Wszystkie wpisy, których autorem jest Grzej

Kto był trenerem Ruchu? Historia Fogla

Przy okazji prac nad kolejną częścią książki o historii Ruchu w 2021 roku odkryliśmy rozbieżności w imieniu węgierskiego trenera Ruchu podawanego zarówno w prasie przedwojennej, jak i w książkach o historii futbolu, wg których trenerem Ruchu w 1938 roku był Ferenc Fogl.

Zacznijmy od archiwum klubowego Ruchu, w którym możemy przeczytać informację oceniającą pracę trenera Vogla.

Zdjęcie: Fragment strony 4 archiwum klubowego. Źródło: SKRCh Wielki Ruch

Stefan? Jaki Stefan? Przecież to miał być Ferenc. Nasza pierwsza myśl była skierowana na typowy błąd, który dotyczył pomyłki w imieniu tej samej osoby. Identyfikacja pozwoliła nam potwierdzić, że trenerem Ruchu w latach 1938-1939 był Fogl I. István (we Włoszech Stefanò Fogl oraz w Polsce Stefan Fogl) a nie Fogl Ferenc, który w zasadzie podawany jest jako szkoleniowiec „Niebieskich” w każdym możliwym źródle.

W dniu wczorajszym dzięki pomocy Miklósza Mitrovitsa, (dziennikarza, który od lat zajmuje się historią trenerów węgierskich pracujących w Polsce) okazało się, że odkryty przez nas błąd nie polegał już tylko na błędnym imieniu, ale też na błędnej osobie, a dokładnie bracie.

Węgierski trener „Niebieskich” pochodził z wielodzietnej, bardzo usportowionej rodziny, miał 3 starszych i 3 młodszych braci, on i jego młodsi bracia również grali w piłkę nożną: Fogl II. Károly oraz najmłodszy z rodzeństwa Fogl III. József. Obaj byli wielokrotnymi reprezentantami Węgier i występowali w formacji obronnej tworząc „Fogl- gát – zaporę nie do przejścia z Foglów”. Károly był ponadto trenerem poznańskiej Warty. Jednym z rodzeństwa był starszy brat Fogl Ferenc. Istniał naprawdę, jednak nigdy nie miał nic wspólnego z piłką nożną ani z trenowaniem drużyny Ruchu.

Czy istnieje jakieś inne racjonalne wytłumaczenie?

Nie. Naszą tezę potwierdziły materiały prasowe otrzymane od Miklósza, w których znajduje się obszerny wywiad z Istvánem, który potwierdza, że trenował Ruch, jakby tego było mało zdjęcia prasowe obok wywiadu, to te same, które znajdują się w Narodowym Archiwum Cyfrowym (poniżej).

Zdjęcie: W NAC zdjęcie to podpisano Ferenc Fogl, w rzeczywistości jest jego brat István.

Także już tak oficjalnie możemy potwierdzić, że trenerem Ruchu na przełomie lat 1938-1939 był Fogl I. István,

Od kilku miesięcy pracujemy nad 4 częścią Historii Ruchu, jej wydanie jest planowane na 2023 rok. Jednak już dzisiaj chcieliśmy się podzielić tą informacją z naszymi czytelnikami. Oczywiście w naszej książce przedstawimy więcej szczegółów tej historii.

Przy okazji dziękujemy Miklószowi za pomoc, który wkrótce wyda swoją książkę, w której opowie znacznie więcej o rodzinie Foglów.

 

Tour de Karlsruhe

Koniec czerwca dla większości oznacza początek lata oraz ewentualnie początek wakacji. Dla kibica Ruchu to jednak też okazja do świętowania urodzin jednego z najlepszych piłkarzy Ruchu – Ernesta Wilimowskiego, które przypadają 23 czerwca.

