Głosowanie

Tak sobie pomyśleliśmy, że Budżet Obywatelski to taka fajna inicjatywa mieszkańców, żeby coś przygotować, coś odnowić czy coś zbudować.

Tak sobie pomyśleliśmy, że fajnie byłoby w Chorzowie zrobić szlak historii Ruchu Chorzów i zaczerpnąć trochę z tego budżetu. Ustawić plansze informacyjne w mieście aby uzmysłowić mieszkańcom, że to miasto żyje piłką nożną w niebieskich barwach. Okrasić to wszystko wirtualnym spacerem jakby się komuś nie chciało chodzić.

Od zeszłego tygodnia trwa głosowanie na najlepsze wnioski (tutaj możecie sprawdzić wyniki) i szanując inne projekty czujemy się tak jakby spadł na nas worek cementu z czwartego piętra. Otóż mimo zakrojonej akcji informacyjnej przegrywamy z muralem. Nie czujemy żalu, tylko zdziwienie.

Dziękujemy wszystkim, którzy głosowali. Dziękujemy wszystkim, którzy nas wspierali i będą jeszcze wspierać. Głosowanie trwa jeszcze do 27 października, możecie głosować całymi rodzinami. Tutaj jest link go głosowania.

Poniższe zdjęcia przedstawiają dwa budynki, które kipią przedwojenną historią Ruchu. Chcecie wiedzieć jaką?

Szlak historii Ruchu Chorzów

Intencją naszego portalu historiaruchu.pl jest propagowanie historii Ruchu Chorzów na wielu płaszczyznach m.in. aby pamiętać o tym, że historia miasta, to historia klubu. I z tej okazji kilka słów o wniosku, który złożyliśmy w ramach Budżetu Obywatelskiego.

Budżet Obywatelski to sposób planowania oraz konsultowania zadań finansowanych ze środków publicznych, a realizowanych przez Urząd Miasta lub podległe mu jednostki. Jego cechą charakterystyczną jest to, że mieszkańcy tworzą, zgłaszają i wybierają w głosowaniu projekty związane z funkcjonowaniem swojej dzielnicy lub miasta.

Wniosek „Historia Ruchu Chorzów – tablice informacyjne oraz strona z wirtualnym spacerem” został pozytywnie zatwierdzony przez komisję ds. opracowania propozycji zadań realizowanych w ramach 5. edycji Budżetu Obywatelskiego Chorzowa w ramach działania społecznego.

Intencją wniosku jest uświadomienie i szerzenie historii Ruchu Chorzów wśród mieszkańców, i osób odwiedzających miasto poprzez ustawienie tablic informacyjnych z najważniejszymi wydarzeniami, miejscami czy osobami, które miały związek z historią Niebieskich. Tablice staną w miejscach, gdzie odbył się pierwszy mecz, gdzie miała miejsce pierwsza siedziba itd. dodatkowo powstanie strona internetowa pozwalająca wirtualnie obejrzeć te miejsca.

Głosowanie potrwa od 16 do 27 października 2017 roku.

Punkty do głosowania:

Urząd Miasta Chorzów, ul. Rynek 1

Biblioteka Miejska:

Centralna Wypożyczalnia ul. J. Sobieskiego 8

Filia nr 1 ul. Główna 21

Filia nr 2 ul. Ryszki 11/13

Filia nr 3 ul. Kasprowicza 2

Filia nr 4 pl. Waryńskiego 4

Filia nr 5 pl. Mickiewicza 4

Filia nr 6 ul. Hankego 6

Filia nr 9 ul. Prusa 7

Filia nr 14 ul. Opolska 4

Filia nr 18 ul. Gwarecka 4

Filia nr 19 ul. Kilińskiego 2

Wyciąg z Regulaminu Budżetu Obywatelskiego (paragraf 6):

  1. Głosowanie na propozycje zadań w ramach Budżetu Obywatelskiego Chorzowa następuje wyłącznie przez formularz elektroniczny dostępny na stronie bo.chorzow.eu.
  2. W ramach Budżetu Obywatelskiego Chorzowa głosować mogą osoby, które: a. są zameldowane na terenie miasta Chorzowa – weryfikacja na podstawie nr PESEL i nazwiska panieńskiego matki, b. są niezameldowane, ale mieszkają, pracują lub uczą się na terenie Miasta Chorzowa. Osoby te mogą zagłosować po weryfikacji w Urzędzie Miasta.
  3. Każdy głosujący ma do dyspozycji 5 punktów na zadanie inwestycyjne i 5 na zadanie społeczne, aż do wyczerpania puli dostępnych punktów.
  4. Głosy będzie można oddać na publicznie dostępnych komputerach zlokalizowanych w filiach biblioteki miejskiej i w urzędzie miasta. Lista punktów zostanie umieszczona w załączniku nr 3 – Punkty do głosowania
  5. Elementem weryfikacji oddanych głosów będzie podanie kodu wysłanego sms-em. Jedyne miejsce, gdzie weryfikacja kodem sms nie będzie obowiązywać to punkt do głosowania w urzędzie miasta.
  6. Głosy oddane po upływie określonego terminu nie będą rozpatrywane.

