1933

Ostatni mecz ligowy miał zdecydować o mistrzostwie Polski w 1933 roku. Żeby Ruch go zdobył musiał wygrać w Krakowie z popularnymi „Pasami”.

Klub wspólnie z Orbisem przygotował „Inwazję na Kraków”. Bilety na wyjazd kosztowały 4,50 zł tam i z powrotem wynajętym „pociągiem specjalnym”. Dodatkowo trzeba było zakupić bilet na mecz za 1zł. Pula 2 tysięcy biletów zostaje wykupiona bardzo szybko przez kibiców Niebieskich. Każdy chciał być świadkiem tej historycznej chwili, co ciekawe klub dla każdego kibica przygotował niebieskie wstążki (coś na kształt dzisiejszych szalików). Pociąg odjeżdżał ze stacji w Wielkich Hajdukach (dzisiejszy Chorzów Batory) o godzinie 8:40 i zatrzymywał się po drodze w Katowicach, Szopienicach i Mysłowicach.

12 listopada 1933 roku piłkarze Ruchu pojechali do Krakowa na mecz z Cracovią. Mecz sędziował jeden z najlepszych przedwojennych arbitrów Zygmunt Rosenfeld z Bielska.

Ruch wystąpił w składzie: Kurek – Wadas, Katzy, Zorzycki, Badura, K. Dziwisz, Urban, Giemsa, Peterek, Loewe, Wodarz. Liczba widzów w zależności od źródła prasowego wynosiła od 5 do 7 tysięcy. Na meczu byli również obecni kibice, piłkarze i Prezes Pogoni Lwów, którzy czekali na potknięcie hajduczan. Gra po obu stronach jest bardzo nerwowa.

0:1 (23 min.)

Dopiero 23 minuta przynosi rozstrzygnięcie, a mianowicie po wolnym bitym przez Badurę Loewe zmienia kierunek piłki uzyskując bramkę.

1:1 (69 min.)

Po pięknej kombinacji Chruściński – Ciszewski – ten ostatni posyła uliczką Malczyka, który przebija się przez obronę przerzucając sprytnie piłkę nad Kurkiem uzyskując wyrównującą bramkę.

2:1 (71 min.)

Teodor Peterek wspominając ten mecz mówił: Ten gol, zamiast nas załamać, tylko zdopingował nas do jeszcze większego wysiłku. Po centrze Urbana przedłużyłem piłkę do nieobstawionego Wodarza, który rąbnął lewą nogą na bramkę, lecz piłka zamiast do siatki, trafiła w słupek i potoczyła się w pole. Leżący na ziemi bramkarz nie zdążył piłki pochwycić, a nadbiegający Urban lekkim przerzutem zdobywa zwycięskiego gola.

„Przegląd Sportowy” relacjonował: „Trójka Dziwisz, Badura, Zarzycki prześcigała się w ofiarności, ambicji i niezmordowanej „harówce” przez 90 minut. Zawsze na miejscu paraliżowali każdą akcję przeciwnika, byli zawsze pod własną bramką, by w oka mgnieniu sunąć jakby cień za atakiem”

Od Szczakowej towarzyszyły im w pociągu tłumy kibiców, na każdej stacji gromadziły się niezliczone rzesze sympatyków, a w Hajdukach, gdzie dotarła dzięki radiowej transmisji szczęśliwa nowina, wokół dworca zebrały się niewidziane nigdy tłumy. Pochód piłkarzy przeszedł z dworca do szpitala, gdzie wręczono kwiaty unieruchomionemu Gwoździowi, a potem świętowano sportowe mistrzostwo nie do wyobrażenia – informowała Śląska prasa.

Teodor Peterek tak wspominał: „Począwszy od Mysłowic, na wszystkich stacjach, aż do Hajduk perony zapchane były ludźmi, którzy witali nas kwiatami i gratulacjami. W Hajdukach na dworcu oczekiwała nas prawie cała ludność z orkiestrą hutniczą na czele. Na prędce uformował się pochód, który wyruszył pod szpital hutniczy, pod którym urządzono owację przebywającemu tam Gwosdziowi. Następnie pochód przeszedł triumfalnie ulicami miejscowości do lokalu klubowego..