Z tej okazji na zaproszenie Fan Club Deutschland do Niemiec, a dokładnie w okolice Karlsruhe, gdzie jest pochowany „Ezi” udała się trzyosobowa delegacja Grupy Historycznej Wielkiego Ruchu. Pierwszym przystankiem w czasie trzydniowego tripu był Berlin, gdzie zabraliśmy dwie osoby oraz zaliczyliśmy nocne zwiedzanie stolicy Niemiec. Obowiązkowym punktem historyków był jednak Stadion Olimpijski, zbudowany w 1936 roku na Igrzyska Olimpijskie, na których to nie zabrakło Reprezentacji Polski z Peterkiem i Wodarzem. Obaj napastnicy Ruchu strzelili na Igrzyskach 7 z 11 bramek dla Polaków, a swój życiowy mecz, potwierdzony hat-trickiem, rozegrał Wodarz z reprezentacją Anglii, wygrany przez Polskę 5:4. Następnie udaliśmy się przez Monachium na cmentarz komunalny w Karlsruhe, gdzie pochowany jest Wilimowski.

Tutaj już czekała około 70 osobowa grupa kibiców Ruchu z Niemiec i wspólnie uczciliśmy pamięć naszego wielkiego piłkarza. Zachowanie tego grobu, jego pielęgnacja i renowacja jest ogromną zasługą FC Deutschland i nieocenionym ich wkładem w zachowanie tej części historii Ruchu Chorzów. Następnie wszyscy pojechaliśmy do Raastadt, gdzie na boisku miejscowego klubu Oberschlesischer Sport Verein odbył się „Treff FC Deutschland”, na którym biesiadowaniu oraz rozmowom nie było końca. Następnego dnia sporą grupą udaliśmy się do Strasburga, zobaczyć kolejne z miejsc ważnych dla historii naszego klubu. Na miejscowym stadionie „Stade de la Meinau” dokładnie 5 czerwca 1938 roku w czasie mistrzostw świata Ernest Wilimowski, jako jedyny piłkarz w historii, strzelił 4 bramki reprezentacji Brazylii.

Po krótkiej wizycie w tym pięknym mieście Grupa Historyczna pożegnała się z członkami bardzo gościnnego Fan Clubu Deutschland i przez Berlin wróciliła na Górny Śląsk.

Jedna wiara, dwa kraje, trzy tysiące kilometrów w trzy dni, cztery stadiony, pięć miast, sześć godzin snu – niezapomniany wyjazd. Jednocześnie chcieliśmy podziękować FC Deutschland za zaproszenie oraz organizację całego naszego pobytu.

 

Autorzy: Tomek Buja, Andrzej Godoj, Piotr Kowolik

 

Ruch w Lublinie

Jeśli zastanawiacie się, kiedy „Niebiescy” pojawili się po raz pierwszy w tym mieście – to spieszymy z odpowiedzią. Było to w 1922 roku, a pierwszym przeciwnikiem była drużyna WKS Lublin. Decyzja o powołaniu klubu wojskowego w Lublinie wynikała z instrukcji o prowadzeniu pracy sportowej w wojsku, wydanej przez Ministra Spraw Wojskowych gen. porucznika Kazimierza Sosnkowskiego.

Mecz odbył się w ramach zmagań rozgrywek o mistrzostwo Polski. W pierwszym spotkaniu w Wielkich Hajdukach Ruch przegrał 1:3, w rewanżu Lublinianie zaprosili do siebie Hajduczan na swój koszt.

23 września 1922 roku obie drużyny stanęły naprzeciw siebie na boisku usytuowanym przy ówczesnej ul. Lipowej 7. Jak informowała prasa lwowska: boisko przedstawiało jedną wielką kałużę błota. Ruch pokonał WKS 3:2 i było to pierwsze zwycięstwo w historii zmagań klubu o mistrzostwo Polski.

Dzień później na tym samym boisku Ruch rozegrał zawody towarzyskie z Lublinianką również wygrywając, tym razem 2:0.

Pierwsza wizyta Ruchu w Lublinie była bardzo przyjemna. Szkoda, że nie zachowały się żadne zdjęcia z tego pobytu, poza ulotką/plakatem, który reklamował te zawody.

Litery alfabetu

15 marca 1953 roku zadebiutowało po raz pierwszy trio Alszer, Breiter, Cieślik. Mówiono i pisano o nich A-B-C, od pierwszych liter nazwisk napastników.

Zdjęcie: A-B-C. Od lewej Breiter, Cieślik, Alszer w karykaturze 

Bardziej niż na boisku słynne A-B-C zaistniało w świadomości kibiców Ruchu. Przecież tych trzech napastników w sezonie mistrzowskim w 1953 roku zagrało wspólnie tylko 5 meczów. W kolejnych dwóch sezonach po osiem spotkań. Niewiele. Powodów zakończenia A-B-C należy szukać przede wszystkim w ciągłych kontuzjach Breitera.