Mobilizacja? Motywacja? Potencjał?

Czy jeszcze coś musimy dodać?

Przekazujcie dalej!

Autor: Grzegorz Joszko

Ruch w Siedlcach

Rok 1932 obfitował w różne wydarzenia, których konsekwencje były odczuwalne w następnych latach np. pewien Austriak z krótkim wąsikiem otrzymał niemieckie obywatelstwo, Japończycy naparzali wszystkim jak leci, książę Szwecji poślubił swoją kuzynkę, Polacy zawarli pakt o nieagresji z ZSRR, strajkowali górnicy i rolnicy, a jeden z najsłynniejszych polskich przedwojennych lekkoatletów Janusz Kusociński ustanowił rekord Polski w biegu na 1500 m wynikiem 3:54,0 s. na pięknym i nowoczesnym obiekcie w Królewskiej Hucie (dzisiaj w Chorzowie stoi tam market).

Grała również liga.

W rozgrywkach ligowych w sezonie 1932 występował beniaminek Wojskowy Klub Sportowy 22. pułku piechoty Siedlce, który w barażach do ligi pokonał mi.n. Naprzód Lipiny. WKS Siedlce przyjechał do Wielkich Hajduk w ramach 5 kolejki ligowej. Kibice Niebieskich ciekawi beniaminka zjawili się na stadionie w liczbie ponad 4 tysięcy. Sympatyków spod znaku eRki w pierwszych 45 minutach spotkał spory zawód, Ruch przegrywał 2:1 i grając bez Teodora Peterka miał w ataku lukę, której nie był w stanie żaden z rezerwowych wypełnić. Słupki, poprzeczki, bramkarz – nie udało się zmienić wyniku z pierwszej połowy. Porażka. Prasa napisała:

Sympatje widzów były całkowicie po stronie Ruchu, który niesłusznie i niesprawiedliwie oddał gościom dwa punkty. 22 p.p. zwycięstwo swe uważać musi za wyjątkowo szczęśliwe (…) 22 p.p Siedlce niepotrzebną swą ostrą grą stracił sympatję całej publiczności, zwłaszcza liczne faule i głośne rozmowy tych graczy nie powinny mieć miejsca (…)

Kibice nie byli zadowoleni z porażki oraz z faktu, że zawodnicy WKS-u zachowywali się prowokacyjnie. Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Prasa napisała:

Podniecony tłum po zawodach wtargnął na boisko, a jakieś indywiduum znieważyło go (sędziego Arczyńskiego – przyp.autora) nawet czynnie. Dopiero interwencja policji, która aresztowała napastnika, położyła kres temu niepożądanemu zajściu.

Rewanż odbył się kilka miesięcy później 9 października 1932 roku. Ruch ponownie osłabiony brakiem Peterka, ale również Urbana i Badury, czyli wówczas podstawowych zawodników drużyny przyjechał aby odkuć się za porażkę u siebie. Pech opuścił drużynę Niebieskich i został przekazany Wojskowym, którzy nie strzelili karnego, nie trafili do pustej bramki, obijali słupki i poprzeczki.

Ruch miał w bramce Edwarda Kurka, wspaniałego bramkarza, który popisywał świetnymi interwencjami, a w ataku Alfreda Gwoździa (lub Gwosdzia). Napastnik ten w 18 minucie strzelił bramkę ustalając końcowy wynik meczu na 1:0 dla Ruchu. Prasa napisała:

Ostatnie chwile należą bezsprzecznie do gospodarzy. Ruch jednak ostro odpiera ataki, a nawet przechodzi do gry faul na czem najbardziej ucierpiał Świętosławski, którego zniesiono z boiska (…)

Za porażkę kibice Wojskowych obarczają sędziego i graczy Ruchu, na których posypały się z trybun kamienie. Kibice wtargnęli na boisko i otoczyli sędziego, którego od pobicia uratowała policja. Do ataku na Hajduczan podburzał niedawno kontuzjowany Świętosławski, zawodnik drużyny z Siedlec. Kibice WKS zablokowali wyjście z boiska i znowu policja musiała rozgonić wojskowe towarzystwo. Kiedy graczom Ruchu udało się w końcu wyjść ze stadionu, dorożki, które miały ich odwieźć do hotelu znowu zostały obrzucone gradem kamieni. Dorożkarze uciekli w popłochu. Piłkarze Ruchu obawiając się o swoje życie schronili się w pobliskim domu. Działacze 22.p.p. wezwali dodatkowe posiłki policji. W końcu Hajduczanie mogli się udać do swojego hotelu, a później w drogę powrotną pociągiem do domu. Atrakcji moc. Ważne, że z happy endem.

