30 grudnia 1934 roku, Ruch Wielkie Hajduki pokonał w Monachium miejscowy Bayern. Po wielu miesiącach udało nam się w końcu cofnąć w czasie, kiedy spotkaliśmy się z potomkami uczestników bezpośrednich wydarzeń, którzy oprócz cudownych opowieści pokazali nam wspaniałe pamiątki z tej wyprawy.
Podróż
28 grudnia na dworcu w Wielkich Hajdukach (dzisiaj dworzec Chorzów Batory) o godzinie 14:25 wyruszył pociąg do Bawarii. Na peronie zebrała się ekspedycja licząca aż 21 osób. W jej skład wchodziło 15 piłkarzy, 4 działaczy, trener Wieser oraz śląski dziennikarz, dzięki któremu po latach odtworzyliśmy tę historię. Dodatkowo pojawili się oczywiście kibice Niebieskich, którzy licznie chcieli pożegnać piłkarzy, życząc im wygranej. Podróż nie trwała długo, wszyscy wysiedli w Bytomiu, gdzie musieli czekać godzinę na przesiadkę na pociąg pośpieszny relacji Bytom – Monachium. Piłkarze usadowili się w przedziałach i od razu zaczęli szpilać… w szkata. Kędzierzyn, Wrocław, Drezno – stacje mijały jedna za drugą. Już na terenie Niemiec do pociągu wsiadało coraz więcej żołnierzy. Na stacji w Dreźnie pociąg miał dłuższy postój, piłkarze Ruchu wysiedli na peron ubrani w niebiesko-białe dresy z naszytą eRką na piersi. Od razu pojawili się gapie, a największy jajcarz z tej całej ekipy, Ewald Urban zdążył się zaprzyjaźnić z kilkoma podróżnymi, więc koledzy zaczęli go przezywać „Burmistrz”. Parę minut po 8 rano pociąg wjechał na peron w Monachium, na którym hajduczan przywitali przedstawiciele Bayernu. Piłkarze Ruchu zostali zakwaterowani w jednym z najbardziej nowoczesnych hoteli w Monachium – Stadt Wien.
Po śniadaniu i oficjalnych przemówieniach piłkarze Ruchu zostali zaproszeni na zwiedzanie miasta, a później do sali browaru Löwenbräu, gdzie „częstowano doskonałą litrówką piwa”. Oczywiście niezmordowany „Burmistrz” Urban w drodze powrotnej do hotelu zawierał kolejne znajomości, tym razem z ulicznym klaunem cyrku Krone. Na wieczornej kolacji pojawił się sekretarz generalny konsulatu, p. Przybylski, który opiekował się polską ekspedycją przez cały czas pobytu.
Mecz
30 grudnia w niedzielne popołudnie piłkarze pojechali autobusem na stadion Grünwalder Strasse (stadion Bayernu do 1972 roku). Jak na tę porę roku w Bawarii pogoda była doskonała, niestety boisko było bardzo rozmokłe z powodu deszczu, który padał dzień wcześniej. Kierownik drużyny p. Giemsa (nie mylić z piłkarzem Edmundem Giemzą, na potwierdzenie tego faktu widzieliśmy zdjęcie tego pierwszego) poinformował o składzie drużyny, która zagrała w ustawieniu: 2-3-5. Na boisko wg wzrostu wybiegli: Tatuś – Katzy, Rurański – Dziwisz, Badura, Zorzycki – Urban, Giemza, Peterek, Wilimowski, Wodarz.
Piłkarze Ruchu trzykrotnym „cześć” powitali się z publicznością, której ponad 12 tysięcy pojawiło się na stadionie. Gerard Wodarz, który był kapitanem drużyny Ruchu, przegrał wybór połowy z kapitanem Bawarczyków Schneiderem. Niebiescy byli zmuszeni grać pod wiatr i pod słońce. W pierwszych 10 minutach zaatakował Ruch, a Bayern podobnie jak to miało miejsce w Hajdukach, cofnął się na swoją połowę, czekając na dogodne okazje do kontry, ale Niebiescy nagle zaczęli stosować tę samą taktykę co Bawarczycy i wycofali się pod swoje pole karne, a Edmund Giemsa grający w ataku, na prawym łączniku grał teraz bliżej środka boiska.
Piłkarze FCB odpowiedzieli groźnymi atakami na bramkę Tatusia. Kiedy w 21 minucie meczu przypadkowo Karlik Dziwisz odbił piłkę ręką, sędzia podyktował rzut karny – wydawało się, że i ta taktyka się nie uda. Do wykonywania karnego podszedł Schneider, a „piłka, ostro strzelona, leci płasko nad ziemią w prawy róg bramki. Na trybunach jakby zagrzmiało. Wszyscy krzyczą tooor, lecz Tatuś, bramkarz Ruchu, skokiem pantery odbija piłkę wzdłuż linii autowej w pole” – opisała szczegółowo prasa obroniony rzut karny.