Kiedy jednak tercet Alszer – Breiter – Cieślik grał razem był prawdziwym postrachem bramkarzy drużyn przeciwnych. W pięciu meczach sezonu w 1953 roku zdobył wspólnie 14 z 15 bramek, które Ruch wówczas uzyskał. To wówczas ci piłkarze zaskarbili sobie popularność i nadano im przydomek „Trójka A-B-C Ruchu”.

Prasa lubiła skróty, przecież wcześniej używano tych liter dla ataku poznańskiego Lecha (Anioła – Białas – Czapczyk), którzy wspólnie grali w sezonach 1949-1950.

My inne skróty alfabetu widzimy tak:

W-P-W (Wodarz – Peterek – Wilimowski)

F-G-L (Faber – Gasz – Lerch)

F-G-H (Faber – Gomoluch – Herman)

K-M-B (Kopicera – Marx – Benigier)

M-B-M (Małnowicz – Benigier – Mikulski)

S-B-W (Szuster – Bąk – Warzycha)

Nagroda za sznupanie

Sznupanie w piwnicach ma sens, ale umówmy się, że ma to sens wówczas, kiedy dostajemy „cynk”, bez niego kopać mogemy do (bardzo długo)…

W tym wszystkim ważna jest też chęć. Pokazanie, że pamięć o wydarzeniach i ludziach da się uratować od zapomnienia. Czemu o tym wspominamy, bo:

Z wielką przyjemnością informujemy, że książka „Historia Ruchu. Lata 1920-1929. Tom I cz.1” została wybrana książką roku. Dziękujemy czytelnikom za oddane głosy.

Gratuluję wszystkim, którzy w nawet najmniejszym stopniu dołożyli cegiełkę do powstania tej książki. Bez sznupania i chęci nigdy by nie powstała. Gratuluję Andrzejowi, Damianowi i Piotrowi, którzy minuty, godziny, dni, tygodnie, miesiące swojej pracy poświęcili na jej powstanie.

Bo pamiętajcie wszyscy: MY SOM RUCH!

Mam 3 lata

Dzisiaj inaczej niż zwykle, bo też nie zawsze jest taka okazja. Dokładnie 3 lata temu zadebiutowała moja pierwsza książka o Ruchu Chorzów pt. „Niebieskie Majstry”. Z perspektywy tego czasu było to fantastyczne przetarcie przed kolejnymi projektami związanymi z historią Niebieskich. Z dobrych wieści – ciągle można ją kupić w punktach Ruchu. Złe wieści są takie, że książki pozostało mniej niż 100 sztuk i nie będzie dodruku. Książka miała różny odbiór. Dobry i zły. Jednym się podobała, innym nie. Ale jej cel był zupełnie inny. I moim zdaniem cel został w pełni osiągnięty.

Zdjęcie: Premiera książki 30.01.2018r. (foto: Tomek Stefanik)

Marzeniem byłoby dopisać kolejny rozdział. Mój bardzo dobry kolega, kibic Ruchu powiedział mi po premierze, że mój największy błąd w tej książce to tytuł 14. rozdziału. Jak spełni się marzenie, to zmienię tytuł – obiecuję!

 

Z Niebieskim pozdrowieniem,

Grzegorz Joszko

1933

Ostatni mecz ligowy miał zdecydować o mistrzostwie Polski w 1933 roku. Żeby Ruch go zdobył musiał wygrać w Krakowie z popularnymi „Pasami”.

Klub wspólnie z Orbisem przygotował „Inwazję na Kraków”. Bilety na wyjazd kosztowały 4,50 zł tam i z powrotem wynajętym „pociągiem specjalnym”. Dodatkowo trzeba było zakupić bilet na mecz za 1zł. Pula 2 tysięcy biletów zostaje wykupiona bardzo szybko przez kibiców Niebieskich. Każdy chciał być świadkiem tej historycznej chwili, co ciekawe klub dla każdego kibica przygotował niebieskie wstążki (coś na kształt dzisiejszych szalików). Pociąg odjeżdżał ze stacji w Wielkich Hajdukach (dzisiejszy Chorzów Batory) o godzinie 8:40 i zatrzymywał się po drodze w Katowicach, Szopienicach i Mysłowicach.