W okresie przedwojennym drużyna Ruchu jeszcze raz zawitała do Siedlec i ponownie wygrała tam w stosunku 5:3.

Dzisiaj kolejna wizyta. Czas przekazać pecha i wygrać…

Autor:

Jak to było z tym tłitem

Krótka opowieść, jak to było z tym twittem:

Założyć bloga o Ruchu – ☑

Sprawdzić jakie archiwa ma klub – ☑

Sprawdzić, co kryją zasoby biblioteczne – ☑

Szukać ciekawostek na chybił trafił (kompletnie nie trafiony pomysł) – ☑

Sznupać, sznupać po bibliotekach – ☑

Usystematyzować zbieractwo, pozakładać katalogi rocznikowo – ☑

Odwiedzać rodziny przedwojennych piłkarzy – ☑

Pamiętać aby najciekawszych historii nie publikować na TT i na blogu – ☑

Zacząć odwiedzać sądy, muzea, kościoły, szpitale, urzędy – ☑

Założyć swoją stronę – ☑

Znaleźć współtwórców – ☑

Pomyśleć o wydaniu książki – ☑

Ciągle sznupać, sznupać po bibliotekach (to nie ma końca) – ☑

Obserwować spadek i upadek klubu – ☑

Odłożyć wszystko w cholerę – ☑

Zostać natchnięty *) -☑

Podjąć kluczowe decyzje – ☑

Czas wrócić do pisania – ☑

Opublikować wszystko za darmo w formie przystępnej dla wszystkich – ☐

3 lata wolnych chwil, bo przecież prowadzę własną firmę i mam dwójkę szkolnych dzieci. To zbieranie nigdy nie było robione dla siebie, kasy czy poklasku. Wystarczy być kibicem Niebieskich, ktoś może powiedzieć, że to niewiele. Nie, to znaczy wszystko.

Nie będzie żadnych deklaracji czasowych, co do ostatniego punktu, ale ten moment się zbliża, bo choć cierpliwość jest gorzka, to jej owoc ma słodki smak..

*) Jedna z osób, z którą rozmawiałem powiedziała mi tak:

„Nie ma Pan pojęcia jak się cieszę, że jeszcze dzisiaj jest ktoś, kogo to wszystko o Ruchu interesuje”

Koniec pewnej ery

Dokładnie 78 lat temu 20 sierpnia 1939 HKS Ruch Chorzów rozegrał swój ostatni mecz ligowy przegrywając go dość sromotnie 2:5 z Wartą Poznań.

Sezon 1939 nigdy nie został dokończony. A jak potoczyłaby się dalej historia polskiej piłki nożnej i Ruchu Chorzów, gdyby nie wybuch II WŚ oraz wieloletni reżim komunistyczny?

Macie jakieś pomysły?  Gdzie dzisiaj byłby klub?

Statystycznie rzecz biorąc

Statystyka to nie gra, ale już gra statystyką …

Tak patrzę sobie na poczynania trenera Ruchu Krzysztofa Warzychy. Kibicuję mu, bo kibicuję Niebieskim, ale postanowiłem korzystając z encyklopedii Ruchu Chorzów wydawnictwa GiA prześledzić pewne niechlubne statystyki, w których trener się zapisał.

Jak się okazuje obecna passa bez zwycięstwa drużyny Ruchu (która jeszcze trwa) znalazła się na trzecim miejscu zestawienia ilości meczy bez zwycięstwa.

Widać jak na dłoni, że były to okresy związane ze spadkami z ekstraklasy. Co ciekawe w zestawieniu dwukrotnie znaleźli się: Jerzy Wyrobek, Waldemar Fornalik i Władysław Żmuda. Na podium znaleźli się:

1 miejsce

14.04.1990 – 15.09.1990r. 16x (meczy) bez zwycięstwa: Jerzy Wyrobek, Zdzisław Podedworny

2 miejsce

27.10.1985 – 16.04.1986r. 14x bez zwycięstwa: Władysław Żmuda

3 miejsce

03.04.2017 – 02.06.2017r. 11x bez zwycięstwa: Waldemar Fornalik, Krzysztof Warzycha (passa trwa)

12.02.2016 – 15.05.2016r. 11x bez zwycięstwa:  Waldemar Fornalik

05.04.2003 – 03.06.2003r. 11x bez zwycięstwa: Piotr Mandrysz

07.09.2003 – 20.03.2004r. 11x bez zwycięstwa: Jerzy Wyrobek

27.09.1986 – 01.04.1987r. 11x bez zwycięstwa: Władysław Żmuda

W niektórych przypadkach te passy przerwane zostały przez walkower na korzyść Ruchu, co niestety nie odzwierciedla pełnej skali statystycznej.

