1934

Schalke 04

O piłce i meczach towarzyskich przedwojennego Ruchu, które mimo planów nie zostały rozegrane. Kibice i dziennikarze najbardziej żałowali, że nie doszło do spotkania z Schalke 04.

W czasach przedwojennych Ruch Wielkie Hajduki rozgrywał mnóstwo spotkań towarzyskich. Kiedy Ruch zdobywał kolejne tytuły mistrza Polski w latach 30. jego pozycja stale rosła. Odpowiednikiem sukcesów „Niebieskich” w Niemczech było FC Gelsenkirchen Schalke 04. Podobne barwy, identyczny region. Nie było bardziej utytułowanego klubu od S04, który w latach 30. wygrywał swoją grupę regionalną aż 9-krotnie. Ich dominacja była niezwykła, lali wszystkich, aż zdrowo. W tym samym okresie w finałowych meczach o mistrzostwo Niemiec pomiędzy mistrzami regionów tytuł 4-krotnie trafiał do Klubu z Gelsenkirchen w latach 1934, 1935, 1937, 1939. W Niemczech drużyna ta była uważana za najlepszą przedwojenną ekipę piłkarską. Propagandowo zwycięstwo polskiej drużyny mistrzowskiej nad niemieckim mistrzem byłoby potraktowane, co najmniej jak wygranie Mistrzostw Świata. Ruch zaprosił zatem S04 do Polski, raz, drugi, trzeci, czwarty i piąty. Zaproszenie było wysyłane przez kilka lat. Działacze Schalke za każdym razem odpowiadali, że dziękują za zaproszenie, ale: mają już zarezerwowany termin, wyjeżdżają na inne mecze towarzyskie, w tym czasie grają mecze ligowe. Zawsze było to „coś”, co stawało na przeszkodzie.

Po ostatnim nieprzyjętym zaproszeniu prasa śląska w 1937 roku napisała:

„Wtajemniczeni twierdzą, że Schalke 04 przyjechałby w zasadzie na Śląsk, władze sportowe niemieckie zezwolenie na wyjazd chcą mu udzielić, jednak tylko pod jednym warunkiem, że Schalke mecz z Ruchem wygra. A Schalkie takiego zobowiązania ze stuprocentową pewnością nie może brać na siebie”

Wiadomo, że to była naciągana interpretacja. Wszystko rozpoczęło się kiedy drużyna z Westfalii pojawiła się na Śląsku, tym niemieckim w 1934 roku rozgrywając mecz w Bytomiu z Beuthen 09.

Działacze Ruchu koniecznie chcieli wykorzystać tę wizytę. To była spora okazja, choć tym razem podobno na przeszkodzie stanęły pieniądze. Śląska prasa w 1934 roku pisała: „(…) za dwa mecze z mistrzowskim zespołem „Ruchu” w Polsce, czytamy w jednym krakowskim dzienniku ciekawy artykuł jego korespondenta p. Hauptmana z Brukseli, w którym donosi on, że „Schalke 04” ma dla każdego kraju inne ceny. Dla „Ruchu“ klub ten domagał się 15 tys. zł., a od Brukseli tylko 5 tys. zł (…) Ruch ma więc najzupełniejszą rację, jeśli się nie chce zgodzić na wygórowane warunki drużyny niemieckiej. Dodajmy do tego, iż w Belgji piłka nożna jest bardziej popularna niż w Polsce i na meczach „Schalke 04′ było w obydwa dni około 40.000 widzów”. Sprawa nabrała wymiarów politycznych, zaangażowano konsulaty obu krajów, które wymieniały się formalną korespondencją. Prasa pisała: „Mistrzowska drużyna piłkarska Niemiec Schalke 04” zwróciła się do konsulatu R. P. w Essen z prośbą o pośrednictwo przy zorganizowaniu meczu pomiędzy „Schalke 04” a mistrzem Polski „Ruchem”. Niemcy proponują terminy 30 grudnia lub 1 stycznia. Równocześnie kierownictwo drużyny złożyło oświadczenie w konsulacie, w którem twierdzi, że mistrz Niemiec chętnie wyjedzie do Polski, jak również zaprosi polską drużynę do siebie. Kierownictwo drużyny zaprzecza, jakoby zażądało 15 tys. zł. za swój przyjazd. Od siebie dodamy, że niedawno „Ruch”, który się starał o sprowadzenie „Schalke 04” napotkał na duże trudności. Widocznie list wystosowany do ministra sportu niemieckiego odniósł pożądany skutek”.

Działacze Ruchu wiedzieli jednak, że w zaproponowanym terminie mecze nie dojdą do skutku, gdyż były podpisane umowy na inne mecze. Koszty zerwania tych umów mógłby być kolosalne. Schalke 04 obserwowało Ruch, kiedy w tym właśnie terminie w 1934 roku „Niebiescy” wybrali się do Niemiec na mecze z FC Bayern i VfB Stuttgart. Hajduczanie odnieśli spektakularne zwycięstwa. Zwycięstwa, które obiły się szerokim echem w niemieckiej prasie. To był duży pstryczek. Pstryczek, którego nie chciał przyjąć S04. Kiedy w 1935 roku Ruch pokonał Fortunę Düsseldorf aż 5:1, to był to jeszcze większy pstryczek. Do meczu z FC Gelsenkirchen Schalke 04 już nigdy nie doszło. Drużyna ta chciała rozegrać w 1938 roku spotkanie towarzyskie na Pomorzu, ale tym razem PZPN nie wyraził zgody na ten mecz. W 1942 roku w finale pucharu Tschammera piłkarze Schalke poznali siłę pewnego rudowłosego piłkarza, którego nie chcieli poznać wcześniej.

