1937

Gra w Sylwestra

Piłkarze zostali zaproszeni na tournee na mecze z VfB Stuttgart oraz SVV Ulm 1846 i na obchody Sylwestra. Ekipa wyjazdowa zebrała się w Bytomiu, skąd z dworca kolejowego wyjechała do Stuttgartu 30 grudnia o godzinie 15:45, a rano następnego dnia zameldowała się na miejscu. Po zakwaterowaniu w hotelu i wzięciu udziału w zabawie sylwestrowej, piłkarze dokładnie 79 lat temu w piątek 1 stycznia 1937 roku wybiegli na boisko Hitler-Kampfbahn mogącym pomieścić ponad 50.000 widzów. Na meczu zjawiło się ich jednak ok. 7 tysięcy. Na stadionie znajdowało się specjalne szklane pomieszczenie do nadawania relacji radiowych. Murawa była trawiasta, co w tamtych czasach nie było rzeczą tak oczywistą jak dzisiaj. Pierwsi na boisku pojawili się piłkarze w niebieskich strojach w składzie: Tatuś – Giemsa, Czempisz – Dziwisz, Nowakowski, Zorzycki – Malcherek, Górka, Peterek, Wilimowski, Wodarz. Już w 3 minucie meczu „Ezi” Wilimowski strzelił pierwszą bramkę dla Ruchu. Prasa napisała: „Ruch częściej atakuje lewą stroną napadu, gdzie bardzo dobrze usposobiony Wilimowski inicjuje wraz z Wodarzem szereg ładnych zagrań. Kilkakrotnie nawet publiczność oklaskuje Wilimowskiego za piękne triki”. W 30 minucie Rutz z rzutu wolnego wyrównuje stan meczu do przerwy na 1:1. W drugiej połowie Ruch zaatakował ze zdwojoną siłą i po dwóch kolejnych bramkach Ernesta Wilimowskiego prowadził 3:1. Prasa napisała:

„W ostatnich dziesięciu minutach gry drużyna polska miała przygniatającą przewagę. Gdyby nie pech wynik dla Ruchu byłby daleko korzystniejszy. W drużynie polskiej na specjalne wyróżnienie zasługuje bramkarz Tatuś, Giemza, Dziwisz i Wilimowski, choć cała drużyna grała bardzo dobrze”.

Wynik końcowy 3:1. Publiczność niemiecka po zakończonym meczu oklaskiwała piłkarzy Ruchu, którzy zagrali bardzo dobre spotkanie. Lokalna prasa niemiecka napisała: „Ruch oczarował publiczność. Ślązacy godnie zaprezentowali swój kraj demonstrując nie tylko wysoki poziom umiejętności sportowych, ale także dżentelmeńskie zachowanie na boisku (…) Chlubą mistrza Polski jest atak, w którym obok olimpijczyków Peterka i Wodarza najlepiej spisał się Wilimowski. Bramki zdobyte przez Ruch wypracowane zostały z pierwszorzędnych zagrań kombinacyjnych. Wielką klasę stanowił bramkarz, który zyskał sobie przydomek „Gummimann” (Człowiek – Guma – przyp.autora). „Der Kicker” napisał: „Ruch zademonstrował poziom, który widzi się u czołowych drużyn europejskich. Opanowanie techniczne i kombinacja Polaków były nawet lepsze niż u czołowych zespołów niemieckich. Gra ataku przypomina na żywo grę Schalke 04”. Po meczu drużyna została ugoszczona w miejscowym hotelu kuracyjnym. Na następny dzień drużyna wyruszyła do Ulm, aby zagrać z miejscowym SSV.

