Zrzutka

Do rąk czytelników pragniemy oddać czwartą, a zarazem ostatnią część I tomu Historii Ruchu, opisującą ostatnie 4 przedwojenne lata w dziejach klubu, okraszona pięknymi fotografiami, rycinami i dokumentami. Jest to kontynuacja serii o drużynie z Wielkich Hajduk (dziś dzielnica Chorzowa), która w 1933 roku zdobyła swój pierwszy tytuł mistrza Polski. Ruch z małej, niewiele znaczącej drużyny na mapie piłkarskiej, w ciągu piętnastu lat, stał się hegemonem krajowym, a nazwiska piłkarzy zapisały się na zawsze w annałach historii polskiej piłki nożnej. Wielkie Hajduki zaś stały się stolicą piłkarską Polski, do której zaczęły przyjeżdżać liczące się europejskie drużyny, chcące sprawdzić, ile wart jest śląski zespół.

Książka opowiada również o historii pierwszych gwiazd i legend klubu, zarówno tych na boisku, jak i poza nim. Prawie sześciuset stronicowa książka opisuje historię Ruchu z lat 1936-1939.

Na ten moment książka przechodzi ostatnie prace korektorskie i edytorskie. W ciągu najbliższych dni trafi do tzw. składu, po którym wyruszy gotowy projekt do drukarni. Nad książką pracował cały zespół historyków przez prawie dwa lata. Za naszą pracę nie bierzemy żadnego wynagrodzenia, a cały zysk ze sprzedaży książki przeznaczamy na rzecz Klubu Sportowego Ruch Chorzów.

Premiera książki zaplanowana jest na IV kw. 2023 roku.

Nie będziemy ukrywać, iż wydanie książki jest procesem niezwykle kosztowym. Spodziewane wydatki przy okazji publikacji obecnej części Historii Ruchu Chorzów zdecydowanie przekraczają planowany budżet otrzymany od Stowarzyszenia Wielki Ruch, dlatego zwracamy się do Państwa z prośbą o wsparcie. Będziemy wdzięczny za wszelką pomoc, aby historia najbardziej utytułowanego klubu piłkarskiego w Polsce miała możliwość ujrzenia światła dziennego.

Przygotowaliśmy propozycję podziękowania za wpłaty: 

Wpłata 100 zł i większa: – zamieszczenie imienia, bądź imienia i nazwiska lub pseudonimu na liście partnerów w specjalnym podziękowaniu umiejscowionym na końcu publikacji.

Wpłata 500 zł i większa: – zamieszczenie w wyróżniony sposób (np. większą czcionką) imienia, bądź imienia i nazwiska lub pseudonimu na liście partnerów w specjalnym podziękowaniu umiejscowionym na końcu publikacji oraz otrzymasz książkę wraz z dedykacją od autorów.

Autorzy zastrzegają sobie niepublikowanie wyrazów, które mogą być w jakikolwiek sposób obraźliwe. Potwierdzenie wpłaty wraz z informacją należy przesłać mailem na adres: damiansifczyk@historiaruchu.pl o następującej treści: „Wyrażam zgodę na umieszczenie następujących danych …………. w IV części Historii Ruchu”.

Link do zrzutki: dostępny tutaj 

Football Makes History

Nasz zespół historyczny oprócz prac nad kolejnymi książkami, zbieraniem artefaktów, archiwizacją i digitalizacją historii Ruchu pomaga także w edukowaniu dzieci i młodzieży.

Kilka miesięcy temu zostaliśmy zaproszeni przez nauczycieli i uczniów ZSTiO Nr 2 w Katowicach o pomoc w wyborze tematów o historii Ruchu do projektu Football Makes History. Projekt zrodził się z inicjatywy EuroClio, Europejskiego Stowarzyszenia Nauczycieli Historii. W tegorocznej edycji na dwadzieścia przedstawionych opowieści różnych klubów z Górnego Śląska – cztery z pięciu opowiadań o Ruchu Chorzów znalazło się wśród najlepszych historii opowiedzianych przez uczniów katowickiej szkoły, zaś dwa z nich zostało laureatami. Trójkę finałową uzupełnia opowieść o piłkarzu Rozwoju Katowice.

Finałowe opowieści doczekają się adaptacji filmowej. Są to:

– historia Gerarda Cieślika piłkarza Ruchu i jego udziału w meczu z ZSRR,

– historia Eryka Tatusia, piłkarza Ruchu oraz

– historia Zbigniewa Wilka, piłkarza Rozwoju.

Wszystkim uczniom i ich opiekunom Zespołu Szkół Technicznych i Ogólnokształcących Nr 2 gratulujemy udziału w projekcie Football Makes History. My ze swej strony cieszymy się, że opowieści o Ruchu znalazły uznanie i zostaną udostępnione szerszej publiczności.

A MY ciągle swoje

Historia Ruchu dzieje się na naszych oczach. Emocji w ostatnich tygodniach mamy sporo, wycięta świeczka na naszym stadionie uruchomiła lawinę zdarzeń. Oby nie dało się tej lawiny już zatrzymać. W pozytywnym tego słowa znaczeniu…
My też spieszymy z pewnym newsem. Otóż otrzymaliśmy dostęp do sporej ilości dokumentacji klubowej (powyżej tony), która wcześniej ze względów prawnych była poza naszym zasięgiem wzroku. Dzisiaj do niej zajrzeliśmy, no i prawie pospadaliśmy z krzeseł z szoku, którego doznaliśmy….
Szoku doznaliśmy, kiedy w nasze ręce trafił przedwojenny dokument, który ostatecznie rozwieje wszelkie wątpliwości odnoście pewnego meczu, wokół którego narastało ostatnio sporo znaków zapytania. Jeden z nas miał nawet ochotę go od razu opublikować, ale dokument ten idealnie wpisuje się do jednej z części Historii Ruchu, więc to w niej zostanie przez Nas przedstawiony.
Pozostałe kartony, teczki i segregatory wymagają dokładnego sprawdzenia. Będziemy Was informować na bieżąco.
Zespół Historii Ruchu.

HISTORIA CHORZOWSKICH „ŚWIECZEK”

Kiedy jakiś czas temu rozmawialiśmy w gronie znajomych, kibiców Ruchu o rychłej perspektywie budowy nowego stadionu przy Cichej, to padło wtedy takie zdanie, że chyba każdemu z nas łezka się w oku zakręci, gdy przyjdzie czas, by ściąć maszty oświetleniowej nazywane popularnie „świeczkami”. Nikt z nas wtedy nie brał jednak pod uwagę takich okoliczności, gdzie ścięcie „świeczek” nie będzie wcale zapowiedzią budowy nowego stadionu, a jedynie kolejnym powodem do wstydu dla nas kibiców, a przede wszystkim dla włodarzy miasta.

