1929

Pismo 2142

Oto historia, która wydarzyła się 17 listopada, 86 lat temu..

Liga zmartwień

Sezon w 1929 roku o mały włos nie zakończył się tragicznie dla śląskiej piłki nożnej. 1.FC Katowice zaliczył spadek z ligi państwowej, a Ruch Wielkie Hajduki, o krok. W zasadzie najgorzej w tym sezonie było z finansami, długi, prolongaty długu i tak w kółko. Wtedy sprawa była dość jasna – nie płacisz za organizację meczów – bez względu na wyniki wylatujesz z ligi. Listopad był ciężki dla sympatyków, piłkarzy i działaczy. Ci ostatni zastawiali własne rzeczy aby długi zostały spłacone, brali pożyczki na funkcjonowanie klubu, a gdyby nie uzyskane  odroczenia spłaty długów od drużyn ligowych Turystów Łódź i Pogoni Lwów to byłby koniec. Działaczom udało się osiągnąć założony cel.

Kibice, tak jak dzisiaj nie zdawali sobie sprawy z trudności, z którymi klub się borykał, choć pomagali jak mogli. Frekwencja ze względu na meczu rozgrywane w Katowicach, na boisku 1.FC nie rozpieszczała. W ostatniej kolejce ligowej (Ruch pokonał Garbarnię Kraków), decydującej o pozostaniu w lidze doszło do krwawej potyczki pomiędzy kibicami Ruchu i 1.FC. Ci drudzy nie mogli się pogodzić z faktem, że ich kosztem utrzymali się w lidze Niebiescy.

Piłkarze w ostatnich kolejkach walczyli jak lwy na boisku o każdy punkt. Uratowali ligę na boisku, ale to nie był sezon usłany różami. Zanim jednak doszło do utrzymania w lidze piłkarze walczyli również poza boiskiem.

Siniak

17 listopada 1929 roku Ruch podejmował jako gospodarz w Katowicach (na boisku 1.FC) Cracovię. Mecz ten prasa nazwała „meczem niewykorzystanych sytuacji”, niemiłosiernie pudłował Kałuża, ten z Ruchu, ale i ten z Krakowa. Prasa napisała:

„Mimo tego, że pierwsza połowa była bieganiem na rozgrzewkę, sytuacje tworzyły się pod obu bramkami, jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej (…) druga połowa znacznie żywsza od pierwszej, obfituje w cały szereg niewykorzystanych sytuacji podbramkowych”.

To nie było jakieś nudne 0:0, to było 0:0, które z przyjemnością oglądało około 2 tysięcy kibiców. Mogłoby się wydawać, że to już koniec, ale to był wstęp do kolejnego aktu. Cracovia pismem nr 2142 wysłała skargę do Wydziału Gier i Dyscypliny Ligi PZPN, w której napisała: „Po zawodach do myjącego się na ganku w szatni Tadeusza Zastawniaka przystąpił prawoskrzydłowy Kałuża i z całej siły kopnął Zastawniaka w lewą nogę ponad kostką. Uszkodzenie stwierdza załączone świadectwo lekarskie. Łatwo sobie wyobrazić następstwa kopnięcia gdyby Zastawniak nie miał na nodze ochraniaczy. Świadkami czynu byli nasi zawodnicy: Kałuża Józef, Otfinowski Jerzy, Mysiak Aleksander oraz kierownik ekspedycji dr Michałowski. Ten ostatni, kiedy usiłował wezwać pana sędziego celem stwierdzenia tego napadu, cudem uniknął pobicia przez graczy Ruchu i publiczność, która razem rzuciła się na niego”. Swoją wersję wydarzeń przedstawili w prasie działacze Niebieskich: „Nieprawdą jest również jakoby gracz Ruchu, Kałuża w szatni kopnął gracza Zastawniaka z K.S. Cracovia tak, iż tenże omdlały upadł, natomiast prawdą jest, że Kałuża po zawodach ubierał się w szatni przeznaczonej jedynie dla graczy Ruchu, zaś gracz Zastawniak na skutek odniesionej w czasie meczu kontuzji – był fizycznie wyczerpany”. Zabrał też głos sędzia meczu Wardęszkiewicz z Łodzi, który potwierdził, że piłkarze Cracovii przyprowadzili do niego zawodnika Zastawniaka ze śladem po kopnięciu, świadkiem zdarzenia był sędzia liniowy Zagórski, świadek koronny znaczy się…

Bandziory

Prasa warszawska miała używanie pisząc:

„Na meczu tym, jak zresztą na większości zawodów, rozgrywanych w końcem sezonu na boiskach górnośląskich, nie obeszło się bez użycia przez graczy Ruchu całego arsenału gróźb i prowokacyj, mających na celu sterroryzowanie sędziego i drużyny przyjezdnej”

Jeden siniak zrobił z Niebieskich zwykłych boiskowych bandziorów, choć za 3 ostatnie mecze ligowe kary dla piłkarzy Ruchu posypały się jak z rogu obfitości: Buchwald – tygodniowa dyskwalifikacja, Gonsior – 2 miesięczna dyskwalifikacja, Peterek – najpierw tydzień, później 3 tygodnie kary. I nasz główny bohater Wilhelm Kałuża otrzymał dwa miesiące bezwzględnej dyskwalifikacji za swój czyn. Wydział dyscypliny ponadto ukarał działaczy klubu. Prasa napisała: „Surową naganę otrzymało kierownictwo klubu za ostrą grę zespołu i niesportowe zachowanie się drużyny w ostatnich meczach”. Obyło się na szczęście, bez walkowera.

Zabijok

Z Wilhelmem Kałużą nie wolno było zadzierać, jego boiskowy  pseudonim „Zabijok” nie wziął się z niczego, na boisku grał na pozycji napastnika lub prawoskrzydłowego. W składzie drużyny Ruchu Wielkie Hajduki kopał piłkę przez 10 lat, rozegrał w rozgrywkach ligowych 74 mecze i zdobył 6 bramek. W 1935 roku podczas Walnego Zgromadzenia członków klubu został mu nadany tytuł „Członka Honorowego” klubu sportowego. Kałuża odegrał kluczową rolę w odbudowie klubu w 1945 roku. Był tym, który nasłuchiwał wieści o powracających z tułaczki wojennej byłych piłkarzy Ruchu. Chodził po ich domach, namawiał do powrotu do piłki, do drużyny. Był pierwszym społecznym instruktorem powojennej drużyny (dzisiejszy odpowiednik trenera) aż do 1948 roku. Później został działaczem klubu.

Kałuża potrafił kopać, a ten swój bojowy charakter przekazywał kolejnym pokoleniom piłkarzy z eRką na koszulce, bo niestety czasy, w których obcował nie różniły się wiele od tych, kiedy wybiegał na boisko w koszulce Ruchu. Miał pecha, że ominął go złoty okres lat trzydziestych, ale takie są losy piłkarzy.

Autor: Grzegorz Joszko