W niedzielę 3 stycznia 1937 roku na boisko wybiegły dwie jedenastki, które zagrały ze sobą po raz pierwszy w historii, w bramce Ruchu stanął rezerwowy Hyla, a kontuzjowanego Nowakowskiego zastąpił Badura. Ulm 1846 popularne „Wróble” (Spatzen) uchodziły za drużynę swojego boiska i w rozgrywkach regionalnej Gauligi Württemberg zajmowały 6 miejsce. Gracze Ruchu tym razem wykazali wyjątkową nieudolność strzelecką, mimo świetnych okazji raz za razem pudłowali, szczególnie w bramkę nie umiał trafić „Teo” Peterek. Szalał podobnie jak w poprzednim meczu Ernest Wilimowski, strzelił nawet bramkę na 1:0, ale mecz ostatecznie zakończył się wynikiem remisowym 1:1. Na trybunach mecz oglądało 6 tysięcy kibiców. Prasa podsumowała te zawody:

„W drużynie Ruchu na pierwszy plan wybija się Giemza w obronie oraz Górka w napadzie. Słabiej jak zwykle zagrali: Czempisz i Zorzycki. Drużyna miejscowych była na ogół dobrze zgranym i groźnym przeciwnikiem przy czym należy zaznaczyć, iż od wielu lat uchodzi za niepokonaną na swoim boisku”.

Dzisiaj drużyna SVV Ulm występuje na 5 poziomie ligi niemieckiej.

Niemiecka prasa za najlepszych graczy całego tournee uznała Tatusia, Wilimowskiego, Peterka, Wodarza oraz Giemsę i Dziwisza. W poniedziałek 4 stycznia wczesnym rankiem piłkarze wyruszyli w podróż powrotną do Wielkich Hajduk. Napięta sytuacja w Europie spowodowała, że to było już ich ostatnie przedwojenne tournee w Niemczech i dopiero po 20 latach wrócili piłkarze chorzowscy do tego kraju, o nieco zmienionej nazwie na Niemiecką Republikę Federalną (NRF).

Eryk Tatuś bohater meczów z tego wyjazdu sprzed 79 lat zdobył cztery tytuły mistrza Polski w barwach Ruchu w latach 1934, 1935, 1936 i 1938. Zapoczątkował słynną hajducką, a potem chorzowską w późniejszych latach szkołę bramkarską. Grał w reprezentacji Polski i Śląska. Po II Wojnie Światowej Tatuś nie wrócił już do Ruchu, karierę kontynuował w RKS (Robotniczy Klub Sportowy) Łagiewniki, Po II Wojnie Światowej nie przeszedł pozytywnej weryfikacji związanej z jego działalnością w trakcie okupacji, którą przechodzili wszyscy sportowcy. Kiedy w 1947 roku znaleziono jego akta świadczące o tym, że należał do NSDAP, Tatuś został aresztowany, a sąd okręgowy w Bytomiu skazał go na 3 lata więzienia, 2 letnią utratę praw obywatelskich oraz konfiskatę majątku.

Zdjęcie: Ag. Polonji – zdjęcie zrobione podczas meczu rozegranego 9.10.1938r

Przedwojenna prasa w 1934 roku pisała o nim: „Jest to młodzieniec pozujący na elegancika, przy najmniejszej paradzie naśladujący akrobatę-artystę, więcej zmartwienia przysparza mu zniszczenie artystycznie rurkowanej fryzury niż utrata bramek”. Ostatni mecz z eRką na piersi Eryk Tatuś zagrał 2 lipca 1939 roku z Polonią Warszawa. Ten mecz był również ostatnim przedwojennym ligowym spotkaniem Ruchu w Chorzowie, a także ostatnią ligową bramką, którą strzelił w niebieskich barwach Ernest Wilimowski. Zarówno „Ezi” jak i Tatuś zostali w Stuttgarcie zapamiętani ze wspaniałych występów, obaj też resztę swojego życia spędzili w Niemczech.

Autor: Grzegorz Joszko


Nemzeti Sportkedvelők Clubja

Terminem dla wszystkich drużyn w Polsce zarezerwowanym zawsze na mecze towarzyskie były Święta Wielkanocne, wtedy rozgrywano najwięcej meczy z zagranicznymi przeciwnikami. Na Święta w 1937 roku Ruch zakontraktował drużynę węgierską.