12 listopada 1933 roku piłkarze Ruchu pojechali do Krakowa na mecz z Cracovią. Mecz sędziował jeden z najlepszych przedwojennych arbitrów Zygmunt Rosenfeld z Bielska.

Ruch wystąpił w składzie: Kurek – Wadas, Katzy, Zorzycki, Badura, K. Dziwisz, Urban, Giemsa, Peterek, Loewe, Wodarz. Liczba widzów w zależności od źródła prasowego wynosiła od 5 do 7 tysięcy. Na meczu byli również obecni kibice, piłkarze i Prezes Pogoni Lwów, którzy czekali na potknięcie hajduczan. Gra po obu stronach jest bardzo nerwowa.

0:1 (23 min.)

Dopiero 23 minuta przynosi rozstrzygnięcie, a mianowicie po wolnym bitym przez Badurę Loewe zmienia kierunek piłki uzyskując bramkę.

1:1 (69 min.)

Po pięknej kombinacji Chruściński – Ciszewski – ten ostatni posyła uliczką Malczyka, który przebija się przez obronę przerzucając sprytnie piłkę nad Kurkiem uzyskując wyrównującą bramkę.

2:1 (71 min.)

Teodor Peterek wspominając ten mecz mówił: Ten gol, zamiast nas załamać, tylko zdopingował nas do jeszcze większego wysiłku. Po centrze Urbana przedłużyłem piłkę do nieobstawionego Wodarza, który rąbnął lewą nogą na bramkę, lecz piłka zamiast do siatki, trafiła w słupek i potoczyła się w pole. Leżący na ziemi bramkarz nie zdążył piłki pochwycić, a nadbiegający Urban lekkim przerzutem zdobywa zwycięskiego gola.

„Przegląd Sportowy” relacjonował: „Trójka Dziwisz, Badura, Zarzycki prześcigała się w ofiarności, ambicji i niezmordowanej „harówce” przez 90 minut. Zawsze na miejscu paraliżowali każdą akcję przeciwnika, byli zawsze pod własną bramką, by w oka mgnieniu sunąć jakby cień za atakiem”

Od Szczakowej towarzyszyły im w pociągu tłumy kibiców, na każdej stacji gromadziły się niezliczone rzesze sympatyków, a w Hajdukach, gdzie dotarła dzięki radiowej transmisji szczęśliwa nowina, wokół dworca zebrały się niewidziane nigdy tłumy. Pochód piłkarzy przeszedł z dworca do szpitala, gdzie wręczono kwiaty unieruchomionemu Gwoździowi, a potem świętowano sportowe mistrzostwo nie do wyobrażenia – informowała Śląska prasa.

Teodor Peterek tak wspominał: „Począwszy od Mysłowic, na wszystkich stacjach, aż do Hajduk perony zapchane były ludźmi, którzy witali nas kwiatami i gratulacjami. W Hajdukach na dworcu oczekiwała nas prawie cała ludność z orkiestrą hutniczą na czele. Na prędce uformował się pochód, który wyruszył pod szpital hutniczy, pod którym urządzono owację przebywającemu tam Gwosdziowi. Następnie pochód przeszedł triumfalnie ulicami miejscowości do lokalu klubowego..

THE FIRST ONE

EDMUND MALCHEREK – THE FIRST ONE

Urodzony: 29.10.1910 – zmarł 08.05.1955

Wzrost/waga: 162 cm/60 kg

Pozycja: prawy łącznik, skrzydłowy.

Kluby: Haller, Ruch Wielkie Hajduki (1934-1939), Bismarckhutter SV (1939-41), RKS Batory (1947-48) i ponownie krótko Ruch.

Debiut: 2.09.1934 Wisła – Ruch 2-1

Pierwszy gol: 16.09.1934 Ruch – Warta Poznań 7-3

Mistrz Polski: 1934, 1935, 1936

35 minuta przynosi upragnione wyrównanie, zdobyte przez bardzo sprytnie grającego Malcherka. Peterek z połowy boiska strzela na bramkę, piłka zmienia kierunek, dobiega do niej Malcherek, mija efektownie Pawlaka i strzela. Entuzjazm na widowni niebywały[1].