Pojawienie się sztucznego oświetlenia na stadionie przy ulicy Cichej nierozłącznie jest związane z postacią Ryszarda Trzcionki – prezesa wizjonera, dla którego nie było rzeczy niemożliwych.  27 stycznia 1967 roku z jego inicjatywy odbyło się spotkanie, podczas którego powołano zespół koordynacyjny, którego zadaniem było zainstalowanie sztucznego oświetlenia na stadionie Ruchu.   Na wzór Prezes Trzcionka upatrzył sobie podobno jupitery na obiekcie austriackim Linzu. Niejako potwierdzeniem tej tezy może być pocztówka z austriackim stadionem, na której znajdziemy charakterystyczne, podobne do chorzowskich maszty oświetleniowe.

Ryszard Trzcionka jako wiceminister przemysłu ciężkiego i dyrektor naczelnego Zjednoczenia Hutnictwa Żelaza i Stali posiadał wystarczającą wiedzę i dołożył wszystkich starań, by do produkcji masztów użyto najlepszej jakości stali, a prace były wykonane przez najlepszych fachowców w branży. Projekt oświetlenia został przygotowany przez krakowskie przedsiębiorstwo „Biprostal”, z którego usług można korzystać do dnia dzisiejszego. Za wykonanie masztów i ich montaż było odpowiedzialne Hutnicze Przedsiębiorstwo Remontowe z Katowic, a prace odbywały się pod nadzorem dyrektora Alfreda Zyski.

Ściany masztów zostały wykonane z blachy o grubości od 13,5 mm do 14,8 mm. W środku znajdowały się drabiny z włazami, do których przymocowane były kable elektryczne. Średnica masztów przy fundamencie wynosiła 1400 mm, zaś na ich szczycie 1800 mm. Jak wspomina Antoni Piechniczek świeczki wywoływały wśród piłkarzy wiele emocji jeszcze przed ich inauguracją: Pamiętam atmosferę nerwowego wyczekiwania. W czasie stawiania masztów normalnie trenowaliśmy na Cichej. Jednym okiem patrzyliśmy na piłkę, a drugim na wysokie wieże[1]. Stawianie 48 metrowych masztów na żelbetonowych fundamentach rozpoczęto przy Cichej w kwietniu 1968 roku, a już 1 września światła rozbłysły po raz pierwszy.

Nowe oświetlenie chorzowskiego stadionu. Foto: Zbiory Ruch Chorzów SA

Inauguracyjne spotkanie przy sztucznym oświetleniu zaplanowano na 31 października 1968 roku na godzinę 17:15, a przeciwnikiem drużyny Ruchu w towarzyskiej potyczce była kochłowicka Urania. Ruch, w obecności 5 tys. widzów wygrał 3-0, choć w opinii prasy zawiódł. Piłkarze… popsuli jednak uroczystość – zawodnicy „Ruchu” długo nie mogli sobie poradzić z lII-ligową „Uranią”. Dopiero w drugiej połowie, kiedy na boisko wszedł reprezentant Polski Rudnow, uzyskali przewagę i wygrali 3:0 (0:0). Bramki zdobyli: Bula – 2 i Biernacki – 1[2]. Mecz przeszedł właściwie bez echa w ówczesnej prasie, gdyż dzień wcześniej na Stadionie Śląskim w Chorzowie rozgrywane było spotkanie Polska – Irlandia, w którym wystąpił zresztą wspomniany wyżej Jan Rudnow, a w kolejnym dniu obchodzone było święto Wszystkich Świętych i prawie wszystkie dzienniki się nie ukazały. W dodatku podczas spotkania kadry zawału doznał sekretarz generalny Irlandzkiego Związku Piłki Nożnej i mimo reanimacji zmarł i temu wydarzeniu sportowa prasa również poświęciła sporo miejsca. Po Stadionie Śląskim, a także obiektach warszawskiej Legii i sosnowieckiego Zagłębia – Cicha stała się czwartym w Polsce stadionem ze sztucznym oświetleniem, którego moc wynosiła 400 luksów. W opinii Włodzimierza Storoniaka – polskiego sędziego międzynarodowego była to na tamte czasy jedna z najlepszych instalacji oświetleniowych jakie oglądał na stadionach.

Na ligowy debiut „świeczki” na Cichej czekały do 4 czerwca 1969 roku, kiedy to drużyna Ruchu podejmowała opolską Odrę. W obecności 25 tys. widzów Ruch wygrał 2-1 po golach Buli i Maszczyka. Trybuna Robotnicza napisała: Przy świetle wszystko jest bardziej widowiskowe, cóż dopiero – przy takim świetle, jakie zainstalowane zostało na stadionie Ruchu! Chorzowianie mają najlepsze oświetlenie w kraju, to fakt. Jasno jak w dzień! (…) Publiczność opuszczała stadion zadowolona. Była godzina 21:15. Mecze przy sztucznym świetle mają nieco teatralną oprawę i kończą się w porze… kończenia spektakli teatralnych[3].

Ostanie chwile masztu na sektorze 1. Foto: Asceto

Od samego początku charakterystyczne maszty oświetleniowe stały się jednym z symboli Ruchu i na ponad pół wieku wszyły się w krajobraz miejski, bez którego ciężko sobie wyobrazić panoramę Chorzowa. Maszty pod wpływem silnego wiatru, zgodnie z założeniami projektantów, zaczynają się majestatycznie kołysać, co budzi niepokój, zwłaszcza wśród tych którzy dopiero zaczynają swą przygodę z kibicowaniem na Cichej[4]. W 1998 roku „świeczki” przeszły sporą modernizację. Maszty zostały odmalowane, a przede wszystkim zostało zainstalowane nowe oświetlenie o mocy 1625 luksów, które swój debiut zaliczyło podczas finałowego meczu Pucharu Intertoto z włoską Bologną 25 sierpnia, w którym to Ruch przegrał 0-2. Z czasem reflektory przy Cichej, podążając za ciągle rosnącymi wymogami stacji telewizyjnych, uzyskały moc 1760 luksów.

Rozbiórka jednego z symboli Chorzowa.