Kończąc wątek z kim jeszcze Ruch Wielkie Hajduki miał grać w latach przedwojennych, a ostatecznie do meczów nie doszło: Manchester City, Aston Villa, Arsenal, Chelsea, Benfica Lizbona, Inter Mediolan, AC Milan, Levante UD, FC Lausanne-Sport. To mogły być naprawdę interesujące spotkania. Choć znalazłem też wzmiankę o pewnym planowanym wyjeździe Ruchu na afrykańskie tournée, które miał zorganizować klient Huty Batory pochodzący z Czarnego Lądu. To dopiero byłoby wydarzenie… 🙂

Autor: Grzegorz Joszko


Po czesku

W 1934 roku Ruch został zaproszony na turniej wielkanocny do stolicy Czech przez niemiecki klub DFC Praga. DFC (Deutscher Fussball Club – niemiecki klub piłki nożnej) to amatorski Mistrz Czech w latach 1931 i 1933 oraz 9 krotny Mistrz Niemieckich Sudetów w latach: 1923, 1924, 1926, 1927, 1928, 1929, 1931, 1932, 1933. DFC został założony w 1896 roku w czasie kiedy Czechy należały do Austrio-Węgier. Na początku XX wieku była to jedna z najlepszych drużyn niemieckich, grali w niej reprezentanci Austrii i Czech. DFC w 1903 roku przegrywa finał o Mistrzostwo Niemiec. Zmiany w Europie spowodowały zmiany w tej drużynie. Po I Wojnie Światowej grała w niej mniejszość niemiecka w osobie Niemieckich Żydów. W 1937 roku DFC zdobywa dziesiąty tytuł amatorskiego Mistrza Czech. W 1939 roku drużynie zostaje zmieniona nazwa i skład (wg niektórych źródeł to data zakończenia działalności klubu). W latach 1940 i 1941 spadkobierca DFC pod nazwą NTP wygrywa dwukrotnie rozgrywki niemieckiej Gauligi Sudetów. Klub zostaje rozwiązany w 1945 roku po zakończeniu II Wojny Światowej. Do dzisiaj drużyna ta jest przedmiotem dyskusji historyków, szczególnie pod kątem dobrowolnej rezygnacji w 1941 roku z udziału w rozgrywkach Gauligi.

W turnieju grał też Bohemians Praha zdobywca Pucharu Czech Środkowych w latach: 1921, 1929, 1933 oraz Viktoria Žižkov, która przed 1934 rokiem była Mistrzem Czech w 1928 roku oraz zdobywcą Puchar Czech Środkowych w latach 1921, 1929, 1933. W barwach Victorii brylowali Antonin Kristal (reprezentacyjny napastnik), Josef Ludl (który akurat dopiero rozpoczynał swoją karierę, uczestnik MŚ w 1938 roku, a później legendarny napastnik Sparty Praga), Emil Seifert (obrońca i uczestnik Olimpiady w 1936 roku, a później legendarny trener Slavii Praga), Oldřich Zajíček (reprezentacyjny napastnik), który zresztą w meczu z Ruchem zalicza dwa trafienia.

Victoria i Bohemians już wtedy były zawodowymi drużynami i reprezentowały bardzo wysoki poziom sportowy.

Turniej został zaplanowany na 1 i 2 kwietnia 1934 roku akurat na okres Świąt Wielkanocnych. 91 lat temu. Stadion DFC na którym rozgrywano mecze sąsiadował ze stadionem Slavii Praga.

Ruch wyjeżdża w sobotę, dzień przed meczem pociągiem pośpiesznym z Katowic o godzinie 12.23 bezpośrednio do Pragi. Z zawodnikami pojechał wiceprezes klubu dr Hesske i sekretarz klubu Wieczorek. W składzie znalazł się Kurek, który jednak w wyniku zawieszenia przez PZPN nie pojechał do Czech. Zamiast niego w składzie znalazł się Mrozek, wypożyczony bramkarz ze Śląska Świętochłowice specjalnie na ten turniej oraz Wadas, Katzy, Dziwisz, Badura, Zorzycki, Urban, Giemsa, Peterek, Wilimowski, Wodarz (Ploch i Panchyrz – jako rezerwowi). Ostatecznie na turniej pojechał Urban, który był tymczasowo zawieszony przez PZPN (okres zawieszenia kończył się za 10 dni). To był również pierwszy wyjazd zagraniczny nowo pozyskanego zawodnika z 1FC Katowice Ernesta Wilimowskiego, któremu akurat skończyło się zawieszenie przez PZPN za przejście do Ruchu. PZPN miał rozmach…

W pierwszym meczu Bohemians wygrywa 4:0 z DFC, drugie spotkanie to mecz Ruchu z Viktorią Žižkov. Prasa zachwyca się grą drużyny niebieskich, która gra szybko i skutecznie. W 9 minucie bramkę zdobywa Peterek, a w 13 minucie w zamieszaniu podbramkowym wynik podwyższa Zorzycki. Czesi zdobywają kontaktową bramkę, ale chwilę później daje znać o sobie nowy zawodnik grający na pozycji lewego łącznika, który po klepie z Wodarzem podwyższa na 3:1. Wilimowski za chwilę zdobywa swoją drugą bramkę, którą prasa opisuje:

sam minął z piłką 4 graczy, a w końcu znalazł się w bramce przeciwnika, podwyższając wynik do 4:1”.

Czeska publiczność przecierała oczy ze zdumienia, tuż przed przerwą Victoria zdobywa bramkę na 4:2. Przerwa nie wpłynęła dobrze na graczy Wielkich Hajduk, szczególnie na debiutującego bramkarza Mrozka, który nie popisuje się przy straconych bramkach. Teodor Peterek wspominając ten mecz po latach mówi: „Gdyby grał Kurek wygralibyśmy łatwo i przyjemnie”. W ostatnich sekundach meczu Ruch traci 5 gola z rzutu karnego i przegrywa to spotkanie 5:4. Prasa mimo porażki chwali Ruch, a o Victorii pisze:

Miejscowi okazali się równorzędnym zespołem. Dobry start do piłki, doskonałe ustawianie się całego ataku i lotność – oto główne cechy miejscowych. Mecz wygrali Czesi szczęśliwie, w czym dopomógł im w dodatku sędzia”.

W drugim dniu turnieju Ruch gra z DFC. Do bramki wchodzi rezerwowy bramkarz Ploch i podobnie jak w meczu dzień wcześniej niebiescy ruszyli ostro na niemieckich Czechów i po 15 minutach prowadzili 2:0 po bramkach Urbana i Peterka, który rozgrywał bardzo dobre spotkanie. Animuszu wystarcza na pół godziny, później DFC strzela kontaktową bramkę, a w końcówce wyrównującą wynik meczu na 2:2.

