu w 1924 roku.

Piłka nożna to jest bardzo ładny sport,

którego używać można.

Dlatego my w Wielkich Hajdukach,

założyli Towarzystwo Ruch.

Ta nasza młodzież̇ dążyć ma, dążyć ma,

Do sportu, sportu polskiego (Do mistrza, mistrza polskiego) x2

Lata 1949-1978 tytuł „NAS 11 A WAS TYSIĄCE”

Hymn Ruchu Chorzów, autor słów nieznany. Muzykę skomponował Maksymilian Michał Jarczyk z Siemianowic (pod pseudonimem artystycznym Michael Jary) w 1942 roku do filmu „Das grosse Spiel („Ważny Mecz”). Pieść była wykonywana po raz pierwszy przez piłkarzy Niebieskich w 1949 roku na obozie w Karpaczu. Wg relacji Augustyna Bujaka w napisaniu tej pieśni pomógł chórek Rewelersów (który nie wiadomo – do najpopularniejszych należeli Chór Dana, Chór Eryana i Chór Juranda).

„Nas jedenastu, a Was tysiące, jedna łączy myśl.
Podczas zabawy czy na boisku, ta jedna tylko myśl.
Niech żyje nam! Niech rozwija się klub, w którym każdy zuch!
To Ruch, nasz Ruch, to KS Ruch!

Niech strzela bramki, jak się tylko da.
Niech każdy jej bojowość zna.
Niechaj zwycięstwem wszyscy jej cieszymy się.
Nucimy piosnkę tę!

Bomba i Gebur, Wyrobek w bramce bronią się jak lwy.
Suszczyk, Cebula też ich wspomogą, a może Jacek też.
Atak zaś rwie! Jaki się spytacie, ależ każdy wie!
Że Ruch, nasz Ruch, to KS Ruch!

Niech Cieślik, Alszer, Tim czy Breiter też
pociągną to, na pewno wiesz,
że bramka będzie. Chór kibiców krzyczy fol.
Kubicki strzela – gol!”

1979 – nadal, tytuł „RUCHU CHORZÓW”

Słowa tej piosenki ukazały się 12 maja 1979 roku w programie meczowym. Autor słów nieznany.

Cover tej piosenki wykonał zespół „Mniejsza o To”, a piosenka została odświeżona z okazji 75-lecia Ruchu Chorzów i wydana na kasecie magnetofonowej (CC).

Oryginał melodii pochodzi od czeskiej pieśni ludowej „Já jsem mladá vdova” wykonywanej przez· Artona – duo · Artona jazz orchestr/Antonín Drábek, data powstania 01.1933, data publikacji albumu: Historie psaná šelakem – Album Ultraphonu 4 – rok 1933 (wg innych źródeł 1935).

Program meczowy z 1979 roku

Ruchu nasz kochany,

ligowa drużyno,
Wszyscy Cię kochamy, chłopak wraz z dziewczyną.
Graj nam dobrze graj, jak za dawnych czasów,
kiedy wszyscy na boisku, wtórowali heja, heja, hej!

Hej Ruchu nasz, kochany nasz,
nie zawiedź nas, nigdy nie opuścimy Cię,
i pokaż wszystkim, że Cię stać,
zaufaj nam, nie będzie źle.

Niebiescy, Niebiescy, nasza to drużyna,
Górnicy, Hutnicy

Mecz się już zaczyna.
Wspólnymi siłami na pewno wygramy,
pomożemy Wam Niebiescy,
tym chorzowskim heja, heja, hej!

Hej Ruchu nasz, kochany nasz,
nie zawiedź nas, nigdy nie opuścimy Cię,
i pokaż wszystkim, że Cię stać,
Zaufaj nam, nie będzie źle (x2)

Ok 2010-2011 roku ówczesny zarząd klubu postanowił zmienić słowa tej piosenki, jednak tylko jedna zmiana zaistniała do dzisiejszych czasów.

Od 2018 roku dzięki staraniom osób prowadzących doping na stadionie piosenka jest odśpiewywana a capella przez kibiców z wersją z 2011 roku w stosunku do oryginału z 1979. Hymn śpiewany jest dwukrotnie podczas meczu. W trakcie wejścia zawodników na murawę oraz w 88 minucie spotkania.

Kibice Ruchu a capella

Ruchu nasz kochany, ligowa drużyno,
wszyscy Cię kochamy, chłopak wraz z dziewczyną.
Graj nam Ruchu graj, jak za dawnych czasów,
kiedy wszyscy na boisku, wtórowali heja, heja, hej!

Hej Ruchu nasz, kochany nasz,
nie zawiedź nas, nigdy nie opuścimy Cię,
i pokaż wszystkim, że Cię stać,
zaufaj nam, nie będzie źle.

Niebiescy, Niebiescy, nasza to drużyna,
górnicy, hutnicy mecz się już zaczyna.
Wspólnymi siłami na pewno wygramy,
pomożemy Wam Niebiescy,
tym chorzowskim heja, heja, hej!

Hej Ruchu nasz, kochany nasz,
nie zawiedź nas, nigdy nie opuścimy Cię,
i pokaż wszystkim, że Cię stać,
zaufaj nam, nie będzie źle.

Autor: Grzegorz Joszko

„Niektórzy ludzie uważają, że piłka nożna jest sprawą życia i śmierci. Jestem rozczarowany takim podejściem. Mogę zapewnić, że to coś o wiele ważniejszego.”