Trener Krzysztof Warzycha nie zaznał jeszcze smaku zwycięstwa, ma na swoim koncie 7 meczy ligowych i zero zwycięstw. W historii byli trenerzy, którzy debiutując po raz pierwszy na chorzowskiej ławce nie poznali tego smaku wcale, ale najdłużej bez zwycięstwa był trener Zdzisław Podedworny, który w 1990 roku wygrał dopiero 9 mecz na ławce trenerskiej. Podium wygląda następująco:

1 miejsce

Zdzisław Podedworny – 8 meczy bez zwycięstwa od debiutu

2 miejsce

Krzysztof Warzycha – 7 meczy bez zwycięstwa (obecny trener, passa trwa)

3 miejsce

Jacek Machciński, Alojzy Łysko – 5 meczy bez zwycięstwa

Ani jednego meczu nie wygrali, jako trenerzy Ruchu:

  • Franciszek Tim, Jacek Góralczyk – 3 mecze bez zwycięstwa (trenerami byli tylko przez 3 mecze)
  • Hubert Pala – 1 mecz bez zwycięstwa (trenerem był tylko przez jeden mecz)

Statystyka to nie jest moja ulubiona dziedzina życia, dlatego proszę nie kopiować tego opracowania bezkrytycznie, zresztą już za chwilę te dane będą nieaktualne.

Autor: Grzegorz Joszko

Źródło: Encyklopedia piłkarska FUJI, kolekcja klubów, tom I: Ruch Chorzów, Andrzej Gowarzewski, Katowice 1995

Lepiej

Strasznie długo się zbierałem do napisania tego tekstu. Strasznie było mi ciężko. Niestety mój pesymizm i przeczucie nie odpuszczało mnie od początku 2016 roku. Teraz nie mam zamiaru odgrzebywać ran, szukać winnych czy szukać usprawiedliwień. Stało się. Spadliśmy i ciągle spadamy w otchłań i czeluście miejsc niegodnych 14-krotnych mistrzów Polski.

Prawie chciałem powiedzieć amen, ale kurde należę do pokolenia czterdziesto- parolatków, dla których nie ma półśrodków, rozwiązań chwilowych czy odczuwania pozornej radości. Wszystko albo nic. Dlatego jestem, żyję i będę żył. I muszę o tym napisać.

Długo zbierałem materiały o byłym właścicielu klubu, który teraz grypsuje zza krat. Historia jego poprzedniego miejsca pracy idealnie pasuje do tego, co zrobił z naszym klubem. Różnice były niewielkie. TO on – Dariusz Smagorowicz – jest winny całej tej sytuacji. Chciałem napisać, że doprowadził ten klub na skraj przepaści, ale nie – my jesteśmy już w tej przepaści. I to on nas tam zrzucił.

Nie wziął jeńców. Wytarł ręce.

Jakby tego było mało, kolejny gracz na niebieskiej scenie – najpierw przytulił kasę za francuski transfer, a później jakby nigdy nic przytulił kolejne karty niebieskich graczy. Zamiast wniosku o licencje, przygotował wniosek o upadłość. Tak, tak. Game over. The End.

Nie wziął jeńców. A jeszcze będzie brał.

Walka kolejnej niebieskiej osobowości to jest jak walka z cieniami. Mógł wybrać drogę na skróty, łatwą i przyjemną, ale wybrał drogę przez las cierniowy, a kiedy już z niego wyszedł okazało się, że to tylko przejście do następnego lasu i następnego. I tak bez końca. Niestety w tej potyczce zaczęły się pojawiać błędy i ruchy niezrozumiałe, które można było rozwiązać inaczej, lepiej. Niestety, nie było nikogo z głosem rozsądku.

Na razie chylę lekko czoło. Za wkładane serce.

Do kogo mam jeszcze żal. Zastanówmy się przez chwilę. Waldemar Fornalik, żeby była jasność nie mam do niego pretensji, że odszedł. Nie. Mam pretensje, że nie odszedł wcześniej. W 2016 roku zespół, który prowadził wykręcił najgorszy wynik w historii tego klubu. 3 zwycięstwa na własnym boisku na 17 możliwych. W sumie 22 porażki w 36 meczach i stosunek bramek 41-66. Mnie byłoby wstyd, ale trener najpierw nie skomentował faktu, że podpisał nowy kontrakt, a później się pożalił, że jednak go nie podpisał. Rozumiem, że nowy właściciel miał swój pomysł, rozumiem, że piłkarze mieli go już dość, ale trener Fornalik wykręcił fatalny wynik punktowy i wbrew temu, co sądzi nie utrzymał klubu w ekstraklasie. Przyczynił się do jego spadku. Jest współwinny, czy mu się to podoba czy nie.