W 2006 roku rzeczoznawca budowlany Jerzy Wiktor Podhajecki określił czas bezpiecznej eksploatacji masztów na rok 2012.  W swoim raporcie wskazał, że renowacji potrzebują zarówno fundamenty, jak i same słupy. Jak pokazała dalsza historia nie za bardzo tym faktem przejęło się kierownictwo MORiS-u czy miejskie władze. Doprowadziło to do sytuacji, że w styczniu 2023 roku decyzją Inspektora Nadzoru Budowlanego zdecydowano o wycięciu masztu znajdującego od strony sektora nr 1, czego wszyscy byliśmy świadkami w ubiegłą środę…

I tak zniknął jeden z symboli klubu. Za chwilę wycięte zostaną pozostałe wieże. Pozostanie pustka, którą mógłby wypełnić tylko nowy stadion przy ulicy Cichej. Dla mojego pokolenia, które nie było naocznym świadkiem żadnego mistrzostwa, to właśnie ze świeczkami kojarzą się najpiękniejsze chwile spędzone na tym stadionie. Pamiętne, wygrane 3-0 derby z zabrzańskim Górnikiem, kiedy to w 48 minucie rozgrywanego w zimowej scenerii spotkania zgasło światło, a kibice stworzyli niezapomniane show, dla wielu pozostaje najlepszym meczem w życiu, jakie przyszło im oglądać przy Cichej. W głowie się nie mieści, że w mieście o tak mocnych tradycjach piłkarskich kibice czternastokrotnego mistrza Polski nie mogą się doczekać nowoczesnego stadionu! Lata niespełnionych obietnic Prezydenta Kotali i brak jakiegokolwiek planu awaryjnego doprowadziły do sytuacji, że jesteśmy skazani na sportową banicję i rozgrywanie swoich domowych spotkań w Gliwicach. Pozostaje tylko pytanie: Jak długo?

18.03.2011 Wielkie Derby Śląska i awaria oświetlenie na Cichej. Foto: Robson/Niebiescy.pl

[1] https://katowice.wyborcza.pl/katowice/7,35024,24113868,dopalaja-sie-swieczki-na-cichej-to-juz-50-lat.html

[2] Trybuna Robotnicza Nr 260, 1 listopada 1968 roku, str. 2

[3] Trybuna Robotnicza Nr 132, 5 czerwca 1969, str. 2

[4] Rafał Zaremba, Andrzej Godoj, Grzegorz Joszko, Dariusz Leśnikowski, Wojciech Krzystanek „Na Cichej. Osiemdziesiąt lat Stadionu Ruchu Chorzów (1935-2015)” str. 112

0:1 do przerwy

88 lat temu Ruch Wielkie Hajduki zwyciężył w Monachium. Cały poniższy artykuł pochodzi z 3 części „Historii Ruchu”.

                Drużyna Ruchu wyjeżdża do Bawarji w ligowym składzie: Tatuś w bramce, w obronie Wadas, Kacy lub Rurański, w pomocy Dziwisz, Badura, Zorzycki, lub Panhirsz, w napadzie: Urban, Giemza, Peterek, Wilimowski, Wodarz, rez. Kubis. Kierownikiem ekspedycji Ruchu będzie p. Baranowski oraz członkowie zarządu: pp. Długi, Giemza i Supernok. Z ramienia Polskiego Zw. Dziennikarzy Sportowych Oddział śląski bierze udział w wyprawie red. Karaś („Polonią” i „Siedem Groszy”)[1]Należy dodać, że pojechali również rezerwowy bramkarz Krömer oraz nowy gracz „Niebieskich” Nowakowski oraz oczywiście trener Wieser[2].

Ekspedycja punktualnie o godzinie 14.30 wyjechała pociągiem z Wielkich Hajduk do Bytomia, z którego o 15.55 wyruszał kolejnym pociąg do Monachium. Przyjazd do stolicy Bawarii nastąpił 29 grudnia w godzinach porannych[3]. Najlepiej będzie zacytować bardzo dokładną relację z podróży oraz z samego meczu relacji redaktora Karasia:

Trudno wprost opisać, jak wielki ruch panował na dworcu w Wielkich Hajdukach w dniu 28 grudnia ub. roku, kiedy to o godz. 14,25 wyjeżdżała do Bawarji mistrzowska drużyna „Ruchu”, by zadość uczynić otrzymanemu zaproszeniu, celem rozegrania meczu w Monachjum przeciwko F. C. Bayern oraz V. f. B. Stuttgart. Ekspedycja Ślązaków liczyła 21 osób, a to: kierownika mgr. Baranowskiego, kierownika sekcji piłkarskiej Giemzy, skarbnika Długiego, „kibica” Supernioka, trenera Wisera, oraz graczy: Tatusia, Kacego, Rarańskiego, Dziwisza, Badury, Sorzyckiego, Urbana, Giemzy II, Peterka, Wilimowskiego, Wodarza, Kubisza, Kromera, Panchirscha i Nowakowskiego i wreszcie naszego sprawozdawcy red. Karasia. Ostatnie życzenia, powodzenia w Bawarji, złożyła ekspedycji delegacja dziennikarzy sportowych śląska z p. red. Mikułą na czele. W doskonałym humorze ekspedycja opuszcza Wielkie Hajduki. Szybko dostaliśmy się do Bytomia, gdzie, mając jeszcze godzinę czasu, zaopatrzyliśmy się w owoce itd. dla pokonania 18-godzinnej drogi do Monachjum. W wagonie pociągu pośpiesznego Bytom — Monachjum znaleźliśmy dobre pomieszczenie i ani się spostrzegliśmy, gdy pociąg nasz przejechał Gliwice. Śniegiem pokryte pola bielą się jeszcze tylko do Kędzierzyna. Tu mimo woli kilku z naszej ekspedycji przypomina sobie ciężkie boje, jakie staczano o każdy skrawek ziemi pod Kędzierzynem o wolność śląska przed 14 laty. Wszystko jeszcze tak samo. Mało co się zmieniło.