Ta niewykorzystana sytuacja pobudziła obie drużyny do jeszcze lepszej gry. Na lewej stronie ataku szalał niezwykle szybki Simetsreiter, ale doskonałe zawody rozgrywała obrona Ruchu, szczególnie Antoni Rurański przewidywał ruchy rywali i rozbijał ich ataki raz za razem. Kiedy zabrakło obrońców, na bramce stał niezawodny w tym dniu Eryk Tatuś. Do zaskakującej sytuacji doszło na 10 minut przed zakończeniem pierwszej połowy, kiedy okazało się, że Edmund Giemza ubrał jeden za ciasny but, zdjął oba i wyrzucił za linię boiska i dograł pierwszą połowę… w samych skarpetkach.
Prawa strona na której grał wspólnie z Urbanem odżyła i w 44 minucie wspaniałą kontrę wyprowadził wspomniany wcześniej Giemza, który jak relacjonowała ówczesna prasa: „biegnie z nią na prawem łączniku, oddaje daleko ponad głowami do Wilimowskiego i już zdawało się, że Wilimowski strzeli gola. Widzi jednak, że Peterek stoi na lepszej pozycji przed bramką Finka i ostrem strzałem pasuje do Peterka. Piłka wsunięta do bramki z odległości 8 m”. Dzisiaj spiker mógłby z przyjemnością krzyknąć T-Ooooo-r. Bramka do szatni ustawiła resztę meczu, a piłkarzy Ruchu zbiegających na przerwę kibice z Monachium prosili o autografy.
W drugiej połowie piłkarze Bayernu znowu atakowali, ale Rurański oraz Katzy doskonale grali w formacjach obronnych. Piłkarze Niebieskich kontratakowali, ale bramkarz Fink również doskonale bronił strzały napastników Ruchu.
Po przerwie Ruch rozpoczął grać defensywnie, podobnie jak to czynili Bawarczycy na meczu w Wielkich Hajdukach. Giemza przeszedł do pomocy i siłą rzeczy więcej z gry mieli Bawarczycy. Szereg ich zagrań likwiduje nasza obrona, dokąd potrafili się jedynie przedrzeć. Wyprowadziło to z równowagi Bawarczyków do tego stopnia, że „potracili oni głowy” i napotykając na skuteczny opór Polaków, załamali się we wszystkich prawie linjach – można było przeczytać w prasie.
Oprócz doskonałej taktyki, wyróżnienia za bardzo dobre spotkanie trafiły do: Tatusia, Katzego, Rurańskiego, Dziwisza, Giemzy i Wilimowskiego. Końcowy gwizdek słabo i stronniczo sędziującego arbitra Thalmayera zakończył to spotkanie. Ruch Wielkie Hajduki pokonał Bayern Monachium 1:0. Kiedy zwycięscy piłkarze w niebieskich koszulkach schodzili z boiska publiczność zgotowała jej owacje.
Prasówka i uroczyste pożegnanie
Niemiecka prasa: „München – Augsburger Tageblatt”, „Der Kickers”, „Fussball”, „Deutsche Sport – Illustrierte”, „B. C. am Mittag” podkreślała, że piłkarze Ruchu wygrali zasłużenie, mieli doskonałe wyszkolenie techniczne i lepszy start do piłki. Dziennikarze podkreślali bardzo dobrą taktykę, a także ofiarność piłkarzy. „Der Kickers” za najlepszych zawodników wybrał Rurańskiego oraz Dziwisza, „München” bramkarza Tatusia. Jedynie dr Beker z tygodnika „Fussball” napisał o wyjątkowo defensywnej taktyce, która przyniosła sukces polskiej drużynie.
Piłkarze wraz działaczami wrócili do hotelu, przed którym stali kibice Bayernu, wielu było zaciekawionych piłkarzami z odległych Hajduk, którzy pokonali ich pupili. Na godzinę 18:00 działacze z Monachium zaprosili na uroczystą kolację do sali bankietowej Münchner Künstlerhaus, na którą zaproszono ponad 1000 osób, w tym wiele osobistości, w tym przedstawiciela Hansa von Tschammer und Osten, ówczesnego ministra sportu Niemiec, a także reprezentanta burmistrza miasta, radcy miejskiego oraz polskiego konsula. Później nastąpiło wiele przemówień na cześć gości z Polski i gospodarzy z Niemiec oraz wręczenie wspaniałych prezentów.
Piłkarze otrzymali porcelanowy kufel do piwa z pięknym grawerem (trzymaliśmy w rękach to cudo). Piłkarze Ruchu odśpiewali pieśń klubową i spędzili miło czas. Bardzo miło, ale musicie nam uwierzyć na słowo, bo do opisu tej części historii nie zostaliśmy upoważnieni. W poniedziałek 31 grudnia piłkarze opuścili Monachium, pojechali na dalsze tournée do Stuttgartu i Norymbergi. A tam… tam, to już zupełnie inna historia.
Bayern Monachium już nigdy później nie został pokonany przez klubową drużynę z Polski i pewnie już tak pozostanie. Co było dalej? Niebiescy wybrali się do Stuttgartu (wpis)
Autor: Grzegorz Joszko