Mimo szacunku za dokonania, czuje niesmak.

Tak, tak. Kto tam jeszcze został? A tak – kolejna legenda Krzysztof Warzycha. Wspaniały piłkarz. Idealnie pasuje przysłowie, że nie każdy dobry piłkarz – jest dobrym trenerem. Niektórzy na siłę próbują stać się trenerem, ale niestety nie wychodzi im to na dobre, im i klubom, które prowadzą. Przecież gołym okiem widać było, że piłkarze oddychają rękawami – byli fizycznie zajechani i to między innymi spowodowało, że nie byli w stanie podjąć walki. I żeby było śmieszniej, ofiarami zostali asystenci Warzychy, co akurat w przypadku Wojtka Grzyba jest moim zdaniem grubym błędem. Prawda jest taka, że to on dzisiaj ma większy szacunek na trybunach niż Warzycha, którego pamiętające pokolenie przestało chodzić na mecze.

Niestety nie byłbym sobą, gdybym nie napisał jeszcze o jednym aspekcie. Z Krzysztofa Warzychy jest świetny motywator, który daje jasno do zrozumienia, że pierwsze 3 mecze musi zagrać tym, co ma – czyli niczym, a później dotrą zagraniczni zawodnicy i wtedy będzie super. Boli, szczególnie tych, co zostali. Niestety widziałem 3 ostatnie sparingi i ja tam widziałem ciężkie nogi, brak ładu, składu i jakiejkolwiek koncepcji, a ten zagraniczny zaciąg to surowa pizza, bez dodatków – spróbujcie jak smakuje. Brakuje obrońców – bierzemy jednego, a oprócz tego dwóch pomocników (jeden z wadą wzroku) i bramkarza. Jeśli w nich Warzycha widzi zbawienie, to niech obejrzy popularny film na kasetach VHS pod tytułem „Nic nie widziałem, nic nie słyszałem”, gdzie głównymi bohaterami jest niewidomy i głuchy.

Nic z tego nie będzie. Nic.

Czy ktoś został jeszcze na tapecie? A tak, bym zapomniał piłkarze, którzy tęsknią za Smagorowiczem, nie czują się winni spadku, a nawet współwinni. Oni wykonywali swoje obowiązki zgodnie ze swoimi umiejętnościami. Mają żal do wszystkich i do wszystkiego. Nie ma co tracić dobrego samopoczucia. Jesteście współwinni. Zapisaliście swój akapit w historii. Rozumiem, że czujecie się źle, ale zrozumcie, że my kibice przeżywamy to, tak samo mocno, jak nie mocniej niż wy. Czujemy się rozgoryczeni i smutni. Niestety również nie jesteśmy bez winy, bo brak reakcji – jest też reakcją.

Boję się, że wobec kibiców zapłacą ci piłkarze, co zostali. Szczególnie ci młodzi. Musimy dla tej ekipy być wyrozumiali, będzie ciężko, ale jak ich spalimy inwektywami, to już nic z tego nie będzie.

Już prawie kończę, tylko jeszcze akapit o nowym sezonie. Bardzo mi się podobają nowe koszulki (na razie wizualnie), a o tym, co nas czeka zacytuję, to co mi napisał mój dobry kolega:

„Lubisz klimaty sado-maso?

Gangbang?

Ci co lubią, to będą mieć zajebisty sezon.

To będzie rzeź i pasmo upokorzeń”.

Ja niestety nie lubię takich klimatów i mam nadzieję, że będzie inaczej.

Lepiej.

Autor: Grzegorz Joszko

2 zegary i 10 bramek Wilimowskiego

 

Dokładnie 78 lat temu 21 maja 1939 roku miał miejsce na Cichej mecz podwójnie historyczny. Pierwszy raz uciekające minuty spotkania odmierzała precyzyjna wskazówka chronometru Omega, a 90 minutowych odcinków, które pokonała w ten dzień wypełnione było wydarzeniami prawdziwie wiekopomnymi. Ruch wygrał z Unionem Touring Łódź 12:1, zaś Ernest Wilimowski zapisał na swoim koncie okrągłe 10 bramek!

Od rana nad Chorzowem unosiły się ołowiane chmury, deszcz który przyniosły uczynił boisko (zgodnie z relacją Polski Zachodniej):

„Śliskiem, tudzież potworzył liczna bajorka, które w wysokim stopniu utrudniały normalną grę”

Fatalna pogoda sprawiła, że mecz oglądało zaledwie 2000 widzów, którzy, jak już wrócili do domów i porządnie wyschli, mogli czuć się prawdziwymi szczęśliwcami.