            Przechodzą poszczególne przedziały, widać, że większość członków ekspedycji „rżnie” już porządnego „szkata” , to też prawie bez uwagi przejeżdżamy przez Wrocław w kierunku do Drezna. Kiedy dotychczas większość podróżnych stanowiły osoby cywilne, to obecnie do wagonów pchają się liczni żołnierze Reichswehry. Na każdej stacji stanowią oni większy procent podróżnych. Z niecierpliwością dobrnęliśmy do Drezna. Z daleka rzuca się w oczy jasno oświetlony i iluminowany gmach dyrekcji fabryki papierosów „Sulima” , wykonany w stylu wschodn. architektury. Na peronie Drezna niebiesko-białe swetry piłkarzy „Ruchu” rzucają się odrazu w oczy i w okamgnieniu dokoła naszego wagonu zbierają się liczni ciekawi. Pierwszy nawiązuje z nami rozmowę jakiś potężny Bawarczyk i zapytuje o śnieg.

            Naturalnie odpowiedział mu odrazu, zawsze znajdujący się w humorze i przezwany w międzyczasie „burmistrzem”, Urban. Na dalsze pogawędki nie ma czasu, bo znów jedziemy dalej i zbliżamy się coraz bliżej Monachjum. Trzeba było jeszcze dobrych kilkanaście godzin, by spełniły się nasze marzenia i dopiero nad ranem od Regensburgu wyległo wszystko do okien, by ku ogólnemu rozczarowaniu stwierdzić, że okolice niczem się nie różnią od słynnych piasków i równim b. kongresówki.

            Nareszcie w Monachjum (godzina 8,05 rano). Wjeżdżamy do olbrzymiego holu. Spostrzeżono nas odrazu, bo jakżesz, hajduczanie zawarli znajomość z Bawarczykami w czasie ich pobytu w Wielkich Hajdukach. Witał bardzo serdecznie prezes F. C. Bayern dr. Ettinger z całym sztabem członków klubu. Znalazł się również i bramkarz Fing. Dowcipkowano co nie miara, a także w czasie spożywania śniadania, po zakwaterowaniu się w jednem z najbardziej nowoczesnych hoteli Monachjum „Stadt Wien”. W czasie śniadania witał nas dluższem przemówieniem dr. Ettinger i życzył nam na niedzielę powodzenia. W godzinach popołudniowych zwiedzono miasto, a pomiędzy innemi i „Braunes Haus”. Po spacerze przyjmował nas F. C. Bayern w jednej z olbrzymich sal browaru „Löwenbräu”, gdzie częstowano doskonałą litrówką piwa[4]. Naturalnie i tu znów wodził rej Urban , który w czasie spaceru zawarł znajomość z jednym z clownów-liliputów słynnego cyrku „Krone” .

W międzyczasie kierownictwo ekspedycji pp. Baranowski i Giemza złożyli wizytę generalnemu konsulowi Rzeczypospolitej Polskiej, ministrowi Lisiewiczowi który podejmował ich herbatką. Piłkarzy Ruchu zrewizytował w hotelu w czasie kolacji sekretarz generalny konsulatu, p. Przybylski , który opiekował się polską ekspedycją przez cały czas pobytu w Monachjum i Stuttgarcie. Doskonała kąpiel i masaż, jaki zrobił graczom trener drużyny Wieser, wyszła wszystkim na dobre.

W niedzielę w południe z pieśnią na ustach przybyliśmy autobusem do stadjonu F. C. Bayern. Pogoda doskonała, aczkolwiek boisko wskutek deszczu, jaki padał w dniu. poprzednim, było rozmokłe.

Gdy przybyliśmy do szatni, ogarnia nas wszystkich podniecenie, lecz gdy dowiadujemy się z ust kierownika drużyny p.” Giemzy, że drużyna gra w „byczym” składzie: Tatuś, Rurański, Kacy, Dziwisz, Badura, Sorzycki, Urban, Giemza, Peterek, Wilimowski, Wodarz, wiara w nasze siły nas nie opuściła.

Według wzrostu wybiega drużyna Ruchu na boisko. Gromkie trzykrotne „Cześć” ślązaków, witają Bawarczycy dlugotrwałemi oklaskami. Po chwili później idą Bawarczycy. Bez ceremonij powitalnych Wodarz dokonuje w towarzystwie sędziego i kapitana drużyny Bawarczyków Szneidra wyboru boiska. Ruch gra przeciwko wiatrowi i słońcu, a więc w warunkach mniej korzystnych od Bawarczyków. Grę rozpoczyna Ruch i przez 10 min. demonstruje ładną grę. Bawarczycy cofają się do defensywy i powtarza się znów ten sam obraz gry, co W meczu z Bawarczykami w Wielkich Hajdukach. Ślązacy, znając już taktykę gry Bawarczyków, przeszli do defenzywy, by umożliwić naszemu atakowi rozwinięcie się w polu przeciwnika. Taktyka taka okazała się doskonalą, bowiem Bawarczycy, trzymając się swego systemu gry defenzywnej, popsuli w ten sposób swe szyki, gdyż Ruch zmusił ich do gry ofenzywnej. W połowie pierwszej części gry Bawarczycy kilkukrotnie poważnie zagrażają bramce Ruchu i w 21 min. naskutek nastrzelonej ręki Dziwisza, sędzia dyktuje rzut karny. Wśród niesłychanego napięcia czekano na wykonanie rzutu, który w 99 procentach zwykle się udaje.

Piłka, ostro strzelona, leci płasko nad ziemią w prawy róg bramki. Na trybunach jakby zagrzmiało. Wszystko krzyczy „T…o…r” . Lecz Tatuś, bramkarz Ruchu, skokiem pantery odbija piłkę wzdłuż linji autowej w pole. Był to pierwszy wypadek, by doskonałemu strzelcowi Szneidrowi nie udało się strzelić bramki z karnego. Sytuacja, jaka wynikła po rzucie karnym, pobudza obie drużyny do jeszcze intensywniejszej gry. Ataki Bawarczyków są coprawda liczniejsze, a ton nadaje im doskonały kierownik ataku, Gaesler (pożyczony gracz z Freiburgu). Najgroźniejsza była lewa strona ataku, gdzie Simensreiter (blondyn, podobny do Szepana) ma szereg pięknych momentów. Wprost z brawurą pracowały jednak nasze lin je defenzywne, a bramkarz Tatuś miał tak doskonałe momenty, że raz poraz oklaskiwano jego brawurową grę. Z ataku naszego cofa się jedynie Giemza i dzięki jego pracowitości i z jego właśnie inicjatywy wychodzi szereg ataków. Nadzieje w powodzenie naszego ataku zawiodły, bowiem okazało się, że Giemza miał za ciasny but i na 10 minut przed przerwą wyrzuca oba buty poza obręb boiska, grając w skarpetkach. Giemza jakby odżył i miał wraz z Urbanem szereg dobrych momentów. Pilnuje ich jednak dobrze doskonały obrońca Heitkampf. Pod koniec przerwy Polacy znów są w ofenzywie. Prawie, że w ostatniej minucie przed przerwą piłkę otrzymuje Giemza, biegnie z nią na prawem łączniku, oddaje daleko ponad głowami do Wilimowskiego i już zdawało się, że Wilimowski strzeli goala. Widzi jednak, że Peterek stoi na lepszej pozycji przed bramką Finga i ostrem strzałem pasuje do Peterka. Piłka wsunięta do bramki z odległości 8 m. Polacy prowadzą 1:0 i cieszą się niebywałym sukcesem.