Prasa opisując ten mecz pisze: „Do przerwy „Ruch“ nadal znajduje się w ofensywie, pilnowany jest przede wszystkim Wilimowski. Po przerwie gra jeszcze bardziej się zaostrza, a miejscowi pragną teraz zmęczyć Polaków. Słaby ich okres przetrzymuje jednak cała drużyna. Obaj bramkarze są często zatrudnieni. Publiczność oklaskiwuje piękne podania Peterka. Urban na prawym skrzydle jest nie do utrzymania i szerzy popłoch w obronie miejscowych. Niemniej dobrze spisuje się nasza obrona, która gra ostrożniej i ciągle pcha na atak do przodu

Ruch ostatecznie zajmuje 3 miejsce, ale pozostawia po sobie bardzo dobre wrażenie. Turniej wygrywa drużyna Victorii, która pokonała w finale Bohemians 3:0.

To było dobre przetarcie przed następnymi meczami sezonu 1934 roku, który zakończył się zdobyciem przez Ruch drugiego z rzędu Mistrza Polski.

Autor: Grzegorz Joszko

 


Worms

VfR Wormatia 08 Worms, popularni Czerwono – Biali grali na co dzień w Gaulidze Südwest/ Mainhessen, nie była to drużyna anonimowa, była czołową drużyną Nadrenii i miała w swoim składzie reprezentantów drużyny Niemiec, m.in. grał tam Josef „Seppl” Fath lewoskrzydłowy, który w reprezentacji zagrał 13 meczów i zdobył 7 bramek. Drużyna z Worms przyjeżdżając na Górny Śląsk kontraktuje mecze po jednej i drugiej stronie granicy: z niemieckim Vorwärts Rasensport Gleiwitz (Gliwice) w dniu 27.05 oraz Beuthen 09 (Bytom) w dniu 30.05 i Ruchem znajdującym się po polskiej stronie Śląska w dniu 28.05.1934 roku. Zresztą te tournée Wormatii trwa aż do 3 czerwca (w sumie 6 spotkań w 8 dni). Mieli rozmach, trzeba im przyznać.

Termin zaproponowany przez drużynę niemiecką nie jest dla klubu chorzowskiego najszczęśliwszy, gdyż wcześniej 4 graczy (Urban, Wilimowski, Peterek i Wodarz) rozgrywa mecze w reprezentacji Polski (w Szwecji oraz w Danii) i wraca o 9 rano w dniu meczu, dodatkowo Hubert Wadas zostaje zwolniony z jednostki wojskowej tuż przed meczem. Jednak fakt ekonomiczny zwycięża. A zawodnicy nigdy nie są na tyle zmęczeni, żeby nie zagrać w kolejnym spotkaniu.

28 maja1934 roku na stadionie Ruchu rozegrany jest mecz, który kończy się remisowym wynikiem 3:3, a na meczu gromadzi się publiczność w liczbie 10 tysięcy, co jak na mecz sparingowy robi duże wrażenie.

 (zdj.z arch.”Polonji”)

Jak zgoła odmienne są opinie, co do przebiegu tego meczu w prasie Śląskiej i w prasie Warszawskiej? Prasa Śląska: poziom drużyny niemieckiej przyrównuje do śląskich drużyn A klasy (m.in. do Czarnych Chropaczów). Przegląd Sportowy zaś uważa, że Niemcy byli świetnie zorganizowaną i zdyscyplinowaną drużyną wysokiej klasy. Jedni uważają, że Ruch miał dużo szczęścia, że zremisował. Drudzy, że Ruch powinien wygrać różnicą trzech bramek. Cóż jedni ten mecz widzieli na żywo, a inni za pośrednictwem telefonicznego kabla…

Zawodnicy Worms są w trakcie meczu niezwykle głośni, a na dodatek grają niezwykle ostro, co wręcz drażni i irytuje publiczność Śląską. Szczególnie brutalnie faulowany jest przez cały mecz Ezi Wilimowski, który dwukrotnie jest opatrywany poza boiskiem. Za najsłabszą formację drużyny niebieskich w tym meczu zostaje uznany atak, Wilimowski nie potrafił wykorzystać kilku stuprocentowych sytuacji, a Peterek mimo strzelenia dwóch bramek i asysty ciągle „kręcił się leniwie po boisku”. Najlepszy na boisku był jednak Gerard Wodarz, który zdobywa pierwszą bramkę oraz pomoc niebieskich, która rozgrywała bardzo dobrą partię. Zresztą wymagania dla formacji napadu były niezwykle wysokie dla prasy Śląskiej, która po mistrzowskim ataku zawsze oczekiwała wspaniałych meczy.

Najmniej miejsca na boisku miał Giemsa ustawiony po prawej stronie boiska, który kompletnie nie radził sobie z gwiazdą drużyny niemieckiej Josefem Fath, który zdobywa bramkę i wypracowuje kolejne Müllerowi i Busamowi. Ruch zaczyna dopiero grać jak na Mistrza Polski przystało przy wyniku 3:1 dla gości. Prasa pisze:

Teraz dopiero Ruch ocknął się i zagrywa bardzo ładnie. Piłka często mija bramkę lub staje się łupem bramkarza. Wskutek zamieszania podbramkowego Peterek strzela drugą bramkę. Już zanosiło się na porażkę Ruchu, kiedy miejscowi za niesmaczny faul na Wilimowskim, zdobywają rzut wolny. Badura wypuszcza skośnie piłkę przed bramkę, a przebój Peterka kończy się bramką, wyrównującą mecz. Pod koniec Ruch stale atakuje. Brak precyzji i wykończenie akcji nie przynosi spodziewanych rezultatów, mimo, że w ostatnich minutach gry Ruch zaprzepaszcza kolejne sytuacje”.

