Taktyka

Niektórzy sądzą, że mecz się jakoś ułoży, ktoś poda, ktoś strzeli. Jakoś to będzie. Taktyka, która raz się powiodła, drugi i trzeci, za czwartym razem może się już nie udać. Przeciwnik wyciągnie wnioski i obierze lepszą taktykę. Czasami mam wrażanie, że najlepszą taktyką jest taktyka na „udo” – „udo się, a bo się nie udo”. To nie przytyk to wczorajszego meczu Niebieskich. Dzisiaj akurat mija równo 80. lat od historycznego pierwszego ligowego meczu pomiędzy Amatorskim Klubem Sportowym z Chorzowa i Ruchem Wielkie Hajduki.

Beniaminek kontra mistrz Polski. Drużyna „Zielonych Koniczynek” po wielu latach prób w końcu zawitała do ligi i Ruch, który już 4 lata panował na polskich boiskach.

11 kwietnia 1937 roku na jednym z najpiękniejszych kompleksów sportowych na Górnym Śląsku na Górze Redena, AKS Chorzów podjął drużynę Ruchu. Było to dla tych drużyn pierwsze ligowe starcie w historii i w dodatku pierwsza ligowa kolejka.

W przedsprzedaży zostało kupionych 15 tysięcy biletów przez kibiców obu drużyn. Niektórzy sympatycy zasięgali opinii u ulicznej cyganki, której wróżba zwiastowała zwycięstwo Ruchu. Prasa śląska w porannym wydaniu pisała o tym kilkanaście godzin przed meczem. Chyba, co niektórzy wzięli sobie tę wróżbę na serio do serca. O godzinie 16:00 obie jedenastki zameldowały się na murawie boiska. Kierownictwo Amatorskiego przywitało piłkarzy Ruchu kwiatami oraz upominkiem i na tym skończyły się uprzejmości. Na trybunach nie dało się wcisnąć szpilki. Kibice docierali na stadion pieszo, rowerami i samochodami.

Piłkarze Ruchu od początku próbują narzucić swój styl i pierwsze minuty należą do nich, ale już po chwili w 9 minucie meczu pada pierwsza bramka dla AKS-u. Prasa o niej napisała:

Tym czasem zupełnie niespodziewanie po jednym z wypadów, nieopatrzny faul jednego z pomocników Ruchu zamieniony zostaje przez sędziego na rzut wolny, zdecydowanie i pewnie zamieniony przez Stolarczyka na bramkę, przy czym Tatuś ani drgnął.

Druga połowa rozpoczęła się identycznie jak pierwsza. Ruch zaatakował, a AKS strzelił. Prasa o drugim golu napisała:

W 24-tej minucie następuje dla Ruchu katastrofa, w chwili, gdy prawie cała drużyna znajduje się pod bramką AKS-u udaje się Piątkowi prawie przez całe boisko przebój, mimo przeszkody trzech graczy Ruchu, z którego wśród niebywałego entuzjazmu podwyższa on wynik na 2:0.

Kapeluszy latały w powietrzu. 3 minuty później Leonard Piontek strzelił swoją drugą bramkę i podwyższył wynik meczu na 3:0 dla AKS-u. Piontek (Piątek – spolszczono jego nazwisko w 1939 roku) to jedna z największych przedwojennych legend „Zielonych Koniczynek”, dzisiaj zapomniana, jak cały ten klub. W ostatnich sekundach meczu honorową bramkę dla Ruchu strzelił Ernest Wilimowski. Ruch ostatecznie przegrał premierowe spotkanie 1:3.

Prasa obiektywnie oceniła obie drużyny: Ruch przede wszystkim taktycznie źle rozwiązał spotkanie. Zagrywanie czterema napastnikami było zupełnie błędne. Przez ten błąd pozbawiono atak zmysłu kombinacyjnego. Napastnicy byli stale kryci i trudno było nawet wyszukać lukę na podanie piłki (…) Rodzi się pytanie: czemu zawdzięczać należy przegraną mistrza Polski? — W pierwszym rzędzie skutecznej taktyce destrukcyjnej, jaką stosowały tyły A. K. S.u. Choć szwankowały technicznie, poświęceniem i bezwzględnym przestrzeganiem instrukcyj ze strony kierownictwa, nadrabiały wszelkie niedociągnięcia. Mistrz Polski nic pokazał w dniu wczorajszym ostrza swych pazurów (…) AKS zwycięstwem wczorajszym zdał jeden z najtrudniejszych egzaminów. Pokonać mistrza Polski w walce punktowej, na to trzeba naprawdę coś umieć! Chłopcy z Chorzowa, tak niepozorni z wyglądu, teraz będą mieli wiarę w swe siły (…). Pesymiści wprawdzie mówią, że „pierwsze śliwki są robaczywe“, my jednak sądzimy, że dwa punkty nie są bynajmniej rzeczą „robaczywą“ (…) Znamy zbyt dobrze możliwości Ruchu, aby powątpić w przyszły, zwycięski pochód po drabinie ligowej. Kto cztery razy z rzędu umiał zdobyć mistrzostwo Polski — temu stać może i na to, żeby je zdobył po raz piąty!

Oba zespoły wystąpiły w następujących składach:

Amatorski: Mrugała – Knas, Stolarczyk – Bentkowski, Kuchta, Szatoń – Marszel, Pytel, Wostal, Piontek, Morcinek.

Ruch: Tatuś – Giemza, Czempisz – Zorzycki, Badura, Nowakowski – Wodarz, Wilimowski, Peterek, Górka, Kubisz.

Zdjęcie: Niebezpieczna sytuacja pod bramką AKS-u

Prasa w całym kraju relacjonowała to spotkanie. Jeden z dzienników pisał o tym, że piłkarze Ruchu cztery razy trafiali w poprzeczkę, pojawiły się więc i różnice w minutach strzelonych bramek, składach czy strzelcach goli. Tylko o błędnej taktyce napisali wszyscy tak samo. Nie przywiązujemy wagi do detali, których nie można dzisiaj zweryfikować. Pewnie będzie nam dane kiedyś przeczytać o prawdziwej historii hajduczan.

Ruch się przeliczył w tym meczu. Samo się nie „udo”. Co gorsza do końca tego sezonu 1937 roku były wyciągane wnioski i Niebiescy zameldowali się na koniec tabeli na trzecim miejscu. O jedno oczko wyżej był AKS. Pozycja Ruchu została przyjęta jak porażka. Niebieskich zgubiła buta i pewność siebie. Taktykę chyba lepiej dopasować do przeciwnika niż wyjść na mecz z taką samą taktyką jak w poprzednich meczach. A ordery i peany pochwalne zostawić na koniec sezonu, szczególnie dla monarchy.

Autor: Grzegorz Joszko