Nie ma piłki nożnej bez kibiców i kibiców bez piłki nożnej. W czasie, gdy  w sobotę w radlińskiej hali odbywał się 24 turniej im. Remigiusza Thiema, do zgromadzonych kibiców dotarła bardzo smutna informacja, że zmarł Pan Wiktor Nowak popularny „Iciu” – wierny kibic Ruchu z Piekar Śląskich. Pan „Iciu” mimo swojego wieku (8 stycznia skończył 79 lat) zaliczył w rundzie jesiennej wszystkie wyjazdy, pokazując kilku pokoleniom młodszych kibiców, że na fanatyzm nie ma leku, a wspieranie swojej ukochanej drużyny to prawdziwe piękny obowiązek, a zarazem przywilej niezależnie od miejsca, gdzie akurat ona gra. Bez wątpienia umieszczony w tytule cytat słynnego Billa Shankly nie jest przypadkowy w odniesieniu do osoby Pana Wiktora, który był człowiekiem po uszy zakochanym w futbolu. W jego sercu było miejsce dla dwóch Klubów: Orkanu Dąbrówka Wielka i chorzowskiego Ruchu. Swoją miłość do tych zespołów udowadniał wspierając ich czy to na meczach u siebie, czy na wyjazdach. W przypadku drużyny Orkanu zdarzało się, że był czasem jedynym kibicem, który podróżował wraz z drużyną na mecze wyjazdowe. To właśnie z klubem z Dąbrówki Wielkiej był związany całe życie najpierw jako zawodnik, potem długoletni trener młodzieży. Od 1989 roku był również sędzią piłkarskim podokręgu Bytom. Gdy nie grały jego ukochane drużyny wsiadał w autobus czy pociąg i podróżował po Śląsku i nie tylko, by zobaczyć na żywo kawałek dobrej piłki. Każdy kto miał okazję go poznać, wie jak sympatycznym był człowiekiem i że o futbolu mógł dyskutować bez końca. Jeszcze na początku stycznia obserwował na żywo sparing  Ruchu z Polonią Bytom, gdzie zapytany przez Asceto czy będzie na meczu z Legią tylko się uśmiechnął mówiąc, że może nie być tylko w jednym przypadku, jeżeli zostanie wezwany tam z góry… Tak się niestety stało w ubiegłą sobotę. „Iciu” zmarł wybierając się na sparingowy mecz swojego Orkanu z Wawelem Wirek. Niestety nie doczekał żeby spełniło się jego największe marzenie, którym było zobaczyć jeszcze Ruch na nowym stadionie. Odszedł niepodziewanie pogrążając w smutku całą „niebieską” społeczność. „Iciu” kibicuj tam dobrze z góry, tu na ziemi będzie nam Ciebie brakowało…

Pan Wiktor w „Sercu Łodzi” przed odwołanym meczem z Widzewem.

WIKTOR „ICIU” NOWAK

08.01.1945 – 03.02.2024

ADLERY DLA HISTORYKÓW

Naród, który nie szanuje swej przeszłości nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości. Ten szacunek do przeszłości Ruchu ma również dziś Wasze twarze.”

Te piękne słowa, w połączeniu ze słynnym cytatem marszałka Piłsudskiego, znalazły się między innymi na pamiątkowych dyplomach, jakie otrzymaliśmy podczas tegorocznej wigilii klubowej, która odbyła się się na Stadionie Śląskim w miniony piątek. Zorganizowana z rozmachem, na bardzo wysokim poziomie, w pięknej oprawie muzycznej w obecności wielu gwiazd sprzed lat, ludzi polityki, lokalnego biznesu i kibiców. To właśnie podczas tej uroczystości zostaliśmy wyróżnieni nagrodą honorową w postaci symbolicznego „Adlera” za trud włożony w stworzenie I tomu „Historii Ruchu Chorzów”. Tym większe było to dla nas wyróżnienie, że owe statuetki wręczyli nam byli zawodnicy chorzowskiej drużyny i wielokrotni mistrzowie Polski: Jan Rudnow, Henryk Pietrek, Jan Beniger, Piotra Czaja, Józef Bon i Albin Wira. Dla porządku przypomnę, że odznaczeni zostali Tomasz Buja, Andrzej Godoj, Grzegorz Joszko, Grzegorz Kopaczewski (nieobecny na uroczystości), Piotr Kowalik, Michał Lakwa i Damian Sifczyk. Niewiele jest w Polsce klubów, które mogą pochwalić się tak długą, piękną a jednocześnie zagmatwaną historią. Możliwość cofnięcia się do jej początków i zajrzenia do dokumentów ojców założycieli naszego Klubu była dla nas niesamowitą przygodą, którą pragniemy kontynuować również w przyszłości. Najlepszym podsumowaniem tego wspaniałego dla nas wieczoru niech będą słowa Andrzeja Godoja – jednego z założycieli naszej grupy: Z ogromnym zaskoczeniem i sporym wzruszeniem przyjęliśmy Adlery, którymi klub zdecydował się uhonorować naszą pracą nad pierwszym tomem dziejów Ruchu Chorzów. Chwila, w której Niebieskie Legendy gratulowały nam wykonanej pracy, to niezapomniany moment docenienia naszych starań. Pozostanie on w pamięci każdego z nas do końca życia. Jednocześnie przypomina jak ogromnym kapitałem zaufania obdarzyła nas Niebieska Społeczność. Obiecujemy nie zawieść, bo wiemy, że wspaniała historia naszego klubu jest nienaruszalnym fundamentem, na którym może dalej postępować odbudowa naszego kochanego Ruchu.

Foto Marcin Bulanda / PressFocus