VfR Wormatia 08 Worms wystąpiła w składzie: Ebert, Klosset, Leist, Lehr, Fries, Mathias Kiefer, Willi Zimmermann, Busam, Ludwig Müller, Gölz, Fath

Ruch reprezentowali na boisku: Ploch, Wadas, Katzy, Zorzycki, Dziwisz, Wodarz, Peterek, Wilimowski, Giemsa, Urban, Badura

Dla drużyny niebieskich to był kolejny mecz towarzyski z drużynami niemieckimi, choć najlepsze zwycięskie mecze były dopiero przed nimi.

Najlepszy okres drużyny VfR Wormatia 08 Worms przypada w następnych latach, gdzie zostaje ona trzykrotnym Mistrzem w Gaulidze Südwest (1936, 1937, 1939). Dzisiaj ta drużyna gra w lidze regionalnej, ale bazę danych ze spotkań ligowych, towarzyskich, składów drużyn czy opisów zawodników ma taką, jakiej może jej pozazdrościć niejeden klub w Polsce, no, ale może nie mają u siebie Pana Andrzeja Gowarzewskiego. A drużyna VfR pochodzi z jednego z najstarszych miast w Niemczech, a w XII wieku mieścina ta była jednym z miejsc w eposie Pieśni o Nibelungach.

Autor: Grzegorz Joszko


Oklaski dla sędziego

W okresie przedwojennym, szczególnie w latach 30. szczególnego charakteru nabierały mecze z Pogonią Lwów. Trudno znaleźć źródło tego konfliktu, ale na pewno czara goryczy została przelana w 1933 roku, kiedy niezadowoleni piłkarze lwowscy opuszczali stadion Cracovii wprost z trybun krakowskiej areny. Na murawie boiska cieszyli się w tym czasie piłkarze Ruchu po wygranej z Cracovią i zdobyciem swojego pierwszego tytułu mistrzowskiego. Na potknięcie piłkarzy z eRką na koszulkach liczyli lwowscy piłkarze i działacze, jako kontrkandydat do ligowej korony.

Swoją złość lwowiacy wyładowali w następnym sezonie kiedy w 9 kolejce ligowej doszło do meczu Pogoń – Ruch. Naładowani dodatkową energią piłkarze z Lwowa grają niezwykle brutalnie, czemu biernie przyglądał się arbiter spotkania. Kolejni zawodnicy Ruchu schodzą z boiska. W końcu poważnej kontuzji doznaje Edmund Giemza. Kontuzja, która praktycznie wyeliminowała go z gry w tym sezonie zatrzymała nieco wspaniale rozwijającą karierę tego piłkarza. Kibice Pogoni również nie próżnowali obrzucając wyzwiskami piłkarzy Ruchu. Ruch na brutalność odpowiedział 5 bramkami, tracąc jedną. Prasa o grze hajduczan napisała:

Błyskawiczne zrywy, energiczny bieg za każdą piłką w połączeniu z doskonałą orientacją i daleko zaawansowaną techniką – wszystko to składało się na stworzenie jednolitego, zwartego zespołu, który z równą ambicją walczył przy stanie 0:1, jak i w chwili, gdy miał już zwycięstwo całkowicie zapewnione.

Rewanż tych drużyn w Wielkich Hajdukach zapowiadał się pasjonująco. Dokładnie 82 lata temu, 30 września 1934 roku spotkały się ponownie drużyny Ruchu i Pogoni Lwów. Kilka dni przed meczem w prasie ukazała się notatka prasowa, która była dziełem działaczy lwowskich, którzy bojąc się o swoje i swoich piłkarzy bezpieczeństwo wystosowali list do władz województwa śląskiego o zapewnienie im eskorty zarówno na stadion, jak i po meczu. To była troska o bezpieczeństwo, gdyż do działaczy Pogoni dochodziły głosy, jakowo miało dojść do rewanżu zarówno na boisku, jak i poza nim. Działacze Ruchu odpowiedzieli również apelem, aby kibice zachowali wyjątkową kulturę na boisku, jak i poza nim. Piłkarzy Niebieskich zaś uświadomili, że mają grać fair play. Na mecz wybrał się wicewojewoda śląski Tadeusz Saloni, ale trudno wyrokować czy chciał zobaczyć mecz czy porządek na trybunach.

Szczególnie kibice wzięli sobie do serca prośby działaczy Ruchu. Kiedy piłkarze Pogoni wbiegali na boisko tumult gwizdów i niecenzuralnych epitetów niósł się do momentu pojawienia się piłkarzy Niebieskich. W trakcie meczu kibice jednak zastosowali inny sposób motywacyjny. Moim zdaniem zdecydowanie bardziej wyrazisty. Otóż po każdym odgwizdanym przez sędziego faulu na piłkarzach Ruchu, sędzia otrzymywał burzę oklasków, a że kibiców było ponad 6 tysięcy, to fala niosła się z sektora na sektor. Nie było już gwizdów na piłkarzy Pogoni Lwów. A sędzia może zdeprymowany przez kibiców gospodarzy sędziował rzetelnie i sprawiedliwie dla obu stron. Na murawie piłkarze Ruchu odpowiedzieli zdemolowaniem Pogoni poprzez zaaplikowanie im 5 bramek, cztery zdobył Ernest Wilimowski, jedną Giemza. Piłkarze Ruchu ten mecz potraktowali na luzie, pokazali swoją moc, a później grali w przysłowiowego „dziada” przez resztę spotkania. Czasami tak bywa, że ironia bywa najlepszą odpowiedzią na ludzką głupotę. Piłkarze i kibice rozegrali ten mecz wprost idealnie. Na meczu pojawił się trener reprezentacji Polski Józef Kałuża, który oglądał piłkarzy pod kątem ich gry w reprezentacji. W prasie krakowskiej o grze w tym meczu napisano:

Ruch zadowolił tym razem w całości, jako drużyna skonsolidowana, lepsza fizycznie, o szybszym starcie i dużych zdolnościach strzałowych, która jednak wszystkiego, na co było ją stać w tym meczu, nie pokazała. Nie miała bowiem do tego okazji wobec słabej formy Pogoni. Na specjalne podkreślenie zasługuje linja pomocy Ruchu, słabiej wypadła gra ataku (…) w pomocy wybijał się Dziwisz, trzymający się jednak zanadto w tyle. Jeśli zdecyduje się na grę bardziej agresywną, a równocześnie i defenzywną może się stać najlepszym pomocnikiem w Polsce.