Piłkarze Ruchu na tle innych polskich drużyn nie spotykali się tak często z drużynami węgierskimi. W sumie nazbierały się tylko cztery mecze, a pierwszym kontaktem z piłką węgierską był mecz z Nemzeti SC (NSC – Nemzeti Sportkedvelők Clubja). Była to zawodowa drużyna grająca w pierwszej narodowej lidze węgierskiej (najlepsze miejsce to 5 pozycja w pierwszym sezonie w 1936 roku). Klub został założony 3 czerwca 1906 rok przez byłych sportowców BTC Budapeszt. We wcześniejszych latach popularni niebiesko – żółci słynęli z wychowanków, których pozyskiwały Ujpest lub Ferencváros, aż w końcu drużyna z VII mieszczańskiej dzielnicy Budapesztu (zwanej Erzsébetváros – miasto Elżbiety Bawarskiej „Sisi” żony cesarza Franciszka Józefa I, cesarzowej Austrii i królowej Węgier.) trafia do pierwszej ligi. Klub nie odnosi większych sukcesów, po 4 latach spada z ligi i zostaje całkowicie zlikwidowany w 1957 roku. Trzeba jednak przyznać, że zawodnicy, którzy przyjechali wtedy do Polski rezprezntowali typową węgierską piłkę nożną. Do najbardziej znanych zawodników tej drużyny należeli: Balogh II. Miklós – środkowy napastnik, który zwrócił na siebie uwagę wspaniałą grą głową, dobrą organizacją i elegancką, nowoczesną, czystą grą, Bihámy III. Béla – prawy łącznik, który do perfekcji miał opanowane rzuty wolne (reprezentant Węgier na mecz z Włochami w 1932r i gol im strzelony), Kisalagi (Wohlram) János – najlepszy napastnik ligowy SC (reprezentant Węgier – 1 mecz w 1938r), Horváth Ferenc – lewoskrzydłowy, który strzela niebieskim dwie bramki (reprezentant Węgier – 1 mecz w 1938r).

Fot.Ag „Polonji” Drużyna węgierska w Krakowie

Najpierw Węgrzy wygrywają z Wisłą w Krakowie 1:0, a dzień później przyjeżdżają do Wielkich Hajduk, aby rozegrać mecz z obecnym Mistrzem Polski w dniu 29.03.1937 roku. Na  trybunach zebrało się 6 tysięcy widzów.

Prasa rozpływa się nad drużyną Nemzeti:

Drużyna węgierska zaprezentowała najlepszą klasę footbalu węgierskiego, przewyższając mistrzowski zespół Ruchu pod względem technicznym kondycyjnym i ostrej gry. Jest to zespół zupełnie wyrównany, nie posiadający słabych punktów. Wszystkie linie grały bardzo składnie, a pod względem zgrania i precyzji podań, zademonstrowali Węgrzy dawno nieoglądany poziom. Jedyną wadą ich gry to zbytnia ostrość i posługiwanie się ukrytymi faulami. 

O drużynie Ruchu prasa zaś pisze:

w drużynie Ruchu oglądaliśmy dawno niewidzianą ambicję i bojowość i dzięki tym walorom Ruch wygrał spotkanie.

Nemzeti SC od początku atakuje i zamyka piłkarzy niebieskich na ich połowie. W 15 minucie po bramce Horvatha NSC prowadzi 1:0. Wyrównuje 8 minut później Peterek po uderzeniu głową po rzucie rożnym. Od tej pory Ruch panuje na boisku i gra jak w transie, na 2:1 strzela Wilimowski po kombinacyjnej akcji z Wodarzem i Peterkiem. Jednak pod koniec pierwszej połowy Horvath doprowadza do wyrównania. Po przerwie Ruch ciągle atakuje. W 63 minucie Peterek zdobywa w zamieszaniu podbramkowym gola na 3:2, a w 70 minucie Giemsa strzela z rzutu wolnego bramkę na 4:2. Chwilę później w 67 minucie rozmiary porażki zmniejsza Molnar, a w 90 minucie z karnego Peterek „swoistym sposobem” ustala wynik meczu na 5:3. Piękne zwycięstwo.

