1975

Fortel Vičana w Ameryce Południowej

 

Przygotowania do sezonu ligowego mają różny charakter, jedni próbują nowych rozwiązań, testują nowych zawodników, inni zaś próbują ukryć prawdziwe oblicze drużyny. Oto historia ukrywania prawdziwego „ja”, która miała miejsce w 1975 roku.

Ruch Chorzów aktualny mistrz Polski zajmował na półmetku rozgrywek ligowych sezonu 1974/1975 pierwsze miejsce w tabeli, w piętnastu meczach na liczniku miał aż 13 zwycięstw, stosunek bramek wynosił 38:8. Bardzo dobra postawa zespołu miała przełożenie na zwycięstwa w pucharze PEMK (dzisiejszy odpowiednik Ligi Mistrzów) i awans do ćwierćfinału tych rozgrywek. Trenerem zespołu był Czechosłowak Michal Vičan (na zdjęciu)

27 stycznia 1975 roku rozlosowano pary ćwierćfinałowe, los skojarzył drużynę Ruchu z francuskim mistrzem kraju St. Etienne, do wylosowania był Bayern, Barcelona, Anderlecht czy Leeds United, ale drużyna z Chorzowa trafiła najgorzej jak mogła, drużyna z południowej Francji to był absolutny top europejski, choć jak donosił z Francji były piłkarz Ruchu Eugeniusz Faber obawy przed śląską ekipą były bardzo duże.

Przed losowaniem pucharowym kierownictwo Ruchu w porozumieniu z trenerem Vičananem podjęło decyzję o wyjeździe zespołu na tournee po Ameryce Południowej. Na rozkładzie Ekwador, Argentyna i Brazylia. 26 stycznia przez Warszawę i Frankfurt piłkarze Ruchu polecieli do Quito, stolicy Ekwadoru. Początek był zgoła przerażający. Joachim Marx, który na półmetku ligi prowadził w tabeli strzelców i klasyfikacji „Złotych butów” wspominał na łamach śląskiej prasy:

Zaczęło się dramatycznie. Podczas lądowania naszego samolotu w stolicy Ekwadoru, Quito (…) nastąpiło silne uderzenie maszyny o betonową płytę lotniska. Samolot odbił się w górę i po chwili potężny huk towarzyszył pęknięciu dachu. Oberwały się ogromne płyty, wybuchła panika wśród pasażerów (…) Strachu nie brakowało, choć wszystko w końcu skończyło się szczęśliwie.

Na początek Ruch Chorzów wziął udział w turnieju z drużynami: Racing Buenos Aires, Liga Deportiva Universitaria oraz Nacional Quito zajmując w turnieju ostatnie miejsce (jedno zwycięstwo, dwie porażki). Swoje zrobił gorący, wręcz upalny klimat oraz mecze rozgrywane na wysokości ponad 2 tys. metrów n.p.m. Do takich warunków piłkarze Ruchu nie byli przyzwyczajeni. Z Ekwadoru Niebiescy wyruszyli do Argentyny, gdzie spotkali się z ówczesnym mistrzem Argentyny, zespołem Club Atlético Newell’s Old Boys, gdzie wychował się m.in. w latach 80. Gabriel Batistuta. Nim jednak popularni „Trędowaci” przyjęli mistrza Polski z wielkimi honorami piłkarze Ruchu zagrali z San Martin. W tym meczu zadebiutował Henryk Bolesta, bramkarz, który największe sukcesy odniósł później w łódzkim Widzewie. Niestety piłkarz wyjazdu do Ameryki Południowej nie wspominał zbytnio dobrze, gdyż w jednym z meczów doznał złamania ręki.

Na stadionie Newell’s Old Boys w Rosario zgromadziło się ponad 30 tysięcy kibiców, którzy po meczu gorącymi oklaskami pożegnali drużynę Ruchu, która przegrała z miejscowymi 0:1. Na boisku w niebieskich barwach wystąpili:

Czaja – Bajger, Ostafiński, Wyrobek, Drzewiecki – Bon, Maszczyk, Kopicera, Marx (Benigier), Bula, Chojnacki

Ruch zagrał bardzo dobre spotkanie, to był najlepszy występ w całym tournee, w uzyskaniu dobrego wyniku przeszkodził jednak sędzia, który nie uznał prawidłowo zdobytej bramki przez Chojnackiego. Niestety w tym spotkaniu kontuzję odniósł Marx, który wspominał później w prasie:

Podczas meczu w Rosario oddałem silny strzał z 25m. i nagle poczułem ból uda prawej nogi. Prawdopodobnie naciągnąłem mięsień (…)

Kontuzja jak się później okazało miała swoje konsekwencje w dwumeczu z St. Etienne. Bilans w Argentynie to dwa zwycięstwa i dwie porażki. Kolejnym kierunkiem wyprawy była Brazylia, gdzie drużyna Ruchu w Porto Allegre zagrała z S.C. Internacional, drużyną która za kilka miesięcy będzie świętowała swój pierwszy w historii tytuł mistrzowski. W drużynie Internacional zagrał Valdomiro, napastnik reprezentacji Brazylii, który został jedną z największych legend drużyny „Celeiro de Ases” (Fabryka Asów), jak popularnie nazywano drużynę Internacionalu. Przed tym meczem doszło do niezwykłych wydarzeń. Ze względu na miejsce pobytu i dużą odległość od Francji kierownictwo i trenerzy St.Etienne nie byli w stanie podglądać drużyny Ruchu, więc postanowiono wysłać swoich przedstawicieli aby nagrali mecz pomiędzy Ruchem i S.C. Internacional. Gdy trener Vičan dowiedział się o tej wizycie zmienił przedmeczowe założenia i nakazał piłkarzom Ruchu grać wolno, słabo i nieefektywnie. Ruch przegrał 2:3 i mocno namieszał w głowach St.Etienne. Choć fortel ten, udał się tylko połowicznie, bo Ruch ostatecznie odpadł z francuzami, to jednak Vičan okazał się świetnym strategiem, a drużyna z eRką na koszulkach pozostawiła po sobie doskonałe wrażenie w dwumeczu z mistrzem Francji. Niestety za wartości artystyczne nie przyznawano dodatkowych punktów i Ruch nie awansował do półfinału PEMK.

Po powrocie do Polski z Ameryki Południowej trener Vičan podsumował wyjazd na łamach prasy:

Same rezultaty poszczególnych testów nie były najważniejsze. Liczyły się przede wszystkim dobre warunki treningowe i meczowe, jakie stworzyli nam nasi gospodarze (…) katastrofalne były jednak dla mnie ciągłe podróże, które poważnie dezorganizowały rytm meczowy, do jakiego przygotowani byli moi zawodnicy (…)

23 lutego 1975 roku, prawie miesiąc później chorzowianie wrócili po wojażach do kraju, a w czerwcu świętowali drugi z rzędu tytuł mistrza Polski. To była najlepsza drużyna i jej trener w 96-letniej historii Ruchu Chorzów.

Autor: Grzegorz Joszko