To właśnie dzięki tej bramce najstarszy z braci Malcherków na zawsze zapisał się w historii Ruchu. Zapisał jako pierwszy zawodników „Niebieskich”, który zdobył bramkę na świeżo otwartym, nowoczesnym stadionie ówczesnego wojewody. Nie było to dobre spotkanie w wykonaniu zawodników Ruchu. Chyba trochę zjadła ich trema związana z oddaniem do użytku jeszcze nie całkiem gotowego obiektu, na który przybyło tego dnia między 20-25 tys. widzów. Mecz nie układał się po myśli piłkarzy Ruchu od samego początku, bo już w 1 minucie reprezentant Polski Fryderyk Scherfke zdobył prowadzenie dla drużyny Warty. Ciekawy jest fakt, że ówczesna prasa nie jest zgodna co do minuty, w której padła wyrównująca bramka zdobyta przez naszego bohatera. Przytaczając relację „Przeglądu sportowego” czytamy: „Wyrównanie pada, mimo przewagi Ruchu, dopiero w 20 minucie, w chwili kiedy Peterek pięknie wystawił Malcherka, a ten zmusił Fontowicza do kapitulacji”[2]. Kwadrans rozbieżności… Jak widać jednemu z redaktorów „parapetówka” na nowym stadionie udzieliła się tego dnia równie mocno, jak zawodnikom Ruchu trema. „W kwintecie napadu na odmianę doskonale spisał się Peterek, bardzo dobrze Wodarz, – dobrze Górka i Malcherek, a zawsze dobry dotąd Giemza zasługiwałby w najlepszym wypadku na trójkę”[3]. – czytamy dalej w podsumowaniu gry napadu. Jedno nie ulega wątpliwości, że to właśnie urodzony w Rudzie Śląskiej Edmund Malcherek rozpoczął nowy rozdział w historii Ruchu, który trwa do dnia dzisiejszego, choć my wszyscy kibice Ruchu chcielibyśmy, żeby jak najszybciej został zakończony i powstał tak długo wyczekiwany w Chorzowie nowy stadion.