Najlepszym zawodnikiem meczu był Giemsa, o którym im dłużej czytam, tym bardziej dochodzę do wniosku, że był to zawodnik kluczowy, chyba jednak mało doceniany w tej drużynie. Prasa podkreśla, że: spotkanie to było bezwzględnie interesujące i stało na wysokim poziomie.

Składy drużyn:

Ruch: Tatuś, Giemsa, Czempisz, Dziwisz, Badura, Zorzycki, Kubisz, Górka, Peterek, Wilimowski, Wodarz.

Nemzeti SC: Angyal, Kővágó, Flóra, Tuli,  Balogh, Bihámi(y), Szalai, Fenyvesi, Kisalagi, Molnár, Horváth

Ten pierwszy kontakt z węgierską piłką klubową dla graczy Ruchu był niezwykle przyjemny, drugi kontakt już do najprzyjemniejszych nie należał, bo przyniósł najwyższą porażkę w historii przedwojennych meczy towarzyskich z zagranicznymi drużynami.

Autor: Grzegorz Joszko


Owens

W latach 30 transfery pomiędzy drużynami nie były czymś tak powszechnym jak dzisiaj. Nie było zawodowstwa, piłka nożna była sportem amatorskim. Transfer trwał czasami bardzo długi okres czasu. Zawodnik zanim mógł zagrać w nowym klubie obowiązywała go dwu miesięczna karencja od momentu wyrejestrowania go z poprzedniej drużyny i opłacenia składek.

Ruch Chorzów był w latach przedwojennych drużyną wyjątkową, jeśli chciał jakiegoś zawodnika to go po prostu u siebie miał. Najzdolniejsi gracze sami zgłaszali się do Mistrza Polski, do klubu który był i jest wizytówką Górnego Śląska. W sezonie 1938 czy 1939 roku w drużynie niebieskich było w składzie 35 zawodników, mimo, że w całym w sezonie grało ich 21.

Tytułowa historia rozpoczyna się 8 listopada 1937 roku, kończy się sezon ligowy, a Ruch zajmuje rozczarowujące trzecie miejsce w lidze i wiadomo było, że w klubie potrzebna jest świeża krew. W tym dniu właśnie Ruch rozgrywa spotkanie towarzyskie z Reprezentacją okręgu Zagłębia, co jak podkreślała lokalna prasa było

Ewenementem w życiu sportowym Zagłębia”.

Mimo mało sprzyjających warunków atmosferycznych mecz dochodzi do skutku i dochodzi do ogromnej, jak na te czasy sensacji, bo Ruch przegrywa 4:3, a wyśmienity mecz rozgrywa Władysław „Owens” Słota – zdobywca dwóch goli, piłkarz sosnowieckiej Unii, który zresztą był najlepszym graczem regionu Zagłębia Dąbrowskiego. I to na tego prawego łącznika działacze chorzowscy zaginają parol, gdzie zaraz po meczu dochodzi do pierwszych rozmów zainteresowanych stron. Chrapkę na tego gracza miały również Polonia Warszawa oraz Cracovia, która jak się okazało prowadziła już zaawansowane rozmowy z Unią Sosnowiec w sprawie Słoty.

Po meczu oburzenie kierownika sekcji piłkarskiej Unii sosnowieckiej, dotyczącego „kaperowania” Słoty przez Ruch odbiło się dużym echem w prasie, pojawiły się lamentowania i narzekania na sposób załatwiania takich spraw. Wszystkiemu zaprzecza jednak sam Słota twierdząc, że on sam chce grać w chorzowskim klubie i sam się do niego zgłosił. Mówi, że:

Prawdziwe są informacje o moim przejściu do Ruchu, w związku z tym zwróciłem się do Unii z prośbą o zwolnienie.