Uśmiechnięta drużyna Ruchu wybiega do szatni. Przy wejściu oblega ją moc kibiców, domagając się autografu. Po przerwie Ruch rozpoczął grać defenzywnie, podobnie jak to czynili Bawarczycy na meczu w Wielkich Hajdukach. Giemza przeszedł do pomocy i siłą rzeczy więcej z gry mieli Bawarczycy. Szereg ich zagrań likwiduje nasza obrona, dokąd potrafili się jedynie przedrzeć. Wyprowadziło to z równowagi Bawarczyków do tego stopnia, że „potracili oni głowy” i napotykając na skuteczny opór Polaków, załamali się we wszystkich prawie linjach. Ruch zerwał się od razu do ataku i tylko dzięki brawurowej obronie bramkarza Finga, Polacy nie mogli wykorzystać szeregu dogodnych momentów do zdobycia bramki. W dodatku nasze linje defensywne do tego stopnia uniemożliwiły przedarcie się napadowi Bawarczyków, że już na przedpolu nie stanowił on groźnych przeciwników dla Ruchu. W dodatku z niebywalem powodzeniem bronił bramki Polaków Tatuś. W meczu tym wyróżniła się cała drużyna i trzeba zaznaczyć, że wygrała ona to spotkanie dzięki doskonałej taktyce, polegającej na tem, by przyciągnąć drużynę bawarską do ofensywy i by umożliwić naszemu atakowi należyte rozwinięcie się. Trochę słabiej wypadła gra Sorzyckiego, natomiast Tatuś, Kacy, Ruranski, Dziwisz, Giemza i Wilimowski byli najlepsi. U Bawarczyków wyróżnił się w na ladzie Gaesler, w pomocy nowonabyty gracz Knap, a w obronie również nowonabyty gracz Bader, który przewyższał Hcitkatnpfa o całą klasę. Trochę stronniczo ustosunkował się do Polaków sędzia Thalmajer. Podyktował on rzut karny zbyt pohopnie i w szeregu wypadkach wydawał orzeczenia, krzywdzące Ruch. Przy zejściu drużyny Ruchu z boiska publiczność zgotowała jej owacje[5].

Przy opuszczaniu boiska F. C. Bayern, na ulicach miasta gracze Ruchu spotykali się z wielką sympatją Bawarczyków. Przed hotelem gromadziły się tłumy ciekawych. W międzyczasie przesłano już drogą telefoniczną sprawozdanie z meczu do Polski, bowiem na wynik meczu czekał przedewszystkiem śląski świat sportowy. O godz. 18 przyjmowano całą ekspedycję Ruchu na kolacji, wydanej przez F. C. Bayern. O godz. 19 drużyna Ruchu i kierownictwo przyjęte zostało w wielkiej Sali „Künstlerhausu”. Na honorowych miejscach zasiedli: przedstawiciel komisarza sportowego Rzeszy niemieckiej Tschainora von Osten, prof. Schneider, przedstawiciel burmistrza miasta Monachium dr. Fideliora, radca miejski Reinikler, konsul polski, minister Lesiewicz i inni. W przyjęciu wzięto udział około 1.000 osób.

Drużynę polską przywitał w serdecznych słowach dr. Ettinger, który na końcu swego przemówienia wniósł toast na cześć prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej oraz marszałka Polski, poczem odegrano hymn polski. Za przyjęcie podziękował w imieniu drużyny Ruchu oraz obecnego ministra konsula Monachium dr. Lesiewicza mgr. Baranowski i na końcu wzniósł toast na cześć kanclerza Rzeszy. Cała drużyna Ruchu obdarowana została orginalnemi kubkam i do piwa z napisem „F. C. Bayern Ruchowi”. Następnie drużyna polska odśpiewała na cześć gospodarzy swoją pieśń klubową. Dalszą część wieczoru zapełnił szereg występów artystycznych w wykonaniu artystów tamtejszego teatru. O godz. 23 drużyna polska, żegnana niezwykle żywiołowo, opuściła salę „Künstlerhausu”.

Radościom z okazji zwycięstwa naturalnie nie było końca, ślązacy musieli je należycie „oblać”, tem bardziej, że piwo monachijskie dobrze im smakowało. Nic też dziwnego, że mimo usilnych próśb kierownictwa, szereg najbardziej zapalonych wyłamało się i na swój sposób obchodził zwycięstwo. W poniedziałek rano nie obeszło się naturalnie bez kataru.

O godz. 13, żegnana serdecznie przez dr. Ettingera, drużyna Ruchu opuściła Monachjum[6],

[1] „Siedem Groszy” 29.12.1934, wyd. DEGC, nr 355, s. 7.

[2] „Nowy Czas” 30.12.1934, nr 308, s. 8.

[3] „Polska Zachodnia” 24 i 25 i 26.12.1934, nr 353, s. 7.

[4] Według jednej relacji rodzinnej jednego z piłkarzy zawodnicy zostali zostawieni sami w piwnicach browaru, gdzie mieli sposobność kosztowania bez umiaru napojów tam się znajdujących. Nie można wykluczyć celowości takiego działania.

[5] „Siedem Groszy” 7.1.1935, wyd. DE, nr 7, s. 6.

[6] „Siedem Groszy” 8.1.1935, wyd. DE, nr 8, s. 7.

4 część Historii Ruchu

Kibice, przyjaciele, czytelnicy!

Śpieszymy z odpowiedzią na Wasze pytania dotyczące wydania 4 części I tomu „Historii Ruchu”. Ze względu na zakres prac jesteśmy zmuszeni przesunąć premierę na II kwartał 2023 roku. Będzie to najbardziej rozbudowana część ze wszystkich, które czytaliście do tej pory i która zarazem zakończy złoty okres lat 30.