Spotkanie z poznańską Wartą było meczem nr 8 urodzonego 29 października 1910 roku najstarszego spośród trójki braci Malcherków. Wszyscy grali w piłkę, wszyscy w Ruchu i tylko drugiemu z kolei Wilhelmowi nigdy nie udało się przebić do kadry pierwszego zespołu. Ich szwagrem (mężem siostry) był z kolei Herman Krömer w latach 1922-30 etatowy bramkarz „Niebieskich”, który choć widział tylko na prawe oko, to cechowały go doskonały refleks i umiejętności. Edmund wraz z młodszym o 7 lat Pawłem, który przyszedł na świat już w Hajdukach byli wychowankami klubu Hallera. Do drużyny Ruchu dołączyli w 1934 roku, czyli w okresie, gdy „Niebiescy” zaczęli święcić swoje największe sukcesy. Jako pierwszy w Lidze Państwowej zadebiutował Edmund, który w zastąpił w ataku swojego imiennika i największą gwiazdę pierwszego mistrzowskiego sezonu Edmunda Giemze. Rywalem „Niebieskich” była tego dnia krakowska Wisła i było to bardzo ważne spotkanie w perspektywie walki z Cracovią o tytuł mistrzowski. „Rezerwowy Malcherek, podobnie jak i Urban, nie posiadali szybkości i zwrotności lewego skrzydła. Dopiero zmęczenie Bajorka trochę poprawiło ich grę pod koniec”[4]. – taką notę wystawił jeden z redaktorów Edmundowi po przegranym 1-2 spotkaniu przeciwko krakowskiej Wiśle. Ówczesna prasa odnotowała jednak fakt, że mimo iż zawody rozgrywane było w fatalnych warunkach atmosferycznych, na grząskim boisku, to: „Gra była poważna do ostatniej minuty w szybkim tempie i obfitowała w interesujące sytuacje. Doskonale zaprezentowała cała piątka ataku Ruchu, tworząc bezsprzecznie najlepszą formację napastniczą Polski, szybka, zwrotna, bardzo dobrze postawiona technicznie i dysponująca groźnym strzałem z każdej pozycji”[5]. Jak widać ciężko o zgodność opinii między dziennikarzami relacjonującymi spotkania w tamtym czasie, każdy widział co innego, w każdym razie jego występ w tym spotkaniu był na tyle poprawny, że w kolejnym meczu z Wartą Poznań znów znalazł się w wyjściowej 11-tce pod nieobecność dalej kontuzjowanego Giemzy. Było to dość dziwne spotkanie i z dzisiejszej perspektywy raczej niespotykane, bowiem poznaniacy prowadzili w Hajdukach już 3-0, by ostatecznie przegrać 3-7. Również Edmund przyczynił się do tego zwycięstwa, zdobywając dwa gole, lecz katowicki sędzia Gryc nie uznał pierwszej, zdobytej głową bramki, mimo ostrych protestów zawodników Ruchu. Co się jednak odwlecze to nie uciecze: „Bramkę przechylającą szalę zwycięstwa na rzecz Ruchu zdobywa w 31 minucie (drugiej połowy – przyp. autora) Malcherek i to w dość ciekawych okolicznościach. Po rogu Urbana Peterek strzela zda się nieuchronnie z woleja, ale Malcherek chwyta piłkę i kieruje ją w drugi róg siatki”[6]. Drugi występ na ligowych boiskach i premierowy gol miał dla Edmunda słodko-gorzki smak, gdyż na kolejne spotkanie do składu powrócił już po kontuzji Giemza, którego pozycja w zespole mistrza Polski była niepodważalna i Edmundowi na kolejny występ w oficjalnym spotkaniu pozostało czekać aż do 23 czerwca 1935 roku, kiedy to w meczu przeciwko Legii zastąpił Urbana. Na osłodę pozostaje fakt, że z dwoma występami i jedną bramką Edmund Malcherek został mistrzem Polski w 1934 roku. W kolejnym sezonie wystąpił w 8 z 20 ligowych meczy, w których to zdobył 2 bramki. W tamtym czasie pewnie nie był on ulubieńcem kibiców poznańskiej Warty, gdyż wszystkie 3 gole, które zdobył w najwyższej klasie rozgrywkowej strzelił właśnie temu zespołowi. 1935 był to jego najlepszy rok jego w karierze, w którym to wraz z kolegami ponownie świętował tytuł mistrzowski. Trzeba pamiętać, że do Ruchu garnęło się wtedy mnóstwo wyróżniających się piłkarzy ze Śląska, a zmiany zawodników w trakcie gry były zabronione, także bilans 8/2 nie był wcale taki zły. W mistrzostwach w roku 1936 Edmund Malcherek zalicza już tylko jeden występ, ale za to wart tytułu. W przegranym 1-4 spotkaniu z ŁKS-em, Malcherek ponownie zastąpił Ewalda Urbana. W następnym roku wystąpił jeszcze w dwóch ligowych spotkaniach z Garbarnią Kraków (1-1) i Pogonią Lwów (3-2). Po raz ostatni jego nazwisko pojawiło się w protokole sędziowskim pierwszego zespołu 3 października 1937 roku, a prasa odnotowała tylko, że 74 minucie Malcherek będąc kilka kroków przed bramką, strzelił w aut… Do rozpoczęcia wojny pozostał w szerokiej kadrze Ruchu. Trochę lepiej wiodło się jego młodszemu bratu Pawłowi, który 16 ligowych występów uświetnił 7 golami. Wraz z bratem świętował mistrzostwo Polski w latach 1935 i 1936, dokładając jeszcze tytuł z roku 1938. Po wybuchu II wojny światowej drogi braci się rozeszły. Paweł występował w zespole TuS Schwientochlowitz, zaś Edmund, po odejściu Wilimowskiego do 1. FC Kattowitz dołączył do Bismarckhutter SV, chociaż grywał tam niezwykle rzadko. Obaj znikają ze składów pod koniec 1941 roku. Po zakończeniu wojny Edmund grał jeszcze krótko w RKS-ie Batory w latach 1947/48, po czym pojawił się jeszcze na krótko w Ruchu, jednak nie ma żadnych informacji na temat jego ewentualnych występów w oficjalnych spotkaniach. Zmarł w Chorzowie 8 maja 1955 roku w wieku 45 lat.