Na pytanie odnośnie powodów zmiany barw klubowych odpowiada: Względy materialne. Rodziców już nie mam, natomiast mam obowiązek utrzymywania siostry i młodszego brata. Zarabiam tak mało, że nie wystarcza to nawet na skromne utrzymanie. Nie jestem i nie będę zawodowcem, jednak przecież środki utrzymania muszę mieć. Zresztą kierownictwo Ruchu wyraziło chęć zwolnienia Peterka i Badury.

To nie były marzenia ani miłość Słoty. Przynajmniej szczerość był domeną przedwojennych graczy, a Ruch Chorzów był wtedy potęgą finansową i mógł sobie pozwolić na wszystko.

Unia sosnowiecka upatruje interes – proponuje aby w zamian do Unii trafił zatem i Peterek i Badura. Działacze Ruchu twierdzą, że tematu nie ma i finansowe zadośćuczynienie będzie bardziej na miejscu. Pogłoski te powodują, że Jan Badura wychowanek Ruchu i rekordzista pod względem ilości występów w przedwojennej drużynie niebieskich decyduje się na zakończenie kariery, można się tylko domyślać, że wolał zakończyć karierę niż przejść do klubu z Sosnowca. Najbardziej rozczarowana jest krakowska Cracovia, która już miała Słotę „na widelcu”.

Zanim ostatecznie Władysław Słota zagra w chorzowskiej drużynie upływa trochę czasu, jego debiut przypada na 30 lipca 1938 roku w meczu towarzyskim z SK Jugoslavija. Słota rozgrywa doskonałe zawody, zdobywa bramkę i dwie asysty, a publiczność jest oczarowana umiejętnościami nowego zawodnika.

Debiut w lidze przypada na mecz z Pogonią Lwów 21 sierpnia 1938 roku wygrany przez Ruch 3:1. No i się zaczyna…Cracovia przypomina sobie o Słocie, jej prezes dr Michałowski na łamach „Przeglądu Sportowego” twierdzi, że Słota nie mógł grać i należy się walkower Pogoni Lwów: „Słota otrzymał uwolnienie później niż to wykazała Unia Sosnowiec. Jako jeden z dowodów przytacza fakt, że Słota zwracał się do klubu krakowskiego o przyjęcie, obiecując przynieść zwolnienie z Unii, a było to podobno już po dacie, jaka oficjalnie figuruje na zwolnieniu przesłanym dla Ruchu”. Cracovia jako drugi dowód przedstawia: bilet tramwajowy Śląskich Linii Autobusowych…

Machina jednak ruszyła. Wydział Gier i Dyscypliny Ligi w Warszawie zajął się sprawą i niestety sam sobie stworzył problem, gdyż nie był pewny czy zasady dotyczące 2 miesięcznej karencji jeszcze obowiązują, bo część z graczy ligowych w innych klubach nie musiała odczekać wymaganego terminu. Bez względu na niejasne wymagania Unia Sosnowiec przedstawia protokolarną uchwałę zarządu i odpis protokołu zwolnienia Słoty w dniu 2 czerwca 1938 roku. Tym samym Wydział Gier oddala zażalenie i utrzymuje wynik z boiska na korzyść Ruchu, bez względu na fakt czy wymagania karencji jeszcze obwiązywały czy już nie.

W oczekiwaniu na decyzję klub chorzowski pamiętając o kompletnie niezrozumiałych w poprzednich latach decyzjach Wydziału Gier i Dyscypliny Ligi na niekorzyść klubu, nie wystawia Słoty w następnych czterech meczach ligowych. Zresztą Ruch już w czerwcu po rejestracji gracza wysyła telegram do sekretariatu Ligi w celu uzyskania informacji potwierdzającej jego przynależność klubową i możliwość rozgrywania meczów w barwach Ruchu. Odpowiedź jednak nigdy nie nadchodzi.