Piłkarze Ruchu kroczyli po swój drugi tytuł mistrzowski, do tej pory w 19 meczach strzelili już 78 bramek. Lanie dostawał każdy po kolei. O stylu gry piłkarzy Ruchu pisał przedwojenny krakowski tygodnik:

Po wielu latach pracy „Ruch“ zdobył swój styl gry, styl, który może nie da się podciągnąć pod jakiś uznany szablon, niemniej jednak jest bardzo skuteczny. Polega on przedewszystkieim na graniu i na starcie. Gaszenie piłki jest umiejętnością techniczną, której „Ruch“ jak najoszczędniej używa. Piłki podaje się w biegu, z powietrza, tak, jak to robią najgorsze w Polsce drużyny, lecz podania „Ruchu“ są celne. Zgranie sprawia, że ten zawodnik, który ma piłkę przyjąć, jest na pozycji, że do piłki dochodzi.

Autor: Grzegorz Joszko


Perła w koronie

W czasach przedwojennych krakowska szkoła piłkarska cieszyła się na Górnym Śląsku dużym uznaniem i szacunkiem. Tak się złożyło, że swoje pierwsze mistrzostwo Polski w 1933 roku Ruch Wielkie Hajduki zdobył na boisku Cracovii. Terminarz skojarzył obie drużyny również sezon później. W 20 kolejce ligowej w dniu 21 października 1934 roku drużyna Ruchu podjęła w Wielkich Hajdukach Cracovię. W przypadku wygranej Niebieskich, tytuł mistrza Polski był w zasadzie pewny…dla Ruchu oczywiście.

Kierownictwo Ruchu zdawało sobie sprawę, że przyjedzie mnóstwo kibiców z Krakowa, którzy na ten mecz wynajęli pociąg popularny, więc powiększono ilość miejsc siedzących i stojących. Pożyczano krzesła z okolicznych barów i restauracji, a bilety sprzedawały się jak ciepłe bułeczki. Na meczu zasiadło ponad 15 tysięcy widzów, choć różne źródła zawyżały lub zaniżały tę liczbę. To był zdecydowanie rekord widowni na boisku na Kalinie!

Zdjęcie własne: Obecne ogródki działkowe – miejsce gdzie był stadion na Kalinie „Hasiok”. Zdjęcia wykonano ze Szkoły nr 34 za zgodą ustną Dyrekcji Szkoły.

Mecz rozpoczął się o godzinie 14:15. Jako przedmecz już o godzinie 11:00 trzecia drużyna Ruchu spotkała się z Kresami Chorzów IV, a o godzinie 12:30 druga drużyna Ruchu zagrała z rezerwami Cracovii. A później już danie główne. W prasie napisano:

Tak nerwowego napięcia, jakiemu ulegała publiczność podczas wczorajszego meczu w Hajdukach Wielkich, już dawno nie wyczuwaliśmy. Przegrana Ruchu mogła bowiem zachwiać nieco szanse naszych na mistrzostwo. Temwięcej, że Cracovia wystawiła komplet ligowy, natomiast Ruch wystąpił bez swego filara Giemzy.

Ruch był osłabiony brakiem Edmunda Giemzy, któremu odnowiła się kontuzja i zawodnik ten będzie pauzował już do końca rozgrywek ligowych w 1934 roku. Jego miejsce na prawym łączniku zajął Ernest Kubisz.

Składy, w jakich wystąpiły obie drużyny:

Ruch: Tatuś – Wadas, Katzy – Dziwisz, Badura, Zorzycki; – Urban, Kubisz, Peterek, Wilimowski, Wodarz.

Cracovia: Szumiec (Radwański) – Pająk, Doniec – Żiżka, Chruściński – Mysiak, Zieliński, Malczyk, Migas, Kruczek,

Niebiescy już w pierwszych minutach mogli prowadzić kilkoma bramkami, jednak napastnicy nie wykorzystali swoich szans. Do przerwy remis 1:1 po błędach obrony obu drużyn. Prasa napisała: „0:1” Centrę Zielińskiego przedłuża nieuchronnie do bramki Dziwisz (…) ”1:1” Zorzycki bije ładnie rzut wolny, piłka zatacza łuk, Szumiec wyskakuje, jednak Peterek, Wilimowski i Kubisz niedopuszczają go do piłki, która ląduje z Szumcem w bramce krakowian. W drugiej części meczu strzelał już tylko Ruch, który zdobył dwie bramki, prasa napisała: Dwie bramki padają dla mistrza w 19 i 22 minucie meczu (64 i 67 minucie – przyp. autora). Pierwsza po kombinacji: Wodarz – Urban – Kubisz, kiedy to ostatni zmusza nieuchronnym strzałem Szumca do kapitulacji – druga miała aż trzech autorów. Przyczynił się do uzyskania jej w jednakowej mierze „triumwirat” Peterek – Doniec – Wilimowski. ”Ezi” kończy dzieło. Wynik 3:1 dla Niebieskich.

Ruch vs. Cracovia. Bramka na 1:0. Na zdjęciu Peterek i Wilimowski (w białych koszulkach) w bramce razem z piłką.

Zarówna prasa śląska, jak i warszawska szeroko opisywała organizację meczu: Pewnego rodzaju niezadowolenie panowało wśród publiczności z racji nieporządków na boisku. Sprzedano przede wszystkim za dużo biletów siedzących, tak, że ludzie, którzy kupowali miejsca po 3zł i więcej, musieli się w końcu zadowolić miejscem na trawniku przed trybunami. Pozatem sprawa wyjść. Tysięczne tłumy, setki aut i rowerów przeciskało się blisko godzinę przez jedno tylko wyjście. Naturalnie nie obeszło się bez wypadku. Widziało się ludzi z podartymi płaszczami, pogniecionymi kapeluszami (…) Nadomiar złego, przed miejscami prasowymi usadowił się cały zarząd ,,Ruchu”, tak, że prasa miała doskonały widok i obserwowała…ile który z członków zarządu ma włosów na głowie (…)..