Autor: ML

Materiały źródłowe:

[1] Polska Zachodnia, Katowice 30 września 1935

[2] Przegląd sportowy, nr 105, 30 września 1935

[3] Przegląd sportowy, nr 105, 30 września 1935

[4] Raz, Dwa, Trzy: Ilustrowany Kuryer Sportowy. 1934, nr 36, 3.09.194

[5] Dziennik „Czas” 1934-09-03

[6] Przegląd sportowy nr 75, 19.09.1934

Bula

Dzisiaj Bronisław Bula obchodzi urodziny. Z tej okazji pragniemy złożyć najserdeczniejsze życzenia: zdrowia, szczęścia, powodzenia w życiu osobistym oraz dużo radości po zwycięstwach Niebieskich.

Zdjęcie: Bronisław Bula

Bronisław Bula urodził się 28 września 1946 r. w Rudzie Śląskiej. Tacy zawodnicy jak Bula rodzą się raz na 50 lat, pokazując swój niezwykły talent na boisku. Monografie klubu w samych superlatywach piszą o tym graczu, który reprezentował niebieskie barwy przez 12 lat. W Ruchu rozegrał w sumie 399 spotkań i strzelił 110 bramek. Popularny „Bulik” był jednym z najlepszych pomocników w historii chorzowskiego Ruchu. Trzykrotnie świętował zdobycie mistrzostwa Polski (1968, 1974, 1975), Pucharu Polski (1974) oraz w 1960 roku mistrzostwa Polski juniorów. Wystąpił również 26 razy w reprezentacji Polski, dla której strzelił 5 bramek.

Jan Rudnow mówił o swoim koledze z boiska: Bronek Bula to był człowiek, który urodził się dla piłki, miał wszystko. Prawa noga, lewa noga, ogólnie technikę miał niewiarygodną, miał jedną istotną cechę, którą mało ludzi podkreślało, był świetny w ofensywie, ale również pracował w defensywie, miał niesamowitą ilość przechwytów, on czytał grę piłkarzy drużyny przeciwnej, on wiedział, co przeciwnik chce z piłką zrobić, świetnie odczytywał sytuacje boiskowe. Wrzucał piłki na nos, z takim talentem trzeba się urodzić.

Bronisław Bula na łamach katowickiego „Sportu” powiedział: Ja zawsze chciałem grać dla publiczności, dla kibiców. Kochałem te chwile, kiedy na Cichą przychodziło 35-40 tysięcy ludzi. Piłka miała mi – i im sprawiać przyjemność (…)

Historia Ruchu Chorzów. Tom I. Część 1

Informacje wydawnicze:

Tytuł książki: Historia Ruchu Chorzów. Tom I. Część 1

Autorzy: Andrzej Godoj, Piotr Kowalik Damian Sifczyk

Projekt okładki: Karol Gwóźdź

Wydawnictwo: HistoriaRuchu.pl

Oficjalna premiera: 7 października 2020

Od autorów:

(…) Latem 2019 roku w piwnicy jednego z świętochłowickich domów grupa zapaleńców odkryła część zaginionego od dekad archiwum Ruchu. Bezcenne dokumenty ujrzały światło dzienne akurat w momencie, gdy Ruch pogrążał się w najgłębszym upadku w swych dotychczasowych dziejach, gdy coraz częściej pojawiały się głosy wołające o likwidację klubu i nowego bytu na jego gruzach. Właśnie wtedy pojawiły się bezcenne dokumenty, stare fotografi, pamiątki z najbardziej zamierzchłej przeszłości, gdy w niesprzyjających warunkach klub powstawał, walczył o przetrwanie, budował swoją pozycję najpierw w siebie w Hajdukach, potem na Górnym Śląsku wreszcie w całej Polsce, a także daleko poza jej granicami. Wreszcie rozwinął się do największej potęgi w polskiej piłce. Grupa historyków i miłośników piłki nożnej skupiona wokół Stowarzyszenia Kibiców Wielki Ruch postanowiła opracować znalezisko i podzielić się nim z wszystkimi, którym dzieje Śląska i piłki nożnej najpełniej zamykające się w istocie Ruchu, nie są obojętne (…)

Dystrybucja: Punkty sprzedaży Ruchu Chorzów