Wydział Gier i Dyscypliny Ligi tym razem podejmuje decyzję zgodnie z oczekiwaniami klubu, a popularny Owens wraca do składu na mecz wyjazdowy z Wartą 2 października 1938 roku.

Władysława Słota był pierwszym graczem z regionu Zagłębia Dąbrowskiego, który zagrał w Ruchu, zdobywa z nim Mistrzostwo Polski, ze względu na przerwane rozgrywki piłkarskie w 1939 roku rozgrywa mecze w sezonach 38-39 zaliczając 19 występów ligowych, w których strzela 10 bramek, w tym dwa hat-tricki. Szczególnie przyjemny musiał być ten drugi, kiedy 25.06.1939 roku Słota pakuje 3 bramki Cracovii.

Nie muszę chyba nikomu pisać skąd przydomek „Owens” Władysława Słoty. Podobno był tak szybki jak amerykański lekkoatleta, 4-krotny mistrz olimpijski w Berlinie w 1936 roku Jesse Owens.

Autor: Grzegorz Joszko


30 tysięcy gardeł

Rozgrywki ligowe w 1937 roku dotarły do półmetka i rozpoczęła się letnia przerwa. Władze Ligi Państwowej postanowiły, że przerwa będzie trwać prawie dwa miesiące. Niebiescy zajmowali 5 miejsce w ligowej tabeli, w samym czubie znajdowała się para beniaminków AKS Chorzów i Cracovia.

Zapowiedź

1 sierpnia 1937 roku odbył się tylko jeden mecz ligowy, ale za to jaki. Ruch Wielkie Hajduki vs. AKS Chorzów. Ligowe derby sąsiednich gmin. Prasa zapowiadała ten mecz jako sensacyjny hit wakacyjny na ukończonym stadionie. Wspaniała żelazna trybuna była udostępniona dla kibiców. Bilety sprzedawały się jak ciepłe bułeczki. AKS był niewygodnym rywalem dla Niebieskich, w rundzie wiosennej górą były Zielone Koniczynki wygrywając na swoim stadionie 3:1. Oba Kluby żyły w harmonii, przecież zdarzało się, że Ruch grał w Chorzowie, a AKS w Wielkich Hajdukach. W późniejszych latach przed wybuchem II Wojny Światowej oba zespoły wspólnie organizowały przedsezonowe konferencje prasowe. Na stadion przybyło 30 tysięcy hajduckich i chorzowskich kibiców. To był rekord frekwencji na stadionie w Wielkich Hajdukach (dzisiaj obecny stadion Ruchu) w ligowym spotkaniu przedwojennym. Oczywiście podobna frekwencja zdarzała się na meczach towarzyskich, szczególnie reprezentacji Śląska, ale mecz ligowy nigdy wcześniej, aż do 1939 roku nie przyciągnął tylu kibiców. W dodatku to było pierwsze ligowe spotkanie tych dwóch drużyn w Wielkich Hajdukach.

Mecz

Spotkanie rozpoczęło się o godzinie 17:30, a oba zespoły wystąpiły w następujących składach:

Ruch: Brom, Czempisz, Giamza, Panchrysz, Nowakowski, Dziwisz, Wodarz, Wiechoczek, Wilimowski,  Peterek, Kubisz.

A.K.S.: Mrugała, Stolarczyk, Knas, Bedkowski, Kuchta, Skrzypiec, Morcinek, Wostal, Piontek, Pytel i Pochopin.

Prasa o pierwszej połowie pisała:

„Pierwsza połowa gry upłynęła przy zdecydowanej przewadze mistrza Polski. Atak hajduczan zagrał wprost koncertowo. Składne kombinacje Wodarz – Wiechoczek – Wilimowski – Peterek przypominały najlepsze wzory wiedeńskie. Niestety tej zdecydowanej przewagi nie potrafił Ruch uwidocznić bramkami (…) w 40 minucie po strzale Wodarza Mrugała wybiega z bramki, piłka go przeskakuje, wpadła do bramki, przy czym w ostatniej chwili dobija ją przytomnie Wilimowski. Sędzia p. Lustgarten, który już dawno powinien przejść na emeryturę, z niezrozumiałych przyczyn bramki nie uznaje”.