Ruch zdobył po raz drugi z rzędu mistrzostwo Polski, choć wtedy iluzoryczne szanse miała jeszcze Cracovia. Musiała jednak wygrać w ostatnich meczach różnicą ponad 40 bramek, przy założeniu, że Ruch przegrałby oba swoje ligowe spotkania. Ciekawy komentarz pojawił się w prasie śląskiej:

Miało się nawet wrażenie, że zdobycie przez Ruch mistrzostwa było czemś normalnym, koniecznym i z góry przewidzianem.

Sędzią tego spotkania był pan Schneider z…Krakowa, którego ocena sędziowania była o dziwo pozytywna. Naprzeciwko siebie stanęli dwaj austriaccy trenerzy Alois Pulpittel po stronie Cracovii i Gustav Wieser po stronie Ruchu.

O tym meczu mówiono również w Hollywood w Stanach Zjednoczonych w 1973 roku, stało się tak dlatego, że Kazimierz Kutz ze swoim dziełem „Perła w koronie” był polskim kandydatem do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. Szkoda tylko, że akcja filmu rozgrywa się trzy miesiące przed tym meczem…

Autor: Grzegorz Joszko


Bayern na Kalinie

W czasach przedwojennych w zasadzie cały czas grano w piłkę nożną, a to liga, a to puchar, reprezentacja ligi, Śląska, Polski, no i oczywiście mecze towarzyskie. Zagraniczne i krajowe. Grano również turnieje. Ten wpis będzie właśnie o takim grudniowym turnieju, w którym uczestniczył Ruch (gospodarz i organizator turnieju), Cracovia, Garbarnia Kraków i FC Bayern.

Każdy, kto interesuje się piłką nożną zna Fußball-Club Bayern München e. V. najbardziej znany i utytułowany niemiecki klub. Jednak w 1934 roku Bayern zdobył tylko jedno Mistrzostwo (1932), a gospodarz tego turnieju dwa (1933, 1934). Najbardziej utytułowaną drużyną tego turnieju była jednak Cracovia, która miała na koncie trzy mistrzostwa (1921,1930 i 1932). Przedwojenny FCB to była bardzo dobra drużyna, ale dopiero pracowała na swoją obecną markę i sukcesy.

Program poszczególnych spotkań tego turnieju był następujący:

8 grudnia 1934r o godzinie 12:15 Cracovia — Garbarnia

8 grudnia 1934r o godzinie 13:45 F.C. Bayern — Ruch

9 grudnia 1934r o godzinie 12:15 przegrani dnia poprzedniego

9 grudnia 1934r o godzinie 13:45 wygrani dnia poprzedniego (mecz główny)

Dodatkowo ustalono regulamin tego turnieju:

Zaliczone zostaną punkty i ilość zdobytych bramek do ogólnego rozrachunku. W razie wyniku remisowego przedłuża się zawody o 10 minut, (dwa razy po 5 minut), a w przypadku nie osiągnięcia wyniku w dogrywce w pierwszym meczu o udział w meczu głównym rozstrzygnie losowanie. Natomiast w razie nie osiągnięcia wyniku w dogrywce w drugim meczu, drużyna gości będzie dopuszczona do meczu głównego. Zwycięzca zdobywał Puchar na własność. Sprawiedliwość jest względna.

W pierwszym meczu Garbarnia pokonuje Cracovię 2:1.

Początek drugiego meczu.

Niemiecka prasa przed meczem asekurancko twierdzi, że z Mistrzem Polski nie ma żadnych szans, ale jak się okazało była to zasłona dymna. Przed rozpoczęciem meczu drużyna Bayernu ustawiła się w szeregu i pozdrowiła publiczność zakazanym dzisiaj gestem, co nie spotkało się z akceptacją śląskiej publiczności. Drużyna była ubrana w brązowe spodenki i białe koszulki z brązowymi rękawkami. W tej drużynie kilka znakomitości: Ludwig Goldbrunner (39 krotny reprezentant Niemiec, został wybrany w „20” najlepszych piłkarzy Bayernu w jego całej historii), Conrad „Conny” Heidkamp (9 krotny reprezentant Niemiec, jedyny piłkarz przedwojenny w galerii sław), Josef Bergmaier (8 krotny reprezentant Niemiec), Wilhelm „Schimmy” Simetsreiter, (najszybszy zawodnik Bayernu w jego całej historii, reprezentant Niemiec).

Kiedy drużyna Ruchu w „pięknych nowych niebieskich swetrach” wbiegała na środek boiska do koła, aby się przywitać z publicznością, ta wita ją niezwykle owacyjnie.

Sam mecz.

FCB przeciwko drużynie niebieskich gra szybciej w pierwszej części meczu i lepiej taktycznie w całym spotkaniu. Bawarczycy cofają się ciągle na swoją połowę, grają z kontry i wyprowadzają piłkę długimi podaniami do skrzydłowych. Ruch grał, rozgrywał, był częściej przy piłce, policzono, że był on w posiadaniu piłki w 70%, a w rzutach rożnych wynik wyniósł 8:3 na jego korzyść. Niebiescy atakowali raz za razem, ale trzy doskonałe sytuacje wybronił jednak bramkarz Rudi Fink. W 17 minucie po jednej z kontr po fatalnym błędzie Dziwisza bramkę zdobywa Simetsreiter, a po przerwie z kolejnej kontry po długim podaniu i błędzie Rurańskiego bramkę zdobywa Schneider. Ruch grał, Bayern zdobywał gole.

Honorową bramkę zdobywa Peterek z rzutu karnego na 10 minut przed końcem, który po latach wspominając ten mecz stwierdził, że żaden inny bramkarz nie bronił takich sytuacji jak Fink. Najlepszy bramkarz przeciwko, któremu grał.. Dobra gra bramkarza denerwuje również Wilimowskiego, który w pierwszej połowie mocno uderza Finka łokciem. I ten cios na bramkarzu Bayernu nie zrobił żadnego wrażenia, który pod koniec meczu popisuje się kolejną piękną paradą po strzale Wodarza. Ciekawostką jest fakt, że dla Finka to był jeden z pierwszych meczy w drużynie z Monachium. Porażka 2:1 stała się faktem.