Niebiescy wybiegli na murawę w następującym składzie: w bramce Walter Brom, w obronie Edmund Giemza i Józef Ibrom, linię pomocy utworzyli Henryk Mikunda, Fryderyk Skrzypiec i Emil Fica. Piątkę napastników stanowili Ewald Kruk, Władysław Słota, Teodor Peterek, Ernest Wilimowski i Gerard Wodarz.

Od początku spotkania uwidoczniła się przygniatająca przewaga Ruchu. Dość powiedzieć, że w całej pierwszej odsłonie meczu goście zaledwie dwukrotnie przedostali się pod pole karne Ruchu. Niebiescy z kolei nie mieli najmniejszych problemów z tworzeniem sobie sytuacji bramkowych. Dobrze poczynaniami ataku kierował Peterek, niezawodnym egzekutorem okazał się Wilimowski. W pierwszej połowie pokonał bramkarza gości trzykrotnie w 13, 21 i 32 minucie gry. Według chętnie powtarzanej legendy Ernest Wilimowski miał założyć się w przerwie z jednym z kibiców o złoty zegarek, że strzeli w całym meczu 10 goli. Czy tak było naprawdę tego już nie rozstrzygniemy, faktem jest jednak, że w drugiej połowie rozpoczął się szalony pościg Eziego za magiczną 10-tką.

W obliczu słabości rywala (Jednostronny trening na bramkę Unionu – Polska Zachodnia) Niebiescy porzucają wszelką taktykę i usiłują strzelać z dalszych odległości”. W ataku bryluje oczywiście Wilimowski, dzielnie sekundują mu Wodarz i Słota. W 53 minucie pada najładniejszy gol meczu – strzał Eziego z 16 metrów ląduje w samym rogu bramki łodzian, 4 zero, 4 gole Eziego. Kolejne bramki będące efektem znakomitych kombinaji ataku Ruchu padają w odstępie 5 minut pomiędzy 65 a 70 minutą. Ezi, Ezi, Ezi. 7:0 dla Ruchu i 7 goli dla Wilimowskiego. W 72 minucie po wątpliwym zagraniu ręka w polu karnym arbiter dyktuje 11 dla Unionu, Świętosławski zamienia go na honorową bramkę dla swojej drużyny. 75 minuta przynosi kolejną bramkę Wilimowskiego. 8:1 Teraz i Peterek pragnie zapisać się w protokołach meczowych i trafia dwukrotnie. Ruch prowadzi już 10:1. Ostatnie minut to jeszce popis Wilimowskiego który w 85 i 89 minucie zdobywa swoją 9 i 10 bramkę w meczu.

„Ruch zadowolił; nie zlekceważył przeciwnika, ale przekonał go o swej wartości. Dobry był atak i pomoc, obrona nie miała okazji wyprobować swych możliwości”.

Tyle o meczu „Polska Zachodnia”„Gwiazdą spotkania był Wilimowski, a jego rekord 10 bramek w jednym meczu ligowym długo zostanie nienaruszony. Mimo to gra Wilimowskiego nie była bez zarzutu. Było w niej za dużo cyrkowych sztuczek i za mało pomocy sąsiadom, naczym stracił dobrze grający Wodarz” Taką lakoniczną notatką podsumował „Przegląd Sportowy” niebywały wyczyn Eziego.

Dziennikarze „Przeglądu…” pewnie nie wiedzieli jak bardzo mieli racje w kwestii trwałości ustanowionego rekordu. Od meczu Ruchu z Unionem mija właśnie 78 rok. Nie wydaje się możliwym aby we współczesnej piłce ktoś był w stanie kiedykolwiek wymazać rekord Wilimowskiego z tablic.

Autor: Andrzej Godoj

Debiut Gucia

 

Polska reprezentacja pod wodzą Antoniego Piechniczka rozczarowując zremisowała z Finlandią 1:1. Widzew zremisował 2:2 z Juventusem w półfinale Pucharu Europy. A drużyna Ruchu przygotowywała się do Wielkich Derbów Śląska. Na ławce zasiadł pewien piłkarz, który w tym meczu zadebiutował… Takie wydarzenia miały miejsce w kwietniu 1983 roku.

Dokładnie 34 lata temu 23 kwietnia o godzinie 16:30 rozpoczął się mecz Ruch vs. Górnik Zabrze. Niebiescy liderem, zabrzanie na miejscu 13, ale jak to w derbach miejsca w tabeli są bez znaczenia. Ruch był osłabiony brakiem zawieszonego Mirosława Bąka, ale pełen zapału do wygrania tego meczu.