O drugiej połowie prasa pisała: „Przewaga gości z minuty na minutę wzrasta. W 32 minucie A.K.S. stwarza pod bramką Ruchu niebezpieczną sytuację. Wostal pięknie strzela na bramkę, jednak bramkarz Brom pięknie broni. Był to najcięższy okres dla Ruchu. A.K.S. w tej części gry nie schodzi z pola gospodarzy. W 35 minucie A.K.S. przeprowadza piękny atak, Wostal wysunięty naprzód strzela na bramkę, główkuje Piątek, jednak znowu Brom pięknie broni”.

Ostatecznie w meczu nie padła żadna bramka. Wynik 0:0, ale 30 tysięcy gardeł głośno dopingowało obie drużyny przez cały mecz. Najlepszym graczem Ruchu był Giemsa, który przyzwyczaił się już do gry w obronie oraz w bramce Walter Brom.

Niespokojna dusza

W tym meczu ligowym z AKS w wieku 16 lat zadebiutował bramkarz Walter Brom, choć nie był najmłodszym przedwojennym debiutantem w drużynie Niebieskich (w wieku 15 lat debiutował Gerard Wodarz) to jednak jego bezkompromisowy debiut zrobił ogromne wrażenie na kibicach zgromadzonych na trybunach. Brom już rok później pojechał na Mistrzostwa Świata, choć nie zagrał, to przeszedł do historii jako najmłodszy uczestnik tej imprezy. To był jeden z największych talentów ówczesnej piłki nożnej, a na tej pozycji zdecydowanie najlepszy. Prasa po wojnie pisała o nim, jako o jednym z tych, którzy pomogą w odbudowie polskiej piłki nożnej zarówno klubowej, jak i reprezentacyjnej. Jego niespokojna dusza była chyba podobna do innych bramkarskich historii, które przedwcześnie zakończyły swoje kariery, a później i swoje życie. Brom miał wszystko, żeby stać się wielkim piłkarzem przez duże „P” i gdyby nie ta niespokojna dusza, którą trudno było wtedy wyleczyć, pewnie tak by się stało. Walter Brom zmarł w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach w wieku 47 lat.

AKS

Ostatecznie Ruch zakończył rozgrywki ligowe w 1937 roku na 3 miejscu, jedno miejsce wyżej zajął Amatorski K.S. Jak piłkarze z góry Redena nie zdobyli tytułu mistrzowskiego, to już wiedzą tylko oni. Zadecydowała o tym porażka u siebie z Pogonią Lwów. Prasa warszawska rozpływała się nad zespołem lwowskim. W sumie wtedy warszawskich dziennikarzy cieszyło przede wszystkim to, że rozgrywki ligowe nie wygrał zespół z Górnego Śląska, niż to, że wygrała je Cracovia, choć i hajducki Ruch nie pomógł sąsiadowi zza miedzy przegrywając w Krakowie z popularnymi Pasami. Zespół krakowski, jako pierwszy w historii zdobył tytuł mistrzowski jako beniaminek. 52 lata później sukces ten powtórzył chorzowski Ruch. Przedwojenny Ruch nie miał dobrej prasy, bez względu na to czy był w tabeli na miejscu pierwszym, piątym czy dziesiątym, co ciekawe piłkarze AKS przed wojną mieli zdecydowanie lepszą prasę niż Ruch. Dziennikarze przewidywali nawet, że część graczy Ruchu przejdzie wtedy do AKS. Choć do tego nigdy nie doszło, to jednak dziennikarze mieli używanie w najlepsze. Tacy gracze AKS jak Piontek, Wostal czy Pytel zapisali się złotymi głoskami w historii byłego królewsko-huckiego Klubu, ale i reprezentacji Polski.

 

Autor: Grzegorz Joszko