Ruch zagrał w składzie: Tatuś, Wadas, Rurański, Dziwisz, Badura, Zorzycki, Urban, Giemsa, Peterek, Wilimowski, Wodarz

Bayern natomiast reprezentowali: Fink, Heidkampf, Nagelschmitz, Breindl, Goldbrunner, Knopp?, Bergmaier, Schneider, Krumm, Welker, Simetsreiter

Po tej porażce prasa Śląska nie zostawia suchej nitki na piłkarzach, padają sformułowania takie jak:

lenistwo”, „kompromitacja”, „wymieść chwasty żelazną miotłą”.

Nie mieli łatwego życia piłkarze w tamtych czasach. Presja była taka sama jak teraz. Szczególnie prasa nie była przychylna Peterkowi, który mimo strzelenia bramki był według niej najsłabszym graczem meczu. Trzeba też pamiętać o skutkach propagandowych, które przyniósł ten wynik. Mistrz Polski przegrywa z drużyną niemiecką na Śląsku. Prasa nawet apelowała aby odwołać sylwestrowo – noworoczne tournée na przełomie 1934/1935 roku w Niemczech. Skutki zerwania kontraktów kosztowałaby jednak więcej niż wstyd.

W kolejnym dniu turnieju padają wyniki:

Garbarnia – F.C. Bayern 0:3

Cracovia – Ruch 0:3

Ostateczna tabela turnieju:

1. F.C. Bayern – 4 pkt. bramki 5:1

2. Ruch – 2 pkt. bramki 4:2

3. Garbarnia – 2 pkt. bramki 2:4

4. Cracovia – 0 pkt. bramki 1:5

Zwycięzcą turnieju zostaje Bayern Monachium. Ciekawe czy w bawarskim klubie są jeszcze w posiadaniu chorzowskiego pucharu, który zdobyli podczas tego towarzyskiego turnieju.

A sam turniej niestety przyniósł stratę klubowi w wysokości 2 tysięcy złotych, co było kwotą ogromną na te czasy. Strata to spowodowała, że Ruch musiał zrezygnować z meczu 1. FC Saarbrucken, które planował jeszcze w tym samym roku.

Na rewanż z F.C. Bayern długo nie trzeba było czekać, tylko 21 dni…

 


Ruch w Monachium

30 grudnia 1934 roku, Ruch Wielkie Hajduki pokonał w Monachium miejscowy Bayern. Po wielu miesiącach udało nam się w końcu cofnąć w czasie, kiedy spotkaliśmy się z potomkami uczestników bezpośrednich wydarzeń, którzy oprócz cudownych opowieści pokazali nam wspaniałe pamiątki z tej wyprawy.

Podróż

28 grudnia na dworcu w Wielkich Hajdukach (dzisiaj dworzec Chorzów Batory) o godzinie 14:25 wyruszył pociąg do Bawarii. Na peronie zebrała się ekspedycja licząca aż 21 osób. W jej skład wchodziło 15 piłkarzy, 4 działaczy, trener Wieser oraz śląski dziennikarz, dzięki któremu po latach odtworzyliśmy tę historię. Dodatkowo pojawili się oczywiście kibice Niebieskich, którzy licznie chcieli pożegnać piłkarzy, życząc im wygranej. Podróż nie trwała długo, wszyscy wysiedli w Bytomiu, gdzie musieli czekać godzinę na przesiadkę na pociąg pośpieszny relacji Bytom – Monachium. Piłkarze usadowili się w przedziałach i od razu zaczęli szpilać… w szkata. Kędzierzyn, Wrocław, Drezno – stacje mijały jedna za drugą. Już na terenie Niemiec do pociągu wsiadało coraz więcej żołnierzy. Na stacji w Dreźnie pociąg miał dłuższy postój, piłkarze Ruchu wysiedli na peron ubrani w niebiesko-białe dresy z naszytą eRką na piersi. Od razu pojawili się gapie, a największy jajcarz z tej całej ekipy, Ewald Urban zdążył się zaprzyjaźnić z kilkoma podróżnymi, więc koledzy zaczęli go przezywać „Burmistrz”. Parę minut po 8 rano pociąg wjechał na peron w Monachium, na którym hajduczan przywitali przedstawiciele Bayernu. Piłkarze Ruchu zostali zakwaterowani w jednym z najbardziej nowoczesnych hoteli w Monachium – Stadt Wien.

Zdjęcie: Część karty pobytowej z hotelu Stadt Wien.

Po śniadaniu i oficjalnych przemówieniach piłkarze Ruchu zostali zaproszeni na zwiedzanie miasta, a później do sali browaru Löwenbräu, gdzie „częstowano doskonałą litrówką piwa”. Oczywiście niezmordowany „Burmistrz” Urban w drodze powrotnej do hotelu zawierał kolejne znajomości, tym razem z ulicznym klaunem cyrku Krone. Na wieczornej kolacji pojawił się sekretarz generalny konsulatu, p. Przybylski, który opiekował się polską ekspedycją przez cały czas pobytu.

Mecz

30 grudnia w niedzielne popołudnie piłkarze pojechali autobusem na stadion Grünwalder Strasse (stadion Bayernu do 1972 roku). Jak na tę porę roku w Bawarii pogoda była doskonała, niestety boisko było bardzo rozmokłe z powodu deszczu, który padał dzień wcześniej. Kierownik drużyny p. Giemsa (nie mylić z piłkarzem Edmundem Giemzą, na potwierdzenie tego faktu widzieliśmy zdjęcie tego pierwszego) poinformował o składzie drużyny, która zagrała w ustawieniu: 2-3-5. Na boisko wg wzrostu wybiegli: Tatuś – Katzy, Rurański – Dziwisz, Badura, Zorzycki – Urban, Giemza, Peterek, Wilimowski, Wodarz.