110 ROCZNICA URODZIN WÓJTA Z RUDY!

Był prawdziwym prekursorem spośród rudzkich piłkarzy. Jako pierwszy urodzony w Rudzie Śląskiej zawodnik został mistrzem Polski w piłce nożnej i czynił to aż pięciokrotnie. Jako pierwszy zawodnik z Rudy Śląskiej zadebiutował w reprezentacji Polski i jako pierwszy pojechał na mistrzostwa świata we Francji w 1938. Jego wspaniale rozwijającą się karierę przerwał wybuch II wojny światowej. Sytuacja geopolityczna po jej zakończeniu i rzekome zainteresowanie Urzędu Bezpieczeństwa jego osobą sprawiły, że nie dane mu było już powrócić do kraju. Był bardzo skromnym człowiekiem, wiódł spokojne życie nie chwaląc się swoimi przedwojennymi sukcesami sportowymi i do emerytury pracował w swoim wyuczonym zawodzie jako fryzjer. Zapraszam do przeczytania krótkiej historii jednego z najlepszych piłkarzy w historii naszego Klubu.

Archiwum WR

Urodził się 110 lat temu w Rudzie Śląskiej. Edmund Giemza – bo o nim mowa – to jeden z najbardziej utytułowanych zawodników w historii Ruchu!  Wychowywał się i dorastał w kolonii robotniczej Carl-Emanuel w części, która  została zburzona na potrzeby budowy Drogowej Trasy Średnicowej. Był wychowankiem nieistniejącego już B-klasowego klubu Naprzód Ruda, który podobnie jak Ruch został założony w 1920 roku. Prezesem Naprzodu był Franciszek Giemza, być może krewny Edmunda, który musiał dostrzec ogromny potencjał, który drzemał w młodym zawodniku. Wieści o jego talencie szybko dotarły do działaczy borykającego się wtedy z brakami kadrowymi Ruchu Wielkie Hajduki i w 1932 roku Giemza został zawodnikiem „Niebieskich”. Po raz pierwszy w zespole Ruchu wystąpił w sparingowym spotkaniu z Hakoachem Będzin, które „Niebiescy” zremisowali 1-1 po bramce Giemzy. Jego ligowy debiut przypadł na spotkanie z krakowską Wisłą (18-09-32) i choć we wcześniejszych meczach towarzyskich imponował skutecznością, to na pierwsze gole czekał aż do inauguracyjnego spotkania w sezonie 1933, gdzie zaliczył 4 trafienia przeciwko Garbarni, zostając ostatecznie z 15 bramkami najlepszym strzelcem Ruchu w jego pierwszym mistrzowskim sezonie! W kolejnych latach, „Wójt” lub „Bamber”, bo takie boiskowe pseudonimy nosił nasz dzisiejszy bohater, dokładał kolejne tytuły mistrzowskie rozgrywając ostatecznie 125 spotkań, zdobywając 34 gole. Początkowo grywał w ataku, później został przekwalifikowany na obrońcę. Dobre występy w lidze zaowocowały powołaniami do reprezentacji Śląska i Polski. Z orłem na piersi debiutował 4 czerwca 1933 roku w spotkaniu z Belgią (0-1), a ostatni występ zaliczył w słynnym spotkaniu przeciwko Węgrom w Warszawie (4-2) zaledwie 5 dni przed wybuchem wojny. Był członkiem kadry, która w 1938 roku pojechała na mistrzostwa świata we Francji, jednak w pamiętnym meczu z Brazylia nie zagrał. Piękną kartę zapisał również w reprezentacji Śląska, gdzie do historii przeszedł jego występ przeciwko reprezentacji Śląska niemieckiego, w którym „Wójt” zdobył trzy gole, a wynik spotkania brzmiał 9-1[1]. Komplementom jego występu nie było końca. W napadzie bohaterem dnia stał się Giemza, jego wspaniałe bomby oklaskiwane były z zachwytem[2]. – pisało „Siedem groszy”. Z kolei „Przegląd Sportowy” donosił: Najlepszą formacją drużyny polskiej był atak, który funkcjonował naprawdę świetnie. Rej wodził tutaj Giemza, który siał w zespole niemieckim istny popłoch[3].

Ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

Po wybuchu wojny Giemza pozostał na Śląsku, gdzie od końca 1939 roku występował w Bismarckhütter Sport Vereinigung. Następnie zaczął grać w Reichsbahn Morgenroth – klubie kolejowym z dzisiejszego Chebzia. W styczniu 1942 roku został powołany do Wehrmachtu i na Górny Śląsk przyjeżdżał jedynie na krótkie urlopy, w czasie których gościnnie występował w lokalnych drużynach. Ostatnia taka wizyta miała miejsce w 1944 roku. W trakcie wojny Giemza służył na terenie okupowanej Francji. Ewald Cebula wspominał, że na zajęciach teoretycznych Giemza nie udzielał odpowiedzi na zadawane mu pytania, lecz pod nosem mruczał: „I tak, ch…, tej wojny nie wygracie”. Już po wylądowaniu aliantów w Normandii zdezerterował i dzięki pomocy francuskiej partyzantki mógł zaciągnąć się do II Korpusu Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Po zakończeniu wojny Giemza pozostał w Anglii, i osiedlił się w niewielkiej miejscowości Chinnor. Ponownie się ożenił (z pierwszą żoną rozwiódł się prawdopodobnie z powodu jej niemieckich sympatii) i do emerytury pracował w zakładzie fryzjerskim w High Wycombe w hrabstwie Buckinghamshire. Zmarł 20 września 1994 roku w Chinnor. W 2020 roku z inicjatywy  Stowarzyszenia NRŚL, mieszkający na stałe na Wyspach Brytyjskich kibice Ruchu odnaleźli grób Edmunda Giemzy, a także udało im się nawiązać kontakt jego rodziną. Byli oni bardzo zaskoczeni faktem, że ich krewny był utytułowanym sportowcem w swojej ojczyźnie. Potwierdzeniem tego faktu są słowa samego „Wójta” wypowiedziane w jednym z wywiadów: Nie mam wielkich aspiracyj życiowych, jestem Ślązakiem, a Pan wie, że my zadowalamy się często zwykłą kromką chleba. Jesteśmy twardzi jak nasza stal, wierni raz obranym barwom — i to jest naszą życiową satysfakcją[4].

Ze zbiorów FC Blue England

Zrzeszeni w fan clubie Blue England kibice objęli swoją kuratelą miejsce pochówku sportowca, a Giemza został patronem dla Blue England, podobnie jak Wilimowski dla FC Deutschland.