Ruch zagrał w składzie: Wandzik – Kamiński, Gawara, Tomczyk (od 46. min. Fornalik), Walot – Szewczyk, Wrona, Lorens, Benigier (od 61 min. Warzycha), Mikulski, Grzybowski.

Na trybunach 30 tysięcy kibiców. Wynik 1:1. Duże rozczarowanie. Prasa również była bezlitosna:

Niestety wielkie derby nie spełniły nawet w części tych wszystkich oczekiwań (…) z boiska wiało przez długie okresy nudą (…)

Katowicki „Sport” nie odnotował w 61 minucie meczu debiutu jednego z najlepszych napastników lat 80. który zakładał koszulkę z eRką na piersi. Był to Krzysztof „Gucio” Warzycha.

Krzysztof Warzycha pierwsze treningi w Ruchu rozpoczął w czasie kiedy w Ruchu królował sukces. Okres ery Michala Vicana to jeden z najpiękniejszych okresów w historii Niebieskich. W wieku 18 lat strzelił swoją pierwszą ligową bramkę w zwycięskim meczu z Legią. Zaliczył w barwach Ruchu historyczny pierwszy spadek w 1987 roku, zdobył ostatni tytuł mistrzowski dla Niebieskich w roku 1989, w tym sezonie zdobył tytuł króla strzelców oraz został piłkarzem roku wg „Sportu” i „Piłki Nożnej”. Zdobył pięciokrotnie mistrzostwo Grecji oraz puchar Grecji z Panathinaikosem Ateny. W sumie w polskiej i greckiej ekstraklasie zagrał w 555 meczach i zdobył 310 bramek. Ta ilość bramek pozwoliła mu wejść do elitarnego klubu 300, którą prowadzi Międzynarodowa Federacja Piłkarskich Historyków i Statystyków (IFFHS).

Legenda dwóch klubów.

Gdy odchodził z Ruchu do Grecji zapowiedział, że kiedyś tu wróci. Na zakończenie kariery będzie chciał rozegrać ostatni sezon w niebieskich barwach. Tak się nigdy nie stało. Zawsze miałem o to żal do niego.

Teraz wraca po wielu latach Krzysztof Warzycha w roli trenera Ruchu Chorzów. Tym razem zadebiutuje od początku meczu. Zobaczymy jak będzie, bo jego dotychczasowa kariera na tym stanowisku nie powala na kolana. Czy uda mu się obronić ekstraklasę dla Chorzowa? Czeka go niezwykle trudne zadanie. Mega trudne.

Autor: Grzegorz Joszko

Taktyka

Niektórzy sądzą, że mecz się jakoś ułoży, ktoś poda, ktoś strzeli. Jakoś to będzie. Taktyka, która raz się powiodła, drugi i trzeci, za czwartym razem może się już nie udać. Przeciwnik wyciągnie wnioski i obierze lepszą taktykę. Czasami mam wrażanie, że najlepszą taktyką jest taktyka na „udo” – „udo się, a bo się nie udo”. To nie przytyk to wczorajszego meczu Niebieskich. Dzisiaj akurat mija równo 80. lat od historycznego pierwszego ligowego meczu pomiędzy Amatorskim Klubem Sportowym z Chorzowa i Ruchem Wielkie Hajduki.

Beniaminek kontra mistrz Polski. Drużyna „Zielonych Koniczynek” po wielu latach prób w końcu zawitała do ligi i Ruch, który już 4 lata panował na polskich boiskach.

11 kwietnia 1937 roku na jednym z najpiękniejszych kompleksów sportowych na Górnym Śląsku na Górze Redena, AKS Chorzów podjął drużynę Ruchu. Było to dla tych drużyn pierwsze ligowe starcie w historii i w dodatku pierwsza ligowa kolejka.

W przedsprzedaży zostało kupionych 15 tysięcy biletów przez kibiców obu drużyn. Niektórzy sympatycy zasięgali opinii u ulicznej cyganki, której wróżba zwiastowała zwycięstwo Ruchu. Prasa śląska w porannym wydaniu pisała o tym kilkanaście godzin przed meczem. Chyba, co niektórzy wzięli sobie tę wróżbę na serio do serca. O godzinie 16:00 obie jedenastki zameldowały się na murawie boiska. Kierownictwo Amatorskiego przywitało piłkarzy Ruchu kwiatami oraz upominkiem i na tym skończyły się uprzejmości. Na trybunach nie dało się wcisnąć szpilki. Kibice docierali na stadion pieszo, rowerami i samochodami.