Piłkarze Ruchu trzykrotnym „cześć” powitali się z publicznością, której ponad 12 tysięcy pojawiło się na stadionie. Gerard Wodarz, który był kapitanem drużyny Ruchu, przegrał wybór połowy z kapitanem Bawarczyków Schneiderem. Niebiescy byli zmuszeni grać pod wiatr i pod słońce. W pierwszych 10 minutach zaatakował Ruch, a Bayern podobnie jak to miało miejsce w Hajdukach, cofnął się na swoją połowę, czekając na dogodne okazje do kontry, ale Niebiescy nagle zaczęli stosować tę samą taktykę co Bawarczycy i wycofali się pod swoje pole karne, a Edmund Giemsa grający w ataku, na prawym łączniku grał teraz bliżej środka boiska.

Piłkarze FCB odpowiedzieli groźnymi atakami na bramkę Tatusia. Kiedy w 21 minucie meczu przypadkowo Karlik Dziwisz odbił piłkę ręką, sędzia podyktował rzut karny – wydawało się, że i ta taktyka się nie uda. Do wykonywania karnego podszedł Schneider, a „piłka, ostro strzelona, leci płasko nad ziemią w prawy róg bramki. Na trybunach jakby zagrzmiało. Wszyscy krzyczą tooor, lecz Tatuś, bramkarz Ruchu, skokiem pantery odbija piłkę wzdłuż linii autowej w pole” – opisała szczegółowo prasa obroniony rzut karny.

Ta niewykorzystana sytuacja pobudziła obie drużyny do jeszcze lepszej gry. Na lewej stronie ataku szalał niezwykle szybki Simetsreiter, ale doskonałe zawody rozgrywała obrona Ruchu, szczególnie Antoni Rurański przewidywał ruchy rywali i rozbijał ich ataki raz za razem. Kiedy zabrakło obrońców, na bramce stał niezawodny w tym dniu Eryk Tatuś. Do zaskakującej sytuacji doszło na 10 minut przed zakończeniem pierwszej połowy, kiedy okazało się, że Edmund Giemza ubrał jeden za ciasny but, zdjął oba i wyrzucił za linię boiska i dograł pierwszą połowę… w samych skarpetkach.

Prawa strona na której grał wspólnie z Urbanem odżyła i w 44 minucie wspaniałą kontrę wyprowadził wspomniany wcześniej Giemsa, który jak relacjonowała ówczesna prasa: „biegnie z nią na prawem łączniku, oddaje daleko ponad głowami do Wilimowskiego i już zdawało się, że Wilimowski strzeli gola. Widzi jednak, że Peterek stoi na lepszej pozycji przed bramką Finka i ostrem strzałem pasuje do Peterka. Piłka wsunięta do bramki z odległości 8 m”. Dzisiaj spiker mógłby z przyjemnością krzyknąć T-Ooooo-r. Bramka do szatni ustawiła resztę meczu, a piłkarzy Ruchu zbiegających na przerwę kibice z Monachium prosili o autografy.

W drugiej połowie piłkarze Bayernu znowu atakowali, ale Rurański oraz Katzy doskonale grali w formacjach obronnych. Piłkarze Niebieskich kontratakowali, ale bramkarz Fink również doskonale bronił strzały napastników Ruchu.

Po przerwie Ruch rozpoczął grać defensywnie, podobnie jak to czynili Bawarczycy na meczu w Wielkich Hajdukach. Giemza przeszedł do pomocy i siłą rzeczy więcej z gry mieli Bawarczycy. Szereg ich zagrań likwiduje nasza obrona, dokąd potrafili się jedynie przedrzeć. Wyprowadziło to z równowagi Bawarczyków do tego stopnia, że „potracili oni głowy” i napotykając na skuteczny opór Polaków, załamali się we wszystkich prawie linjach – można było przeczytać w prasie.

Oprócz doskonałej taktyki, wyróżnienia za bardzo dobre spotkanie trafiły do: Tatusia, Katzego, Rurańskiego, Dziwisza, Giemsy i Wilimowskiego. Końcowy gwizdek słabo i stronniczo sędziującego arbitra Thalmayera zakończył to spotkanie. Ruch Wielkie Hajduki pokonał Bayern Monachium 1:0. Kiedy zwycięscy piłkarze w niebieskich koszulkach schodzili z boiska publiczność zgotowała jej owacje.

Prasówka i uroczyste pożegnanie

Niemiecka prasa: „München – Augsburger Tageblatt”, „Der Kickers”, „Fussball”, „Deutsche Sport – Illustrierte”, „B. C. am Mittag” podkreślała, że piłkarze Ruchu wygrali zasłużenie, mieli doskonałe wyszkolenie techniczne i lepszy start do piłki. Dziennikarze podkreślali bardzo dobrą taktykę, a także ofiarność piłkarzy. „Der Kickers” za najlepszych zawodników wybrał Rurańskiego oraz Dziwisza, „München” bramkarza Tatusia. Jedynie dr Beker z tygodnika „Fussball” napisał o wyjątkowo defensywnej taktyce, która przyniosła sukces polskiej drużynie.

Piłkarze wraz działaczami wrócili do hotelu, przed którym stali kibice Bayernu, wielu było zaciekawionych piłkarzami z odległych Hajduk, którzy pokonali ich pupili. Na godzinę 18:00 działacze z Monachium zaprosili na uroczystą kolację do sali bankietowej Münchner Künstlerhaus, na którą zaproszono ponad 1000 osób, w tym wiele osobistości, w tym przedstawiciela Hansa von Tschammer und Osten, ówczesnego ministra sportu Niemiec, a także reprezentanta burmistrza miasta, radcy miejskiego oraz polskiego konsula. Później nastąpiło wiele przemówień na cześć gości z Polski i gospodarzy z Niemiec oraz wręczenie wspaniałych prezentów.

Piłkarze otrzymali porcelanowy kufel do piwa z pięknym grawerem (trzymaliśmy w rękach to cudo). Piłkarze Ruchu odśpiewali pieśń klubową i spędzili miło czas. Bardzo miło, ale musicie nam uwierzyć na słowo, bo do opisu tej części historii nie zostaliśmy upoważnieni. W poniedziałek 31 grudnia piłkarze opuścili Monachium, pojechali na dalsze tournée do Stuttgartu i Norymbergi. A tam… tam, to już zupełnie inna historia.

Bayern Monachium już nigdy później nie został pokonany przez klubową drużynę z Polski i pewnie już tak pozostanie.

Autor: Grzegorz Joszko