W kwietniu tego roku przedstawiciele Stowarzyszenia NRŚL złożyli na ręce ówczesnego Wiceprezydenta, a obecnie Prezydenta Miasta Ruda Śląska Pana Michała Pierończyka wniosek o nadanie jednej z ulic w Rudzie Śląskiej imienia Edmunda Giemzy. Obecnie oczekujemy na „zwolnienie” nazwy którejś z ulic, byśmy mogli wspólnie uhonorować tego wybitnego sportowca i legendę polskiej piłki nożnej.

Tekst powstał na podstawie materiałów źródłowych WR, a także książki „Historia Ruchu Chorzów” Tom I Cześć II i III.

[1] Co do wyniku spotkania są pewne rozbieżności, gdyż np. „Przegląd Sportowy” podaje wynik 8-1, z kolei „Siedem groszy” wskazuje rezultat 10-1.

[2] Siedem Groszy Nr 240, str. 6, 2 września 1935 roku

[3] Przegląd Sportowy, Nr 93, str. 4, 2 września 1935 roku

[4] Śląski Kurjer Poranny Nr 278, str. 7, 10 listopada 1935 roku

Ruch na obchodach Gedanii

Stadjon udekorowany był flagami o barwach polskich i gdańskich. Na zawodach obecni byli w zastępstwie Komisarza generalnego p. radca Lalicki, dyrektor Państw. Urzędu Wych. Fiz. I PW p. pułkownik Kiliński, szef wydziału wojskowego p. pułk. Rosner oraz przedstawiciele wszystkich klubów i towarzystw. Po przywitaniu gości i wymianie upominków obie drużyny stanęły przed trybunami, gdzie z prezesem p. Stańkowskim wznieśli okrzyk na cześć twórcy pierwszego stadjonu polskiego w Gdańsku p. pułk. Kilińskiego. Gest ten przyjęty został przez obecnych gorącem i oklaskami

– tak „Gazeta Gdańska” opisywała uroczyste powitanie zespołu Ruchu w czasie ich wizyty w granicach Wolnego Miasta Gdańska.

Równo 90 lat temu, na początku października 1932 drużyna Ruchu pojechała na krótkie tournée z okazji dziesięciolecia polskiego klubu – Gedanii Gdańsk oraz otwarcia jego stadionu. W trakcie wyjazdu „Niebiescy” rozegrali dwa spotkania – 1 października z Sportverein 1919 Neufahrwasser Danzig (Gdańsk) oraz 2 października z Gedanią. Na ten daleki wyjazd Ruch został wyznaczony przez PZPN, który powierzył właśnie hajduckiemu klubowi reprezentowanie polskiej piłki na tym zagranicznym tourneé.

Zapowiedź występu Ruchu w Wolnym Mieście Gdańsku. „Gazeta Gdańska” 30.09.1932, nr 225, s. 9.

Piłkarze „Niebieskich” zostali zakwaterowani w jedynym polskim hotelu, który funkcjonował w Wolnym Mieście Gdańsku, w Continentalu. Należał on przez cały okres międzywojenny do grona największych i najlepszych hoteli w Gdańsku. W pokojach znajdowały się aparaty telefoniczne oraz toalety i łazienki, co nie było na początku XX wieku hotelowym standardem.

Drużyna Ruchu przed hotelem Continental w Gdańsku 30 września 1932 roku. Zbiory SKRCh Wielki Ruch.

Pierwszym przeciwnikiem była drużyna z Nowego Portu – Sportverein 1919 Neufahrwasser Danzig, która rok wcześniej zdobyła tytuł mistrza Wolnego Miasta Gdańska. Mecz rozegrano w sobotę 1 października na boisku przy Heeresanger (na obiekcie przy dzisiejszej ul. Kościuszki). Ruch zagrał w następującym składzie: Kurek, Cieślik, Wadas, Zorzycki, Badura, Dziwisz, Krawczyk, Giemza, Peterek, Gwosdz, Kubsda. „Niebiescy” gładko zwyciężyli 7:1. Dominowali praktycznie przez całe spotkanie, co odzwierciedlał wynik. Po trzy bramki strzelili Peterek i Giemza, zaś jedną Gwosdz.

Moment przywitania Ruchu przez zawodników i działaczy Gedanii przed rozpoczęciem spotkania. „Goniec Nadwiślański Ilustrowany” 16.10.1932, nr 42, s. 330.

Dzień później zespół Gedanii obchodził uroczystość dziesięciolecia istnienia oraz otwierał swój stadion sportowy i dom akademicki we Wrzeszczu. Z tej okazji odbyło się wiele zawodów sportowych, takich jak mecz lekkoatletyczny czy mecz piłki ręcznej. Drugi występ Ruchu ściągnął tłumy publiczności na Stadion Polski mimo zorganizowania przez kluby niemieckie kilku konkurencyjnych imprez sportowych. Przed spotkaniem zarząd Ruchu złożył na ręce prezesa Gedanii Stanowskiego okolicznościowy puchar, a następnie obie drużyny wymieniły się proporczykami. „Niebiescy” zagrali w identycznym składzie jak dzień wcześniej. W pierwszej połowie spotkania przeważali i po dwóch bramkach Gwosdza prowadzili 2:1. W drugiej połowie widocznie opadli z sił i spotkanie zakończyło się remisem 2:2.

Drużyna Ruchu w Sopocie. Zbiory SKRCh Wielki Ruch.

Po spotkaniu odbyła się wspólna kolacja piłkarzy obu drużyn, przyczem odśpiewano szereg towarzyskich piosenek i wzniesiono kilka razy toasty na cześć zainteresowanych klubów. Wyjazd nad morze Ruch traktował jak wycieczkę, oprócz spotkań odbywając długie spacery i zwiedzając Gdańsk. Szereg atrakcji zapewnili graczom Ruchu, jak całej delegacji, która liczyła 20 osób, działacze Gedanii, panowie Koniczko i Wyrobek. Intensywnym programem wizyty tłumaczono przemęczenie drużyny, która opadła z sił w drugiej połowie spotkania z Gedanią.

