Pstryczek w nos

O wstydzie, zegarze, czerwonej kartce i koszulkach z niebieskim pasem. Oto opowieść o wydarzeniach, które rozpoczęły się dokładnie 47 lat temu.

Amsterdam

19 listopada 1969 roku odbyła się druga runda pucharu Miast Targowych (dzisiaj UEFA). Drużyna Ruchu na tym etapie wylosowała holenderski Ajax. Ekipa ta była naszpikowana gwiazdami futbolu z Johanem Cruyffem i Peterem Keizerem na czele. To był absolutny europejski top 5. Do Amsterdamu zostali wysłani działacze Ruchu: Antoni Krawczyk i Alojzy Dzielong aby obserwować poczynania holenderskiej drużyny. Trener Ruchu Jerzy Nikiel zastanawiał się jak powstrzymać atak Ajaxu. Wszystko wyglądało na dobrze przygotowane, drużyna chorzowska była w formie, zajmowała pierwsze miejsce w tabeli ligowej i miała naprawdę bardzo dobry okres za sobą. Wszystko wyglądało dobrze do momentu pierwszego gwizdka na boisku Ajaxu.

Przed meczem dochodzi w polskiej ambasadzie do wymiany prezentów. Działacze Ruchu przekazują specjalnie zamówiony w hucie szkła kryształ wielkości człowieka, w zamian otrzymują piękny zegar, niestety jak wiele pamiątek Ruchu i ten przepadł bez śladu. Joachimowi Marxowi w pamięci utkwiły jednak pamiątki osobiste. Na życzenie Holendrów, zabraliśmy dla nich z kraju kryształy. Oni z kolei na pomeczowym bankiecie w urzędzie miasta wręczyli nam bezprzewodowe maszynki do golenia Philipsa. To był prawdziwy hit! – mówił na łamach katowickiego „Sportu” w 2015 roku.

Piłkarzy Ruchu w Holandii zaskoczyły przygotowania do święta obchodów Sinterklaasa (to główna postać i jednocześnie nazwa święta dla dzieci, które jest obchodzone w Holandii w wigilię urodzin Mikołaja, czyli 5 grudnia). Piłkarze Ajaxu popularni „Godenzonen” (Synowie Bogów) przygotowali worek z prezentami (golami) dla piłkarzy Ruchu. Początek meczu rozpoczął się jednak od ataku Ruchu, kiedy Eugeniusz Faber był bliski zdobycia bramki, ale ta sytuacja jakby rozdrażniła piłkarzy rodem z Amsterdamu. Pierwsza bramka stracona w 42 minucie rozwiązała worek Sinterklaasa, druga minutę później. Do przerwy 0:2. W drugiej części meczu 0:3 (56 minuta), 0:4 (63 minuta), 0:5 (70 minuta), 0:6 (76 minuta), 0:7 (80 minuta). W worku na szczęście zmieściło się tylko 7 piłek.

Do 43. minuty wszystko wyglądało dobrze. Wtedy straciliśmy pierwszego gola. Wcześniej mieliśmy dwie bardzo dobre okazje. Gdyby Joachim Marx i Eugeniusz Faber je wykorzystali, mecz pewnie wyglądałby zupełnie inaczej. Przed przerwą Ajax zdobył jeszcze jedną bramkę i było już właściwie po spotkaniu. Tym bardziej, że zaczęliśmy się niepotrzebnie spinać i popełniać proste błędy – opowiadał w 2015 roku na łamach „Przeglądu Sportowego” Antoni Piechniczek .

Niemoc. Pogrom. Klęska. Tego naporu nie była w stanie przyjąć na swoje barki obrona Ruchu popełniając błąd za błędem. Ta koszmarna porażka przeszła do historii Ruchu, jako najwyższa w rozgrywkach pucharowych. Zabolało, to był sporych rozmiarów pstryczek w nos. Drwin nie było końca, jedna z najgorszych docinek brzmiała: „Najlepszy proszek do prania niebieskiego to Ajax”, innym równie bolesnym był tekst: „Bana do Chorzowa to siódemka”.

Prasa śląska napisała:

Załamani i zrezygnowani piłkarze chorzowscy stanowili w tym okresie tylko blade tło (…) Ruch doznał w Amsterdamie jednej z najbardziej dotkliwych porażek w swojej bogatej karierze (…) Klęska Ruchu z Ajaxem w Amsterdamie zaszokowała opinię sportową w kraju. Zaszokowała do tego stopnia, że wielu entuzjastów piłki machnęło lekceważąco ręką na rewizytę holendrów w Chorzowie.

W prasie holenderskiej można było przeczytać: Rewanż w Chorzowie to tylko formalność, która niestety kosztuje i zabiera czas.

Obie drużyny wystąpiły w składach:

Ajax: Bals – Suurbier, Hulshoff, Vasović, Krol, Swart, Rijnders, Muhren, Cruyff, Van Dijk, Keizer

Ruch – Pietrek, Piechniczek, Nieroba, Wyrobek, Bem, Gomoluch, Maszczyk, Bula, Marx, Herman, Faber

Rewanż to była tylko formalność. Ruch walczył jednak o coś innego, o ratowanie swojego nadszarpniętego wizerunku. W prasie można było przeczytać: Na częściową choćby rehabilitację Ruchu czekają poza tym wszyscy jego zwolennicy. Wymaga tego pozycja, jaką chorzowianie zajmują w polskim piłkarstwie. Porażka to niby tylko strata punktów czy brak awansu do dalszej rundy, ale trzeba też umieć spojrzeć w lustro…

Przecież ci piłkarze, którzy przegrali z Ajaxem to jedni z najlepszych zawodników w historii chorzowskiego klubu, każdy z nich zapisał złote litery w annałach klubowych. A jednak dostali nieziemski łomot.