Piłkarze Ruchu od początku próbują narzucić swój styl i pierwsze minuty należą do nich, ale już po chwili w 9 minucie meczu pada pierwsza bramka dla AKS-u. Prasa o niej napisała:

Tym czasem zupełnie niespodziewanie po jednym z wypadów, nieopatrzny faul jednego z pomocników Ruchu zamieniony zostaje przez sędziego na rzut wolny, zdecydowanie i pewnie zamieniony przez Stolarczyka na bramkę, przy czym Tatuś ani drgnął.

Druga połowa rozpoczęła się identycznie jak pierwsza. Ruch zaatakował, a AKS strzelił. Prasa o drugim golu napisała:

W 24-tej minucie następuje dla Ruchu katastrofa, w chwili, gdy prawie cała drużyna znajduje się pod bramką AKS-u udaje się Piątkowi prawie przez całe boisko przebój, mimo przeszkody trzech graczy Ruchu, z którego wśród niebywałego entuzjazmu podwyższa on wynik na 2:0.

Kapeluszy latały w powietrzu. 3 minuty później Leonard Piontek strzelił swoją drugą bramkę i podwyższył wynik meczu na 3:0 dla AKS-u. Piontek (Piątek – spolszczono jego nazwisko w 1939 roku) to jedna z największych przedwojennych legend „Zielonych Koniczynek”, dzisiaj zapomniana, jak cały ten klub. W ostatnich sekundach meczu honorową bramkę dla Ruchu strzelił Ernest Wilimowski. Ruch ostatecznie przegrał premierowe spotkanie 1:3.

Prasa obiektywnie oceniła obie drużyny: Ruch przede wszystkim taktycznie źle rozwiązał spotkanie. Zagrywanie czterema napastnikami było zupełnie błędne. Przez ten błąd pozbawiono atak zmysłu kombinacyjnego. Napastnicy byli stale kryci i trudno było nawet wyszukać lukę na podanie piłki (…) Rodzi się pytanie: czemu zawdzięczać należy przegraną mistrza Polski? — W pierwszym rzędzie skutecznej taktyce destrukcyjnej, jaką stosowały tyły A. K. S.u. Choć szwankowały technicznie, poświęceniem i bezwzględnym przestrzeganiem instrukcyj ze strony kierownictwa, nadrabiały wszelkie niedociągnięcia. Mistrz Polski nic pokazał w dniu wczorajszym ostrza swych pazurów (…) AKS zwycięstwem wczorajszym zdał jeden z najtrudniejszych egzaminów. Pokonać mistrza Polski w walce punktowej, na to trzeba naprawdę coś umieć! Chłopcy z Chorzowa, tak niepozorni z wyglądu, teraz będą mieli wiarę w swe siły (…). Pesymiści wprawdzie mówią, że „pierwsze śliwki są robaczywe“, my jednak sądzimy, że dwa punkty nie są bynajmniej rzeczą „robaczywą“ (…) Znamy zbyt dobrze możliwości Ruchu, aby powątpić w przyszły, zwycięski pochód po drabinie ligowej. Kto cztery razy z rzędu umiał zdobyć mistrzostwo Polski — temu stać może i na to, żeby je zdobył po raz piąty!

Oba zespoły wystąpiły w następujących składach:

Amatorski: Mrugała – Knas, Stolarczyk – Bentkowski, Kuchta, Szatoń – Marszel, Pytel, Wostal, Piontek, Morcinek.

Ruch: Tatuś – Giemza, Czempisz – Zorzycki, Badura, Nowakowski – Wodarz, Wilimowski, Peterek, Górka, Kubisz.

Zdjęcie: Niebezpieczna sytuacja pod bramką AKS-u

Prasa w całym kraju relacjonowała to spotkanie. Jeden z dzienników pisał o tym, że piłkarze Ruchu cztery razy trafiali w poprzeczkę, pojawiły się więc i różnice w minutach strzelonych bramek, składach czy strzelcach goli. Tylko o błędnej taktyce napisali wszyscy tak samo. Nie przywiązujemy wagi do detali, których nie można dzisiaj zweryfikować. Pewnie będzie nam dane kiedyś przeczytać o prawdziwej historii hajduczan.

Ruch się przeliczył w tym meczu. Samo się nie „udo”. Co gorsza do końca tego sezonu 1937 roku były wyciągane wnioski i Niebiescy zameldowali się na koniec tabeli na trzecim miejscu. O jedno oczko wyżej był AKS. Pozycja Ruchu została przyjęta jak porażka. Niebieskich zgubiła buta i pewność siebie. Taktykę chyba lepiej dopasować do przeciwnika niż wyjść na mecz z taką samą taktyką jak w poprzednich meczach. A ordery i peany pochwalne zostawić na koniec sezonu, szczególnie dla monarchy.

Autor: Grzegorz Joszko