URODZINY „BULIKA”

(…) Pełne trybuny, atmosfera wielkiego meczu – słowem było to znów widowisko godne wielkich derbów Śląska. Po serii ligowych remisów, dwa punkty i prestiż przypadł Ruchowi. Reżyserem i dyrygentem gry niebieskich był tego dnia Bronisław Bula. On podjął ciężar odpowiedzialności za losy spotkania i dzięki jego grze, pełnej fantazji, polotu i co najważniejsze skuteczności, Ruch już w czwartej minucie objął prowadzenie. Akcja była tak szybka, że trudno było uchwycić jej przebieg. Po podaniu Joachima Marxa z prawej strony, Bula idealnie wyskoczył do piłki i przelobował Andrzeja Fischera. (…) Gwiazda Buli jaśniała potem już pełnym blaskiem, on narzucał grze niebieskich tempo. Pełnymi finezji podaniami raz po raz puszczał w bój kolegów, sam nie rezygnując z każdej próby szturmowania przedpola zabrzan. W 17 minucie Ruch przeprowadził jedną z najpiękniejszych akcji meczu. Trzykrotna wymiana piłki między Maszczykiem, Marxem i Bulą, przepiękny strzał wspaniale obroniony przez Fischera i owacja na trybunach dla strzelca i bramkarza.

Sport, str. 2, Katowice 7 kwietnia 1975r.

To fragment relacji z derbowego spotkania Ruchu z Górnikiem, które odbyło się 6 kwietnia 1975 roku w Chorzowie, w którym nasz dzisiejszy solenizanta popisał się hat trickiem, a prowadzony przez niego na boisku Ruch zwyciężył 3-1! Był to jeden z dwóch ligowych hat tricków na koncie tego filigranowego zawodnika, który na świat przyszedł dokładnie 76 lat temu w Kochłowicach. Tam również spędził pierwsze lata swojego życia mieszkając przy ulicy Studziennej (obecnie Mazowiecka). Pierwsze piłkarskie kroki stawiał w chorzowskim Starcie, który w wyniku fuzji został wchłonięty przez Ruch. W nowym klubie szybko piął się po szczeblach kariery, zdobywając po drodze tytuł mistrza Polski juniorów (1965) i stając się jednym z najlepszych piłkarzy w historii naszego Klubu. W jego dorobku są trzy mistrzostwa Polski (1968, 74 i 75) oraz Puchar Polski (1974). Na jego koncie 399 spotkań z eRką na piersi (choć sam zainteresowany twierdzi, że było ich 401) i 110 goli. Rekordzista pod względem liczby występów i goli w europejskich pucharach. Reprezentant Polski (26-5). Genialny technik, którego umiejętności gry kombinacyjnej wzbudzały zachwyt w całej Europie!

W czerwcu tego roku nasza delegacja miała przyjemność odwiedzić Pana Bronisława w jego domu we Francji przy okazji nagrywając kolejny odcinek cyklu „Poznaj Niebieską Legendę”. Było to bardzo fascynujące i pełne wrażeń spotkanie, podczas którego widać było, że mimo iż Pana Bronisława dzielą od Chorzowa setki kilometrów, to jednak ciągle żyje Ruchem i tym co się wokół niego dzieje!

Z okazji urodzin składamy mu najserdeczniejsze życzenia zdrowia, szczęścia i wszelkiej pomyślności! Głęboko ufamy, że jeżeli zdrowie pozwoli, będziemy mogli gościć jeszcze go na stadionie przy ulicy Cichej i wspólnie cieszyć się z sukcesów naszego ukochanego Ruchu! Wszystkiego dobRego Panie Bronisławie!

Kulisy wyjazdu do Francji:

 

Pomnik Cieślika

Dzisiaj w samo południe byliśmy obecni na Stadionie Śląskim w Chorzowie, gdzie uroczyście odsłonięto pomnik Legendy Ruchu, Gerarda Cieślika. To wspólna inicjatywa władz województwa śląskiego oraz spółki Stadion Śląski.

Uroczystego odsłonięcia dokonali syn naszej Legendy Jan Cieślik, a także marszałek województwa Śląskiego Jakub Chełstowski, prezes Stadionu Śląskiego Jan Widera oraz dyrektor generalny Stadionu Śląskiego Bartłomiej Kowalski. Gośćmi wydarzenia byli m.in. prezes Śląskiego Związku Piłki Nożnej Henryk Kula, zarząd Ruchu Chorzów.

Nasz zespół historyczny reprezentowany przez Grzegorza Joszko, który mówił na otwarciu m.in.:

Gerard Cieślik – chorzowianin, synek z Hajduk, Ślązak. Olimpijczyk i reprezentant swojego kraju. W Oslo, kiedy pierwszy raz przywdział koszulkę z Orłem na piersi miał ogromną tremę, kiedy 10 lat później pokonywał Jaszyna został wielką legendą. W 1957 roku podczas meczu z ZSRR Stadion Śląski w Chorzowie był wypełniony po brzegi, trybuny wyglądały z daleka jak lekko falujące morze, nad sektorami wisiała denerwująca cisza, ale później dwukrotnie kibice ryknęli z zachwytu, to była eksplozja wielkiej radości. To były zwycięskie bramki, a ich strzelcem był Gerard Cieślik […] Zawsze zachwycał, w barwach Ruchu Chorzów przez dekadę był najlepszym strzelcem tej drużyny, w całej ponad 100-letniej historii Ruchu nikt nie zdobył więcej bramek od niego. Był wierny tej drużynie przez całą swoją karierę. Cieślik mówił: „Dla mnie Ruch to jest życie” […] Wielkie drużyny i wielkie kluby muszą mieć swój własny dom: „Ruch zasługuje na nowy stadion” – mówił Gerard Cieślik. Stadion Śląski jest dla reprezentacji Polski, tym czym Cicha dla Ruchu. Cieślik kochał oba te miejsca, te stadiony. To na nich zdobywał piękne bramki.

Foto Marcin Bulanda / PressFocus

Jak informuje profil Stadionu Śląskiego mierząca 170 centymetrów rzeźba przedstawia stojącego z założonymi rękami Gerarda Cieślika, opierającego lewą nogę na piłce. Wybitny chorzowianin ubrany jest w koszulkę reprezentacji Polski z pamiętnego meczu z ZSRR (20.10.1957 r.). Pomnik został wykonany z brązu i waży ponad 160 kilogramów. Rzeźba stanęła na kamiennym cokole, a całość zwieńczono pamiątkową tablicą.

Gratulacje dla pomysłodawców. Pomnik jest godny Gerarda Cieślika. Wszystkim tym, którzy uważają, że nie jest to miejsce dla takiej legendy – odpowiadamy im więcej Cieślika tym lepiej.