Chorzów

tytul

Piłkarze Ajaxu przylecieli do Polski już w poniedziałek, dwa dni przed meczem aby przygotować się w spokoju do rewanżu. Ich bazą był Dom Kawalera, pałac z XIX wieku w Świerklańcu, gdzie chwilę wcześniej stacjonowała reprezentacja Holandii przed spotkaniem z reprezentacją Polski na Stadionie Śląskim. Ajax zrezygnował z treningu na stadionie Ruchu, piłkarze przyjechali tylko przed meczem sprawdzić murawę. A ta nie była w najlepszym stanie, bo woda zalegała na boisku (dzień wcześniej spadł śnieg). Piłkarze holenderscy wyluzowani w wolnym czasie wybrali się na spacer ścieżkami WPKiW (Wojewódzki Park Kultury i Wypoczynku) i przygotowywali się do rewanżu.

Na rewanż wybrało się około 10 tysięcy kibiców (w prasie holenderskiej liczba wynosiła 25 tysięcy), którzy mogli zobaczyć Ajax w akcji. Wymowny był tekst w prasie:

Grali jak chcieli i gdzie chcieli

Ruch poniósł porażkę 1:2. Honorową bramkę w tym dwumeczu strzelił Antoni Piechniczek. Choć jak twierdzili piłkarze Ajaxu z metrowego spalonego. Mocno w prasie dostało się defensywie chorzowian: Po meczu w Chorzowie otrzymaliśmy odpowiedź na pytanie jak mogło dojść do pogromu w Amsterdamie. To co wyprawiają defensorzy niebieskich może przyprawić człowieka o udar serca. Interwencje Piechniczka, Nieroby, Bema były spóźnione, niepewne. Tyle o obronie, wcale lepiej nie zagrał atak. Gdyby Edward Herman zachował trochę zimnej krwi, ustrzeliłby co najmniej hat-tricka. Niezadowolenie kibiców sięgało zenitu, tym bardziej, że drugą bramkę Ruch stracił w doliczonym czasie gry, grając już wtedy z przewagą jednego zawodnika.

W tym meczu nie popisał się również Johan Cruyff, ukarany czerwoną kartką za kopnięcie bez piłki Jerzego Wyrobka w 70 minucie meczu.

To był ordynarny faul bez piłki, za który nie mogło być innej kary niż wykluczenie z gry. Cruyff potem sam symulował kontuzję. Szkoda, że spiker nie poinformował, że usunąłem go z boiska – wspominał na łamach polskiej prasy sędzia meczu Czomakow.

Cruyff utykając usiadł na ławce, a trener szykował za niego zmianę. Bułgarski sędzia podszedł do ławki i nakazał opuszczenie boiska Cruyffowi. Ostro protestowali piłkarze i trener Ajaxu, a po meczu w dyskusję z bułgarskim sędzią wdał się prezes Ajaxu Jaap van Praag. Sędzia Czomakow podobno wtedy stwierdził, że nie widział faulu, ale bardzo przekonywali go do niego piłkarze Ruchu.

Odpadnięcie z Ajaxem w zasadzie przesądziło o zwolnieniu trenera Nikiela, to on zapłacił za wstydliwą porażkę Niebieskich.

Koszulki

Któż nie widział tych wyjątkowych koszulek z niebieskim pasem pośrodku, bardzo podobnych do koszulek w jakich grał Ajax. W katowickim „Sporcie” w 2015 roku Antoni Piechniczek opowiadał: Działacze Ajaksu przekazali chorzowskiemu klubowi komplet strojów stylizowanych na wzór tych, w których grała drużyna z Amsterdamu. Różnica była tylko taka, że zamiast czerwonego pasa na środku koszulki był niebieski. Joachim Marx wspominał na łamach tego samego sportowego dziennika: Działacz Ruchu, Alojzy Dzielong, miał w Holandii kontakty sprzed lat, z czasów uczestnictwa drużyny juniorów w turnieju młodzieżowym. Dzięki temu udało mu się nabyć dla drużyny piękne stroje meczowe, na wzór tych, w których grali amsterdamczycy.

Tylko szeroki pas był nie czerwony, a niebieski. Ze względu na podobieństwo do oryginału, nazywane były przy Cichej „ajaksami”.

Wersja Marxa jest bliższa prawdy, a wyjaśnia to poniższe zdjęcie. Pierwszy z lewej stoi ówczesny trener Teodor Wieczorek, który przestał być szkoleniowcem zespołu pół roku wcześniej przed meczem z Ajaxem.

img126

Morał

Kibice Ruchu po meczach z Ajaxem pocieszali się, że będzie lepiej, mieli nadzieję, że w końcu zaświeci się światełko w tunelu i nie będzie to światło nadjeżdżającego pociągu. Niby ta historia tak daleka, a jednak tak bliska ciału. Wtedy za porażkę zapłacił trener. Kibice mają prawo czuć zwątpienie, nie różnią się od tych kibiców z 1929, 1969 czy 1987 roku. O obecnym tysiącleciu nie wspominając, bo dzisiaj mamy do czynienia z sytuacją niespotykaną nigdy w historii. Na naszych własnych oczach widzimy jak za fatalne wyniki drużyny, za najwyższą porażkę na Cichej, jeden z głównych architektów tego boiskowego marazmu w nagrodę dostaje nowy kontrakt. Sytuacja niespotykana w polskich realiach klubowej piłki nożnej, niespotykana w historii Ruchu. To taki pstryczek w nos, nie wiadomo tylko w czyj…

Autor: Grzegorz Joszko