Noworoczna tradycja

Już w latach 30. narodziła się piękna sportowa tradycja rozgrywania meczów piłkarskich wraz z początkiem nowego roku. Rozpoczęło się to podczas wypadów na zagraniczne tournée, gdzie 1 stycznia były rozgrywane mecze towarzyskie Ruchu z niemieckimi drużynami.

Ruch Wielkie Hajduki kontynuował tradycję również w Polsce. W większości przypadków był to sąsiad zza miedzy z Lipin lub z Chorzowa. W 1938 roku przeciwnikiem hajduczan był ówczesny wicemistrz Polski AKS Chorzów. Mecz został zaplanowany na niedzielę 2 stycznia na godzinę 14:00. Niedzielny obiad i szpil w mroźne styczniowe popołudnie. Czysta przyjemność. Na trybunach zasiadło 5 tysięcy kibiców.

Było co oglądać. Pierwsi na boisko wybiegli goście – piłkarze AKS witani przez swoich kibiców w ustawieniu: Mrugała – Kinowski (Knas), Stolarczyk, Bendkowski, Kuchta (Kinowski), Skrzypiec, Tymosławski (Spodzieja), Wostal, Piontek, Pytel, Spodzieja (Marszel).

Jako drudzy przy aplauzie swoich sympatyków przywitali się na środku boiska piłkarze Ruchu: Brom – Czempisz, Giamza – Panchrsz (Mikunda), Nowakowski, Dziwisz – Przecherka, Skóra, Wilimowski,  Peterek, Wodarz.

Na termometrach minus 13°C, na boisku ponad 30 cm śniegu, ale to nie było żadną przeszkodą ani dla piłkarzy, ani dla kibiców. W pierwszych 10 minutach meczu padło aż 5 bramek. O pierwszym golu napisano:

Grę rozpoczął AKS. Już w trzeciej minucie Tymosławski świetnie puszczony przez Wostala znajduje się sam na sam z bramkarzem i z 15 mtr. zdobywa pierwszą bramkę.

Minutę później wyrównuje Teodor Peterek z rzutu karnego, chwilę później do pustej bramki nie trafił Leonard Piontek, nie myli się jednak Jerzy Wostal z AKS-u. Po bramce dla Zielonych Koniczynek następuje natychmiastowa odpowiedź Ruchu. Prasa napisała o kolejnych dwóch bramkach Wilimowskiego:

Po dwóch minutach następuje świetna kombinacja trójki środkowej Ruchu. Peterek oddaje ze środka boiska piłkę Skórze, a ten dalekim strzałem kieruje ją na bramkę. Do piłki dolatuje Wilimowski i głową przerzuca ją ponad wybiegającym bramkarzem, zdobywając bramkę. Za chwilę po takiej samej kombinacji pada jeszcze jedna bramka dla Ruchu.

Piłkarze zaczęli odczuwać zimno, więc i tempo gry siadło. AKS miał szansę wyrównać, ale piłkę zmierzającą do pustej bramki zatrzymała…górka śniegu. Może to Walter Brom budował jakąś śnieżną budowlę… Chwilę później Edmund Giemza, wyręczył bramkarza Niebieskich, który pośliznął się w polu karnym, a Giemza obronił głową z pustej bramki uderzenie Tymosławskiego. Koniec pierwszej połowy. Ruch prowadził 3:2. W drugiej połowie Niebiescy szaleją na całego, szczególnie popisową partię rozgrywał Ernest Wilimowski, który wprawiony graniem na lodzie (jako hokeista w Pogoni Katowice) czuł się na lodowym boisku jak przysłowiowa „ryba w wodzie”. Popularny „Ezi” strzela kolejne 3 bramki, szczególnie ta czwarta była niezwykłej urody. Można powiedzieć, że to bramka w stylu tego piłkarza, który uwielbiał doprowadzać do szału obrońców i bramkarzy drużyn przeciwnych. Prasa o niej napisała:

Wilimowski pokazuje teraz swoją świetną klasę. Otrzymuje na połowie boiska piłkę, mija pomoc, obronę i bramkarza, który pada mu pod nogi i spokojnie wbiega z piłką do bramki.

Do pustaka. Z uśmiechem na twarzy.

Mróz rozgrzał piłkarzy na końcówkę meczu. Po rzucie rożnym, po uderzeniu piłki głową swoją drugą bramkę strzelił Peterek. Dla
AKS-u bramki strzelają Marszel i Knas. Wynik byłby wyższy, ale Peterek nie strzelił karnego. Bramkarz AKS-u Mrugała nie pierwszy i nie ostatni raz obronił strzały wyborowego strzelca Ruchu z 11 metrów. Swoje szanse miał też Gerard Wodarz, ale wynik nie uległ już zmianie. Ostatecznie Ruch pokonuje AKS 7:4. Prasa podsumowała mecz i napisała: Mecz był ciekawy i szybki mimo dużego śniegu.

To było przyjemne niedzielne popołudnie. Trudno dociec, co było powodem sprzeczki, ale po meczu w pewnym momencie dochodzi do bójki pomiędzy sympatykami obu drużyn, która zakończyła to piękne niedzielne popołudnie. Zadowoleni, zmarznięci i niektórzy poobijani kibice mogli wrócić i ogrzać się w swoich domowych pieleszach. Dla Ruchu zapowiadał się dobry rok, zupełnie inaczej niż dzisiaj.

 

Autor: Grzegorz Joszko